środa, 15 sierpnia 2018

Nowa Insurekcja

INUREKCJA KUŃTENERKOWSKO. Był wczesny ranek. Pociąg brzęcząc i klekocząc toczył się żółwim tempem, ku swojemu przeznaczeniu. Retusz wygodnie rozwalony na siedzeniu czytał nam swym aksamitnym głosem zapomnianą przez kogoś i zostawioną w przedziale księgę.. Przez otwarte okno letni wiatr zapachem słońca, wyschłych od upału słoneczników i kukurydzianej kiszonki owiewał nasze głowy. Wprawdzie zaczął ją czytać z nudów bo droga nam się dłużyła ale z czasem daliśmy się wciągnąć lektórze. Tytuł brzmiał ,,Wybuch i przebieg Insurekcji kościuszkowskiej . Gdy ją skończył zaczeliśmy dyskutować co by się stało gdyby Kościuszce się udało Może w Polsce byłby dziś większy porządek a pociągi by jeżdziły zgodnie z rozkładem. Kraj nie zmarnował by ponad 120 lat na zabory. Jechaliśmy do jakieś zabitej dechami dziury na Śląsku. Dziad Taplarski który się tam zamelinował trzy miesiące temu i przez ten czas nie dawał znaku życia przysłał nam wiadomość że pilnie mamy przyjeżdżać. No to jechaliśmy. Nagły zgrzyt przerwał nasze historyczne dywagacje. Pociąg wyjeżdżając z lasu dobiegał do jakiejś obskurnej stacyjki kolejowej. Jakaś odrapana tablica przybita do muru miała napis z nazwą miejscowości jeszcze w dwóch językach. Polskim i rosyjskim. Nikogo nie było oprócz Dziada w swoim kapeluszu i starej wojskowej panterce. Jak ostatnio cię widziałem miałeś inną kurtkę -zdziwił się Endrju. Dziad poprawił kołnierz swojej wojskowej bluzy i nieznacznie się uśmiechnął Latka lecą to i gwarancja jej wyszła. A wogóle to rozczulać się nie ma czego. No to na powitanie- powiedział i wyciągnął z kieszeni dwie flachy apaćka marki Cycula. Szybko otworzył i polał nam w plastikowe kubki. Niebiański bukiet alkoholu rozszedł się po opustoszałej stacyjce. Za spotkanie!! Wypiliśmy. Aby miłe pieczenie w gardle nie minęło za szybko to polaliśmy zaraz na drugą nóżkę. No to nie stójmy tu jak te barany-oświadczył Dzid. Chodzmy do mnie. Miasteczko nie sprawiało szczególnego wrażenia. Dziurawy asfalt Odrapane bloki. W oddali było widać zbudowane jeszcze przez Niemców budynki wojskowych koszar. Ich mury ozdabiały zacieki i puste miejsca po odłupanym tynku. Było dość spokojnie. Miejscowi bezrobotni dopiero wygrzebywali się z łóżek Wreszcie staneliśmy przed obskurnym blokiem. Weszliśmy na klatkę i iruszyliśmy po zaśmieconych schodach. Mieszkanko dziada było na samej górze. Drzwi kawalerki wyglądały zwyczajnie. Dziad jednak wstrymał nas ruchem dłoni. Wyciągnął z pod wycieraczk i małą rosyjską minę przeciwpiechotną Podem otworzył drzwi i pogrzebał w szparze w ścianie. Z góry zjechało pięćdżiesięciokilowe kowadło. Co jest grane – zapytał Profesor Glass. To biedne strony- wyjaśnił Dziad.Ludziom wszystko się przydaje więc trza swego pilnować. Weszliśmy do malutkiego pokoju. Z boku była miniaturowa kuchenka. Obok niej miniaturowa łazienka i kibelek. Wszędzie poniewierały się butelki po apaćku, jakieś szpadle, kilofy i całe stosy książek. Co ty wyprawiasz- zapytał Sierżant. Zapisałeś się na Uniwersytet trzeciego wieku? Dziad skrzywił się. Awiesz czasem warto poczytać żeby ktoś nie zarzucił człowiekowi żem ciemny. Wstawił wodę na herbatę a z lodówki wyjął jakieś konserwy których termin do spożycia minął w czasie zimnej wojny. Obok tego postawił butlę z miejscowym samogonem. Zaczeliśmy się pożywiać. Dziad sięgnął po butelkę i polał. Trzeba wypić łyczek przed robotą Gadaj po ludzku- zainteresował się Scyzor.No w porządku- zgodził się Dziad. A teraz słuchajcie uważnie. Przez ostatnie trzy miesiące tego szukałem. Pod miastem ciągnie się cały system bunkrów. Część wybudowali jeszcze Niemcy w czasie wojny. Robili tu jakieś tajne projekty zbrojeniowe. Starzy ludzie cuda opowiadali. W podziemia wjeżdżały całe wyładowane pociągi. Wyjeżdżały puste.Pilnujący esesmani opowiadali między sobą że Hitler zdobył jakąś tajemniczą technologię od obcych cywilizacjii czy coś takiego. W każdym razie w podziemiach coś się działo. Mówią że Georin też tu ukrywał swoje skarby które rabował po całej Europie. Gdy Niemcy zaczeli brać w kuper od ruskich zaczęto lochy zaminowywać. Nie zdąrzyli ich jednak wysadzić w powietrze bo niespodziewanie zjawił się oddział krasnoarmiejców który błyskawicznie zajął miasto. To co znależli w bunkrach nieżle nimi wstrząsnęło. Zjeżdżali się tu różni ruscy naukowcy i generałowie. Był nawet sam Żukow. Miasteczko zrobili strefą zamkniętą i zinstalowali tu swój garnizon. Opuścili miasto dopiero po upadku komuny. Zanim wyjechali zamówili ogromne ilości cementu. Co znim zrobili? Moim zdaniem zabetonowali wejścia do bunkrów żeby nikt nie dostał się do środka Dziad wyciągnął z szuflady starą pożółkłą mapę. Była opisana po niemiecku i ozdobiona emblematem hitlerowskiej gapy Popatrzta tu- powiedział zaintrygowany. Nie przewidzieli jednego.Ściany tego korytarza zrobione są z cegły.Wystarczy wykopać tunel na głębokości 40 m i długi na dwadzieścia i można przebić się przez tą ścianę. Cegła nie postawi dużego oporu. W ziemi jest wilgotno więc na pewno będzie krucha. Taki tunel to prawie kopalnia- złapał się za głowę Retusz. Potrzebowalibyśmy brygadę górników. I to ze sztygarem. Dziad uśmiechnął się potulnie i polał. Spokojnie. Bez paniki. A jak myślicie co robiłem ostatnie trzy miesiące? Retusz spojrzał na nas i mrugnął. Nieskromnie powiem że ci odbiło. Taka ilość przeczytanych książek przegrzała ci procesor i masz trudności by się zresetować- rzucił informatycznymi terminami. A ty alfabetu się boisz? -zapytał Dziad. Ja? Dzisiaj książkę przeczytałem. O Kościuszce i podał tomiszcze Taplarskiemu. Kużwa-powiedział z podziwem Dziad. Toć to wydanie uniwersyteckie. Dopiliśmy butelkę.Dziad wyciągnął z wanny jakieś młotki i kilofy. Zostało nam przebić się przez mur. Tunel skonczyłem kopać dwa dni temu. Idziecie? Wzruszyliśmy ramionami i złapaliśmy za narzędzia. Na dworze było już dobrze ciemno. Doszliśmy do jakichś ruin Księżyc schował się gdzieś za chmurą. Dziad głośno liczył kroki. Nagle jego noga nastąpiła na coś blaszanego. Odciągnął blachę i odsłonił czerniejącą dziurę w ziemi. Oszalowaną deskami. No i macie swoją kopalnię- zakpił. Maniek Kapucha leżał rozciągnięty na ławce. Obok niego stała butelka z niedopitym denaturatem. Został mu tylko malutki łyczek. Ponieważ była ciepła noc a Maniek jak każdy szanujący się bezdomny cały dobytek nosił ze sobą pieczołowicie zrolował kufajkę i umieścił sobie pod niemytą od kilku miesięcy głową. Rozczłapane buciory zdjął by dać odpocząć utrudzonym nogom. Zbólem serca spojżał na restkę denaturatu. Może Kacha na swej melinie miała jakiś zapasik Pokrzepiony tą myślą przechylił butelkę i wlał resztę zawartości do gardła. Nagle nie wiadomo skąd zerwał się wiatr. Zeschłe liście, papierzyska i inne śmieci zawirowały w powietrzu. Przestrzeń obok Mańka pokryła plątanina iskieri wyładowań elektrycznych. Maniek ze zdziwieniem spojrzał na flaszkę. Najmocniejsze procenty zostały na spodzie- pomyślał. Ze zdziwieniem zauważył jakiegoś potężnie zbudowanego faceta. Gościu klęczał jedną nogą na ziemi i podpierał się dłońmi. Był nagusieńki jak go Pan Bóg stworzył. Powoli wstał i skierował się w stronę Mańka. Menelowi szczęka opadła z wrażenia. Facet wyglądał jak Arnold Szwarceneger tylko na czole miał wytatułowaną czerwoną gwiazdę. Potrzebuję twojego ubrania- powiedział po rosyjsku Szwarceneger
Siostra Kunegunda wracała z kościoła do domu. Pogadała potem trochę z księdzem na plebanii i zastała ją noc. Postanowiła dzisiaj się dobrze wyspać bo jutro kończyła jej się przepustka i musiała wracać do swojego klasztoru. Mimo klasztornych postów i umartwień Kunegunda cierpiała na nadwagę Miała zaledwie 155 cm wzrostu a ważyła97 kilo. Na wolnej przestrzeni między drzewami nagle rozległy się jakieś trzaski. Zakonnica ze zdziwieniem zobaczyła błyskające światła wyładowań elektrycznych a jej chabitem zaczął mocno szarpać silny wiatr. Odruchowo chwyciła ręką na wiszący na jej szyi różaniec a drugą ręką podtrzymywała staroświecki zakonny kornet który okrywał jej głowę. Ze zdumieniem przetarła oczy. Z błyskawić wyłonił się człowiek i był kompletnie goły. Klęczał jednym kolanem na ziemi. Po chwili wstał i ruszył w kierunku oniemaiałej zakonnicy. Anioł- pomyślała Kunegunda. Przypominał jej z wyglądu pewnego amerykańskiego aktora Arnolda, Arnolda......-siostra usiłowała sobie przypomnieć jego nazwisko. Anioł- pomyślała chwilę póżniej. Objawił mi się anioł. Zauważyła że na czole ma symbol Orła Białego. Przybysz otaksował zakonnicę wzrokiem Potrzebuję twojego ubrania siostro- powiedział czystą polszczyzną. Usta Kunegundy po chwili zaskoczenia rozciągnęły się w uśmiechu. W końcu była jeszcze na przepustce.... Mur kruszył się po wolutku. Po pierwszej odbitej warstwie cegieł pokazała się druga pokryta jakąś smolistą substancją. Smoła- domyślił się Scyzor kując oporny mur. Posmarowali lepikiem by wilgoć nie przenikała. Sprawdz lepiej jaki ten mur gruby- polecił Viking. A co ja georadar jakiś- zirytował się kamieniarz Niby jak mam to zrobić? Kuj lepiej nie gadaj. Odpadła kolejna warstwa za którą pokazał się żółciutki piasek. Op- stęknął Sinka. Nie trafiłeś Dziadu z tym tunelem. Dziad nic nie mówiąc zaczął odgarniać żwir. Jakieś pół metra dalej pokazały się drewniane deski. Ustąpiły po solidnym kopie. Widać były spróchniałe. W wylocie dziury rozległo się przeciągłe echo spadających odłamków drewna i muru. Scyzor omiótł wnętrze dziuru światłem dużej latarki. Z wylotu otworu do posadzki korytarza było nie więcej jak metr więc zeskoczyliśmy bez większego trudu. Uważnie patrząc pod nogi przeszliśmy korytarzem około pół kilometra. Rety?- Flaszeczka rozejrzał się z podziwem. Metro tu budowali czy jak? A żebyś wiedział- potwierdził Dziad pokazując biegnące korytarzem szyny kolejowe Mówiłem że tu wjeżdżały pociągi. Przy ścianach biegły wiązki kabli elektrycznych. Od czasu do czasu błysnęła zębami namalowana na tabliczkach trupia czaszka. Tabliczki były opatrzone ostrzegawczym napisem Achtung albo Wnimanie. Widać Rosjanom nie chciało się ściągać tych niemieckich albo uznali że równie dobrze spełniają swą rolę. Dla celów ewakułacyjnych Dziad od czasu do czasu kredą malował krzyżyk na ścianie. Nie znaliśmy przecież tych lochów a w plątaninie korytarzy i komór niebezpiecznie było by się zgubić. Ło rety!! Wrzasnął nagle Autolikos. Co się drzesz- zirytował się przestraszony Yogistyczny. Auti światłem latarki wskazał wnękę w ścianie korytarza. Leżało w niej może z pięć ludzkich szkieletów. Co to za jedni-dopytywał się Sinka. Dziad wzruszył ramionami. Co za różnica. Tak czy siak nieboszczyki. Scyzor pochylił się nad jednym szkieletem i z kościstych palców wyłuskał butelkę. Stolicznaja- przeczytał etykietę. Zaszkodziła im?- zdziwił się. Pamiętam Stolicznają. Ruskie kiedyś sprzedawali na bazarze. Nie była zła. Pewnie pili podrabianą. - zawyrokował Retusz Idziemy. Niech sobie leżą. Po pół godziny doszliśmy do olbrzymiej hali. Była tak wielka że światło latarek nie mogło wymacać ścian. Pod nogami kłębiły się wiązki torów kolejowych. Przestrzeń była wypełniona dziesiątkami składów pociągów. Wyglądało to na jakąś olbrzymią zajezdnię. Scyzor z ciekaawości otworzył jeden z wagonów. Ze zdziwieniem zauważył że po sufit był wypełniony jakimiś książkami i dokumentacją. W pozostałych wagonach tego składu było tak samo. Bibliotekę okradli czy jak? Dziad otworzył wagon drugiego pociągui ze żdziwieniem wyciągnął nowiuśkiego kałasznikowa. Prawdopodobnie cały skład liczący osiemnaście wagonów był nimi wyładowany. Rozbiegliśmy się i pomagając sobie łomami na chybił trafił otwieraliśmy wagony. Pociągi były wyładowane różnymi towarami bez ładu i składu Wyglądało nam to na jakiś gigantyczny magazyn. Jego napełnianie rozpoczęli chyba Niemcy bo Retusz znalazł w jednym z wagonów niemiecki czołg typu Tygrys. Wniektórych składach znależliśmy rozmontowane samoloty. Nowoczesne odrzutowce MIG i pamiętające ostatnią wojnę myśliwce Messerchmita. Wszystko opatrzone dokumentacją techniczną. Największe wrażenie zrobiły na nas ołowiane pojemniki z uranem. Były opatrzone rosyjskimi napisami więc na pewno zostawili je tu sowieci. Było tu dosłownie wszystko. Począwszy od zwykłych śrubek poprzez wszelakiego rodzaju broń i amunicję a na przenośnych fabrykach i cysternach z paliwem kończąc.Popatrzeliśmy na siebie zdumieni. Kiedy my to wszystko wyniesiemy- zatroskałem się Tyle dobra. Przez tą naszą mysią dziurę nie wszystko da się przecisnąć- podrapałem się po głowie i oparłem o stojącą na platformie wielolufową wyrzutnię pocisków rakietowych typu Grad. Dziad nic nie powiedział tylko rozejrzał się z podziwem. Nagle w świetle latarki zauważył wiszący na ścianie masywny przełącznik. Pociągnął. Halę zalało światło elektryczne. Widać kabel energetyczny łączący podziemia z siecią nie został przez ruskich odcięty. Toraz dopiero w dobrym oświetleniu byliśmy w stanie ocenić rozmiary hali. I ilość zgromadzonych materiałów.W oddali majaczyły ustawione rzędami ciężarówki, czołdi śmigłowce a nawet staroświecki sterowiec Zdumienie nasze wzbudziły lodówki, telewizory, pralki żelazka, toster odkurzacze.... Do tego zapasy medykamentów a nawet karetka pogotowia. I rowery. Autolikos pokręcił głową. Wygląda to na specjalny magazy. Tu jest dosłownie wszystko Jeszcze te książki ze wszyskich dziedzin nauki- tłumaczył. Może spodziewali się wojny atomowej i umieścili to wszystko pod ziemią by po wojnie można było odtworzyć cywilizację? Pokiwaliśmy głowami. Autolikos mówił z sensem. Przecież tu jest cała ludzka wiedza- kontynuował Każdą rzecz można skopiować i odtworzyć No i te książki....A dlaczego tego nie zabrali zapytał Retusz. A po cholerę mieli ciągnąć ze sobą ten złom – stwierdził Scyzor. Mają tego u siebie dosyć. I pewnie też woleli się nie afiszować że mają tu takie zapasy. Westchnąłem ciężko. Chaniebnie się spóżniliśmy. Gdybyśmy tu byli dwadzieścia parę lat temu jak tunele były nie zabetonowane to uruchmilibyśmy te lokomotywy i pojechalibyśmy sobie prościuteńko do skupu złomu. Samo żelastwo majątek, a o metalach kolorowych nawet nie wspomnę- rozmarzyłem się. Co ty wygadujesz za głupoty Dwadzieścia lat temu to tu było pełno ruskich sołdató. Coś byśmy wykombinowali- dodałem niepewnie... Scyzor machnął ręką. Poszukajmy lepiej czegoś wartościowego i nie wymyślajmy problemów. Pracowita noc przed nami. Doszliśmy do szerokiego pustego placyku. Zauważyliśmy wiszącą na wysokości jakicś sześciu metrów lokomotywę. Podtrzymywał ją na linach potężny dżwig przymocowany do stropu. Remont cheba robili- zauważył Yogi. Nie- burknął Glass. Dla zabawy unieśli ją tak wysoko. Chodż z tąd bo jeszcze nią w łeb oberwiesz. Czas leciał szybko. Już trzy godziny myszkowaliśmy po podziemiach Zobaczcie co znalazłem!!- usłyszeliśmy nagle głos Dziada.Pobiegliśmy w jego stronę.Pokazywał sporą wnękę. Wewnątrz na granitowym postumencie stał jakiś dziwny metaliczny obiekt z grubsz przypominający dzwon. Był szeroki i na oko miał ze cztery metry wysokości. Dziad wyglądał na zachwyconego ale na nas znalezisko nie wywarło większego wrażenia. Dzwonnica jakaś czy co?- z głpia frant zapytał Viking. Moi drodzy, nie pieprzcie głupot- powiedział Dziad dziwnie uroczyście. Gardło miał tak ściśnięte że ledwie gadał. To dzwon. Tajemnicza technologia Hitlera. Projekt Die Glocke. Yyyyy- zapytaliśmy. Do czego to służy? Niewiem- Dziad rozłożył ręce. Może to latający talerz. Albo elektrownia która obywa się bez paliwa. W każdym razie wielkie odkrycie naukowe Viking ziewnął rozdzierająco. W dupie mam nuu.......- nie zdąrzył dokończyć. W tym momencie rozgległ się jakiś dudniący odgłos kroków. Usłyszeliśmy ogłuszający gwizd. Chmura grubego śrutu roztrzaskała tabliczkę z napisem Wnimanie elektriciskije natjężenie, Walił na nas jakiś potężnie zbudowany facet podobny do Szwarcennegera. Nosił mimo półmroku ciemne okulary. Był ubrany w poszarpane poplamione cuchnące brudem spodnie i przewiązaną jakimś sznurkiem kufajkę. Na głowie miał krzywo zatkniętą czapkę uszankę. Sznurki czapki były rozwiązane i podbite misiem uszy zabawnie sterczały na boki. Pomyślałem że to jakiś sowiecki żołnierz co po pijaku zapomniał się ewakułować i teraz po dwudziestu paru latach wytrzeżwiawszy się obudził. Stanął od nas w odległości jakichś dziesięciu metrów. A w ręku trzymał potężnego obrzyna. Coś Coś ty za jeden- wydukał Autolikos. Właśnie- dopowiedział Endriu. Zostałęm zaprogramowany by was zlikwidować -powiedział typek. Wycelował w naszą stronę swoją broń. Hasta la vista. Bejbi- powiedział po rosyjsku. W tym momencie blaszane wrota jednego z pomieszczń wypadły z hukiem z zawiasów. Padnij!!! Usłyszeliśmy. Nie trzeba było nam tego dwa razy powtarzać. Kufajka podobnego do Arnolda kolesia była rozrywana eksplodującymi pociskami. Na facecie nie robiło to większego wrażenia. Uderzenia pocisków odsunęły go od nas parę metrów ale on ciągle stał. Jego twarzy nie zmącił najmniejszy grymas bólu. Któryś z wystrzałów oderwał mu pół twarzy razem z czapką. Błysnęła metalowa czaszka z błyszczącym wściekle czerwonym okiem. Co u cholery- zaklął rozpłaszczony na podłodze Glass. Terminator jakiś? Butelka z jakimś zapalającym płynem zatoczyła łuk pod sufitem i spadła na cyborga. Natychmiast zajął się płomieniem. Oszołomiło go to bo runął na beton. W naszym kierunku szedł identyczny jak brat blizniak tamtego podobnej postury facet. Bbył idiotycznie ubrany. Miał na sobie króciuteńki zakonny chabit odsłaniający muskularne nogi. Na szyji miał zawieszony gruby różanieć a z pod zakonnego kornetu wystawały nogi i ogon polskiego orzełka. Jescze jeden – jękliśmy. Cyborg wesoło pogwizdywał ,,Przepijemy naszej babci domek cały... Chodzcie ze mną jeśli chcecie żyć- oświadczył krótko. Coś ty za jeden?- zapytał zdumiony Dziad. Jestem cybernetycznym organizmem. Metalowy endoszkielet pokryty żywą tkanką. Moją misją jest was chronić. Czyli?- zapytał oszołomiony Yogi. Zastrzelę każdego kto się do was zbliży- oświadczył cyborg przebrany za zakonnicę. Doceniam twoje starania- zagadał Retusz i wiem że przebyłeś daleką drogę ale nie możesz tak chodzić i zabijać ludzi. Dlaczego?- zdziwił się terminator. Bo to nie ładnie – wykrzyknął Endriu Jestem zaprogramowany by was chronić za wszelką cenę dopóki nie wyruszycie na misję. Uważać z tyłu na dziewiątej- krzyknął cyborg i wystrzelił Zauważył że opalony do gołego metalu drugi terminator wstał na nogi. Wybuchowy pocisk trafił w ogniwo łańcucha suwnicy podtrzymującej podwieszoną lokomotywę. .100 ton żelastwa runęło grzebiąc pod swoją masą ruskiego Terminatora. Spod żeliwnej masy wystawała tylko metalowa czaszka ze świecącymi na czerwono ślepiami i kawałek dłoni która nerwowo drapała palcami. Scyzor przyglądał się zafascynowany. Oglądał kiedyś film na komputerze gdzie takie szkielety z czerwonymi ślepiami latały po zrujnowanych miastach pełnych czaszek ale żeby samemu coś takiego spotkać i to w dodatku dwa na raz to się nie spodziewał. Co z nim?- zapytał cyborga. Robot z przyszłości założył szybkim ruchem leżące na ziemi ciemne okulary które spadły tamtemy. Z nim? Weż go olej. Scyzor posłusznie rozpiął rozporek i wycelował we wściekle czerwone ślepia. Zrobiło się tam pewnie od tego jakieś zwarcie bo po czaszce zaczęły latać małe błyskawice i ślepia zgasły. Idziemy- zarządził Terminator. Gddie? Uruchomić teleporter tachionowy. Co? Wechikuł czasu. Pomaszerowaliśmy. Cyborg zatrzymał się przed dzwonem. Podsunął sobie pod nogi jakąś pakę i zaczął grzebać w mechaniżmie urządzenia. Szybko łączył jakieś kable i przewody. Wyglądało jak by przerabiał całą instalację. To co przez lata nie udało się niemieckim i sowieckim naukowcom załatwił w 10 minut. Powód tego sukcesu był prosty. Po prostu wiedział co i jak popdłańczać. Z pewnym zdziwieniem zauważyliśmy że stojącemu na pudle cyborgowi z pod przykrótkiego chabitu wystają falbaniaste majtasy. Pewnie gej- pomyśleliśmy. Znaczy odlatujesz- Yogi zapytał dla podtrzymania dobrej atmosfery. Terminator obejrzał się nie przerywając roboty. Nie. Ja zostaje. To wy lecicie. Coooo?- wychrypiał Retusz Poszerzyłem promień działania teleportera- mówił jakby nigdy nic cyborg. Zabierzecie ze sobą cały ten magazyn. Gdzie mamy lecieć- wykrztusiłem. Nie wiem. To wasza misja Polecicie gdzie chcecie. Wystarczy że na tym panelu ustawicie miejscowość i datę. Pózniej naciśniecie ten czerwony guzik. Reszta zadziała sama Gdy będziecie wracać postąpcie identycznie. Nigdzie nie lecę- wrzasnął przerażony Yogi. Ani ja- też wrzasńłem Lecisz. Nie Tak, Nie Tak Nie Tak Nie!!!!! To zmuszę was byście lecieli. Zabij mnie a nie polecę- wrzasnąłem Kurcze- zmartwił się terminator Tego nie wolno mi zrobić. Jestem zaprogramowany by was chronić. No widzisz- ucieszył się Autolikos. Chcecie to dam wam buzi, polecicie wtedy- zaproponował i ustawił usta w dziubek. Teraz dopiero przeraziliśmy się nie na żarty Świtało nam w głowach że nasze domysły dotyczące jego orientacji mogą być prawdziwe. To , to może polecimy- skapitulował Viking. Terminator nieznacznie się uśmiechnął i przez jakiś czas nam tłumaczył o co chodzi. Powoli nabieraliśmy przekonania że ma rację. Zaczęło nam się to nawet podobać Weszliśmy do wnętrza dzwonu Retusz na klawiaturze wystukał datę. 1794 8 kwietnia W nazwie miejscowości wpisał Bosutowo koło Racławic. Zanim wcisnął guzik przez szybkę zobaczyliśmy Terminatora pokazującego kciuk w geście powodzenia.

Panie Naczelniku, panie Naczelniku~!! Spokój tam. Cisza!!- krzyknął Kościuszko. Kosynierzy to dobre chłopy ale większość rehulaminów wojskowych mieli gdzieś. Ale co się dziwić. Te proste Wojtki, Bartki i Maćki do tej pory zginali krzyże przy pługu. A teraz nazywają ich obywatelami i traktują równo ze szlachtą. Każdego prostaczka by to oszołomiło. Naczelnika mimo odniesionego parę dni temu zwycięstwa pod Racławicami nad oddziałem generała Tormasowa trapiły troski. Patriotycznie nastrojoną plotką wiktoria racławicka urosła niemal że do rozmiarów Grunwaldu. Ale Kościuszko, doświadczony żołnierz wiedział że tak naprawdę była to niewiele znacząca potyczka. Cały wynik wojny nie rokował najlepiej dla Polaków. Udało się zwyciężyć bo korpus carskiego generała Fersena nie dotarł na czas. A kilkuset dobrych polskich żołnierzy legło na polu bitwy jak snopy zżętego zboża. Na pomoc Francji nie było co liczyć. Jakobińska rewolucja miała robotę ścinać głowy wszystkim tym którzy ją robili, poza tym młoda republika toczyła ciężkie walki z zewnętrznym i wewnętrznym wrogiem opłacanym z angielskich pieniędzy. Naczelnik nie liczył że usłyszy Marsyliankę nad Wisłą choć plotek o idącej z pomocą dla powstańców armi francuskiej nie dementował. Nie chciał gasić wśród ludzi zapału. Choć generalnie pewne szanse były. Generał Dąbrowski odnosił pewne sukcesy w walkach z napierającymi Prusakami. Osławieni grenadierzy z Prus zwani połykaczami ognia byli ostatnio jak by nie w formie. Cesarstwo Austrii wolało by zachować raczej dzisiejszą sytuację geopolityczną i wkroczy do Polski tylko wtedy gdy wkroczą inni by dokonać kolejnego rozbioru. Największym zagrożeniem była nienasycona żądza władzy carycy Katarzyny. Słaby i chwiejny król Poniatowski chyba już całkiem przyłączył się do zdrajców wiszących u sukni imperatorowej. Ta zachłanna i zepsuta baba wraz z jej licznymi faworytami była największym zagrożeniem dla Republiki powołanej do życia Konstytucją Majową. Wieści które z kraju dochodziły do Kościuszki potwierdzały że Insurekcja się rozszerza. Jakub Jasiński pisał z Wilna że tamtejsi powstańcy próbują samodzielnie oswobodzić Litwę. Dzielny szewc, Jan Kiliński był praktycznie panem w Warszawie. Do oddziałów insurekcyjnych garnęła się patriotycznie nastawiona drobna szlachta i chłopi. Zwielkimi magnatami był większy problem. Większość to byli jawni zdrajcy którzy popierali KatarzynęII. Ale nie brakowało też w Rzeczpospolitej ludzi światłej i reformatorów Staszic, Kołłątaj czy młody uczony Jędrzej Śniadecki. Tylko żeby sił starczyło- myślał Kościuszko. Odeprzeć wrogów, zyskać parę lat spokoju, okrzepnąć, nabrać sił, zmodernizować armie, wyedukować naród, wzbogacić, rozwinąć przemysł. Potrzeba nam czasu, czasu i jeszcze raz czasu. Parę lat spokoju. Wtedy nie damy się nikomu. Przed kwaterą naczelnika podnosił się coraz głośniejszy gwar. Do środka wszedł Generał Madalinski. Panie Naczelniku. Kosynierzy z deputacją do waści przybyli Gadają że jakowyś szpiegów prowadzą. Mowe mają polską ale jakąś taką twardą jakby z cudzoziemska. Są dziwnie ubrani i zaprzeczają że są szpiegami. Mówią że przybywają z pomocą i chcą tylko z Naczelnikiem gadać. Może to francuscy emisariusze? Kościuszko pokręcił głową. Mości jenerale- powiedział Francuzi teraz zajęcie mają w Wandei gdzie biją się z szuanami. A i Prusacy na nich następują. Może to Anglicy? Albo wysłannicy amerykańskiego prezydenta ze słowami pociechy, bo konkretów się nie spodziewam. Wprowadzić tych kosynierów. Madalinski krzyknął na zewnątrz. Do środka weszło trzech wąsatych chłopaków w krakowskich sukmanach. Sądząc po wyglądzie żołnierzy szpiedzy których schwytali stawili twardy opór, Jeden z nich opuchniętą gębę miał obwiązaną brudną szmatą, drugi podbite oboje oczu a trzeci poszarpaną sukmanę i rozerwane denko krakuski. Kościuszko ze zdziwieniem zauważył że są do siebie podobni jak krople wody. Pewnie bracia- pomyślał. Przyjżał im się i zapytał. Jak wam na imię? Żdzicho, Władko Krzycho. Kościuszko zatrzymał się zaskoczony. Dwóch pierwszych braci mówiło cienkimi głosami a trzeci brzmiał grubym basem. A dlaczego ty mówisz tak grubo jak wół a oni pieją jak koguciki? Krzycho podniósł głowę i zadudnił. Troje nas matka naraz miałą A że jak to u niewiasty jeno dwa cycki były to ja musiałem pić piwo. Wszyscy się roześmieli ale bracia zachowali zastanawiającą powagę. Dowódcy popatrzyli na nich ze zdziwieniem. Czyżby mówił prawdę? Gdzie ich złapaliście- zapytał Naczelnik. Pół wiorsty od obozu- zapiszczał ten z podbitymi oczami. Jest tam jakiś wielki tabor który rzekomo te psubraty ze sobą przyprowadziły. Ale chyba sprawiedliwie łżą. Wozy całe żelazne i tak wielkie że chyba w dwadzieścia wołów by mógł jeden ruszyć. Wszędzie jakoweś żelazne machiny jakich żem w życiu nie widział. A tych wozów....zatrzęsienie.!!!!! Cały folwark by ich nie pomieścił.-meldował żołnierz. Gdy nas zobaczyli to podeszli i jeden z nich powiedział że chcą z waszą miłością mówić. Ubranie dziwaczne to Krzycho mu powiada że wara, pan Naczelnik z byle chudopachołkami komitywy zawierał nie będzie. Poza tym wyglądają na carskich szpiegów i ich w areszt bierzem i żeby rychło buty rozdziewali bo boso ich pognać chcemy. Wtedy jak on nie praśnie Żdzicha w gębę to aż ten się wykopyrtnął. Tu pokazał tego z obwiązaną gębą Tak- potwierdził Zdzicho. Niby nie młody dziad a krzepki Jak mnie walnął to tera mie się trzy zęby ruchają. A Władkowi to oboje oczu podbił. Wtedy my za kosy. A on wyrwał kosę Krzychowi i jak zacznie nią obracać- tu pokręcił głową z podziwem. Jak sam Bartosz Głowacki Widząć bitkę reszta ich na nas też ruszyła......To jak udało wam się ich przyprowadzić- zapytał Naczelnik. Yyyyyy- wykrztusił Krzych. Ponieważ żadna ze stron wiktorii odnieść nie mogła to my się łaskawie zgodzili by z dobrawoli w niewolę poszli. Naczelnik kpiąco popatrzył na chłopaków. Wyglądało na to że tajemniczy przybysze sprawili chłopakom solidny łomot i osiągneli to co chcieli czyli trafili do niego. Przyprowadzić- rozkazał. Zobaczymy co mają do powiedzenia. I co to za tabor który przyprowadzili.Jeden z kosynierów wyszedł przed kwaterę. Po chwili wszedł z powrotem. Weszliśmy. Wśrodku panował lekki półmrok. Kościuszko wydawał nam się dość niski. Na historycznych obrazkach wyglądał na wyższego ale łatwo go poznaliśmy po charakterystycznym jak skocznia narciarska nosie. Mówcie waćpanowie coście za jedni i z kąd przybywacie- powiedział surowo Naczelnik. Bo jeśli szpiedzy to roztrzelanie wam grozi bo czas wojenny. Poza tem żeście moich żołnierzy poturbowali a temu co kole mnie stoi oba ślepia podbili. Scyzor z ukosa spojrzał na wyprężonego jak struna kosyniera. Bo tępy- odpowiedział. A dwoje oczu mu podbiłem bo dwa razy chciałem mu wytłumaczyć że się chcemy z panem Kościuszką widzieć. A on nie słuchał. Capisce?- zakończył po włosku. Generał Madalinski roześmiał się głośno.Czy waćpanowie czasem nie z Francii przybywacie? Jakąś pomoc od Galów niesiecie? Scyzor prychnął z niechęcią. Co warta jest żabojadzka pomoc Polska przekonała się we wrzesniu 1939 roku- wypalił z mocą. Oficerowie popatrzyli na niego zdziwieni. Czyżby ten człek był niespełna rozumu? Scyzor widząc że przeszarżował rzucił bez sensu. Przybyliśmy z przyszłości. Jesteśmy zaprogramowani by was chronic. Zebrani wytrzeszczyli oczy. Scyzor wyrażnie w ich oczach zyskiwał opinię wariata. Mamy broń która pomoże pokonać wam wrogów. Dysponujemy rzeczami o których wam się nie śniło. Terminator powiedział że zmienimy bieg wydarzeń. Jego mowa wywoływowa coraz większą wesołość. Nawet Naczelnik porzuciwszy swą sztywną powagę słuchając tego co wygadywał Scyzor śmiał się coraz głośniej. Co to są satelity telekomunikacyjne, międzykontynentalne pociski balistyczne, taktyczna broń termonuklearna. Nikt z obecnych nie znał większości słów które wypowiadał ten człowiek. Wesołość była coraz większa. O w mordę- pomyślał Viking. Przeszarżował chłop z tymi łodziami podwodnymi o napędzie jądrowym i niewidzialnymi bombowcami. Ich to pewnie nie mamy na składzie. Trzeba coś zrobić bo jeszcze zamkną nas do czubków. Tu wychodząc ze słusznego założenia że lepsze od gadania jest działanie wyszarpnął z za paska spodni zabrany ze sobą z jednego z wagonów automatyczny pistolet maszynowy Hecler Koch zbudowany z kompozytowych materiałów i wyposarzony w wydłużony magazynek Dziwny przedmiot w jego ręku nie zwrócił większej uwagi. Dopiero gdy Viking ustawił przełącznik w pozycji ,,Ogień ciągły,, i jedną serią wyrąbał w dachu namiotu dowódcy powstania wielką dziurę wszyscy zamilkli. Duży płat materiału opadał powoli i nakrył stojący pośrodku stół. W milczeniu które zapadło wolnym ruchem dłoni położył broń na stole. Skoro nie dorośliście do prawdziwej broni o której mówił wam nasz kolega to ta zabaweczka musi wam na razie wystarczyć- oświadczył zdumionym tym pokazem zebranym oficerom. Następnie wyłuskał z kieszeni swego smartfona i wszedł w Moje Media. Miał tam powgrywane parę filmów. Opuścił film na którym było widać kąpiąćą się nago jakąś laskę i wybrał plik ,,Helikopter w ogniu,, Włączył i kładąc na stole mruknął. Popatrzcie sobie. Gapili się jak zaczarowani aż wyczerpała się bateria. Gdy ekran komórki zgasł Dziad oświadczył nie znoszącym sprzeciwu głosem. A teraz musimy porozmawiać sobie z panem Kościuszką. Tylko on i my- pokazał wyjście reszcie. Kościuszko spojrzał na Madalinskiego i skinął głową. Wyszli. Na pożegnanie Scyzor powiedział w ich kierunku. Hasta la vista. Bejbi.
Po godzinnej rozmowie Kościuszko wybiegł z namiotu jak by go diabeł gonił. Był blady oczy miał rozbiegane, a ręce mu się trzęsły. Na czele szwadronu kawalerii pogalopował w kierunku tajemniczego taboru. Towarzyszył mu Scyzor w swoim pasiatym sweterku. Galopował na pięknym kawaleryjskim ogierze jakby całe życie nic nie robił tylko jeżdził konno. Wrócili po kilku godzinach Naczelnik był tak przejęty jak nigdy mu się nie zdarzyło nawet w najkrwawszej bitwie. Kawalerzyści którzy z nim byli też wyglądali na nieżle zastrachanych. Wielu czyniło ukradkiem znak krzyża i gadało po cichu o czarach. Naczelnik do pilnowania składu wysłał natychmiast regiment piechoty z oficerskiej szkoły kadetów. Byli to najbardziej zdyscyplinowani żołnierze i prędzej by dali się posiekać niż by mieli złamać rozkazy. Naczelnik zarządził naradę wszystkich wyższych oficerów. Podniecenie i gwar nie ustępowało do samego rana. Gdy nieco ochłonęli Naczelnik zaczął Pocztą Wojskową rozsyłać listy. Do Jasińskiego na Litwę , do gen. Dąbrowskiego i do Kilinskiego w Warszawie. Napisał także list do profesora Jędrzeja Śniadeckiego. Kazał mu zebrać wszystkie najtęższe głowy i uczonych jakich tylko może znależć w Rzeczpospolitej i zjawić się jak najszybciej z nimi pod Bosutowem. Był ranek 9 kwietnia 1794 roku. Historia przeskoczyła na inne tory. Naczelnik Kościuszko zakończył golenie. Pomacał podbródek i z podziwem popatrzył na elektryczną maszynkę do golenia produkcji radzieckiej. Sciągneliśmy do obozu agregat prądotwórczy i mieliśmy już prąd. Wszędzie pod naszym kierownictwem kładziono kable, wkręcano żarówki. W malutkich słuchawkach podłączonych do komórki którą Naczelnik wybłagał prawie na kolanach od Vikinga darła się w niebogłosy Doda. Doda bardzo się Kościuszce podobała i od czasu do czasu spoglądał na tapetę smartfona z ustawionym zdjęciem Rabczewskiej które zostało zrobione dla jakiegoś rozbieranego magazynu dla panów i cmokał z zachwytem. Panie Naczelniku!- ordynans generała młodziutki porucznik Kowalewski zajrzał do namiotu. Profesorowie wrócili z taboru i proszą o posłuchanie. Kościuszko westchnął. Wyciągnął słuchawki MP-3 z uszu, zerknął jeszcze raz na roznegliżowaną Dodę i rozkazał. Wpuścić. Z licznego grona uczonych ściągniętych z całego kraju weszło tylko trzech. Hugon Kołłątaj, Stanisław Staszic i Jędrzej Śniadecki., Przebywali w Bosutowie już kilka miesięcy aleciągle byli podekscytowani. Zasiedli do stołu. Ordynas Kościuszki napełnił dostojnym gościom kielichy. Rozmowa grzecznościowo rozpoczęłą się na tematy błache by z czasem przejść na sprawy poważne. Panie Naczelniku.-zaczął Śniadecki poprawiając upudrowaną perukę. -zapalał się Śniadecki. Kościuszkę mało obchodziła Teoria względności. Grzecznie jednak czekał aż najświetniejsze umysły kraju zdradzą mu same o co im chodzi. Ogrom wiedzy który tam się znajduje na dzień dzisiejszy nas przerasta. Gdyby nie pułkownik Miodojad który teraz kreśli projekty mających powstać manufaktur i pułkownik Glass co zajmuje się inwentaryzacją tego skarbu błądzilibyśmy jak dzieci we mgle. Kościuszko skinął głową. Niechętnie oddelegował do tej roboty dwóch dobrych oficerów których wolałby mieć przy sobie. Księgi które tam się znajdują w takiej ogromnej liczbie opisują takie rzeczy że zdumienie ogarnia człowieka. Wszystko czego nauczyłem się dotej pory na Akademiach w Polsce i Italii jest fraszką. Ot. Chocby weżmy to. Śniadecki wyciągnął jakąś broszurkę napisaną po francusku. Teoria względnośći Einsteina. To niesłychane rozwinięcie prac Izaka Newtona. Nie wszystko jeszcze z tego rozumiem ale trochę zaczynam pojmować. Mogło by to wyjaśnić też jak ONI się tu znależli. Powiązać ze sobą czas i przestrzeń to niesłychanie nowatorskie spojrzenie. Kościuszkę mało obchodziła Teoria względności. Grzecznie jednak czekał aż te najświetniejsze umysły kraju same zdradzą o co im chodzi. Zapytałem pana Scyzora o tą teorię ale on mnie zbył mówiąc po włosku jakieś sprośności. Zna się na sprawach których ja nie pojmuje a nie zna na przykład gramatyki łacinskiej a te tak zwane silniki spalinowe zna na wylot. Myślę że to w jakiś sposób człek prosty. Wie też dużo o elektryczności o której po uniwersytetach dopiero wspominają. Scyzor był prostym człowiekiem ale z techniką był obeznany jak mało kto i w tym zakresie miał ogromną praktyczną wiedzę. Jeśli chodzi o wojskowość tak samo. W ludowym wojsku polskim odsłużył przepisowe dwa lata w wojskach powietrznodesantowych i następne dwa lata w kompaniach karnych. Gdy odszedł z wojska jego dowódcy odetchneli z ulgą. W różnych kompaniach karnych w których był bo stale go przerzucali zdarzały się z jego powodu przypadki samobójstw wśród kadry dowódczej. Scyzor nie raz potrafił doprowadzić swoich przełożonych do rozpaczy. Kościuszko chrząknął grożnie. Pan Scyzor jest żołnierzem. Najlepszym jakiego w życiu poznałem. Nie godzi się o nim mówić że to prostak bo nie zna jakiejś gramatyki łacinskiej. Szkoli kosynierów nowej taktyki. Sposobów walki piechoty, tyralier, okopywania, strzałów zza węgła, robienia pułapek. Wyszkolił mnóstwo ludzi w posługiwaniu się nowoczesną bronią. Pamiętacie panowie co się stało gdy pułkownik Scyzor udał się z oddziałem wyszkolonych przez siebie kosynierów na odsiecz otoczonej przez Prusaków Warszawie? Uczeni uśmiechnęli się. Wydarzenia te przeszły już do legendy. Scyzor przerzucił swój batalion bardzo szybko na ciężarówkach i transporterach opancerzonych. Na szykującą się do szturmu na Warszawę pruską armię spadł huraganowy ogień katiusz i karabinów maszynowych. Żywa noga nie uszła. A wie pan panie Naczelniku- uśmiechnął się Staszic, że lud Warszawy chce na pamiątkę tej wielkiej wiktorii którą już zwią Cudem nad Wisłą uczynić pomnik ku pamięci potomnych? Ma mieć postać syreny z gołymi piersiami z mieczem i tarczą. Wszystkie warszawskie damy chcą pozować do tego posągu. Kościuszko sięgnął po komórkę i włączył obraz. Patrzył przez chwilę oblizując się. Kołłątaj uśmiechnął się pod nosem Kościuszko już kilka razy pokazywał mu ten frywolny obrazek Chcę by wyglądała jak ona- powiedział po chwili. To znaczy ma mieć takie piersi Śniadecki ze zrozumieniem skinął głową patrząc na napompowane silikonem balony. No właśnie!!- zapalił się Kościuszko. Przede wszystkim piersi. Zapadła chwila niezręcznego milczenia. No, Ad rem, mości panowie- przerwał ciszę nieco skofundowany Kościuszko. Głos zabrał Staszic. Panie Naczelniku. Choć zapasy zgromadzone w tym taborze wydają się ogromne to każdy skarbiec z którego tylko brać opustoszeje z czase. Więć?- zapytał Naczelnik Zebrani spojrzeli na siebie. Należy zabrać księgi i plany i zgromadzić w bezpiecznym miejscu. Zrobić ich kopie i rozesłać po akademiach. Wyszukiwać zdolnych ludzi wszystkich stanów i uczyć, uczyć i jeszcze raz uczyć. Gdy będziemy mieli dużo oświeconych obywateli, wiedzę tę uda nam się z czasem opanować a nawet poszerzyć. Podobnie z machinami znajdującymi się tam. Zabrać po kilka sztuk z każdego rodzaju. Zbadać i spróbować budować podobne. Należy zacząc od najprostrzych Pułkownicy nasi mówią że pewnych rzeczy nie da się zrobić bez INFRASTRUKTURY- z trudem wypowiedział nowomodne słowo. Będziemy musieli zbudować huty, fabryki, kopalnie. Cały naród musi brać w tym udział. Pojedynczy ludzie nie udzwigną takiego ciężaru. Tajemnic i planów należy strzec jak oka w głowie. Trzeba powołać specjalną policję do ich ochrony i wyłapywania zagranicznych szpiegów. Są księgi o takich policjach. KGB, CIA, Mossad. Mieli ciekawe metody. Wiele rządacie panowie- Kosciusko pokręcił głową. Mamy ciągle wojnę. Moskale gromadzą wielką armię- powątpiewał Wojnę mamy już wygraną panie Naczelniku- powiedział z jakąś dziwną pewnością w głosie Kołłątaj. Ztaką bronią i tymi oficerami odeprzemy każdą agresję. A tę pracę musimy rozpocząc już teraz Potrzebny jest dekret albo uniwesał o poszerzeniu uprawnień Komisyi Edukacjii Narodowej. Bez tego będziemy ciągle się potykać p ludzką głupotę i inne trudności. Kościuszko westchnął. Czuł że mieli rację. Wydam uniwersał- westchnął. Tylko panowie musicie mi pomóc w jego zredagowaniu. Nie wiem bowiem jakich oczekujecie uprawnień. Gdy usł\yszał pokręcił głową z niedowierzaniem Rządali niemal dyktatorskiej władzy. Ale to było konieczne. Aaaaaa, no i jeszcze muszę napisać patent generalski panu Scyzorowi. Bo i bez mojego patentu całe wojsko go zwie generałem a on nawet munduru nie ma i paraduje w tym swoim dziwnym ubraniu. Tak zakończyła się ta historyczna i doniosła w skutkach narada w gabinecie naczelnika, Wychodzący z narady Kołłątaj nagle zapytał Kościuszkę. Co to za pieśń którą żołnierze ciągle śpiewają Taaaaaa?- Kościuszko uśmiechnął się szeroko słysząc ją z wojskowego obozu. To ,,Przepijemy naszej babci domek cały,, Jenerał Scyzor ją żołnierzy nauczył. Cała Rzeczpospolita już ją śpiewa.- rzucił na odchodnym. Gdy wyszli w obozie rozległ się warkot motocykli. To wracał z patrolu nowo mianowany ale jeszcze o tym nie wiedzący jenerał Scyzor. Na czele kompanii rozpoznawczej swojego pułku. Kompania poruszała się na motocyklach Sindap i Ural z przyczepami. Na każdej przyczepie był zamontowany karabin maszynowy MG-42 zwany w czasie IIwojny św piłą tarczową Hitlera. Ilośc ta przemnożona przez 50 motocykli na których poruszała się kompania miała jak na wiek 18 siłę ognia wprost potworną. Dodatkowo każdy ze stu żołnierzy miał przewieszony przez ramię automat Kałasznikowa i komplet amunicji. Kosynierzy wyglądali trochę dziwnie bo byli ubrani w chaftowane krakowskie sukmany a na głowach mieli pamiętające Hitlera Stalhelmy ozdobione motocyklowymi goglami. Na bokach motocykli mieli wymalowane na rozkaz Scyzora wilcze głowy z wyszczerzonymi zębami. Kosynierzy nie bardzo wiedzieli po co mieli malować te wilcze głowy na bokach motocykli, a gdy zapytali dowódcy Scyzor im odpowiedział że tak będzie bardziej harkorowo. Co znaczyło to słowo? Mogli się tylko domyślać. Od tych wilczych głów cały oddział Scyzora zaczęto nazywać Czarnymi wilkami. Kosynierzy polubili tę nazwę. Budziła respekt i szacunek. A oni patrzyli teraz na wszystkich z góry. Kiedyś kawalerzyści którzy pochodzili ze szlacheckich rodzin trakowali chłopów- kosynierów lekceważącą. Teraz odwróciło się wszystko na opak Kosynierzy z kawalerią nawet nie chcieli gadać. Uważali się za najbardziej elitarny oddział na świecie i tu w zasadzie chyba mieli rację. Pułkowi Scyzora nikt wtedy nie był w stanie stawić czoła. Scyzor zatrzymał kolumnę którą prowadził. Zeskoczył z siodełka motoru który prowadził jak młodzieniaszek, zdjął niemiecki chełm z goglami i rozpiął krakowską chaftowaną sukmanę założoną na sweterek w czarno czerwone paski. Kluczyki rzucił siedzącemu w przyczepce motocykla swojemu erkaemiście Krzychowi jednemu z braci trojaczków i kazał mu maszynę odprowadzić. Mimo mało fortunnego ich pierwszego spotkania stosunki ich obecnie były idealne a cały oddział za swego nieco dziwnego dowódcę dałby się posiekać. Podobnie jak i cała reszta jego pułku. Gdyby Scyzor rozkazał rzucili by się nie tylko na wroga ale i na samego Kościuszkę. Na szczęście Scyzorowi nie był w głowie zamach stanu. Scyzor z zadowoleniem zapalił jednego z ostatnich papierosów jakie mu zostały. Wkrótce będę musiał rzucić palenie albo przejść na fajkę jak moje chłopaki-pomyślał bez żalu. Miał powody do zadowolenia. Wieści o szwadronie kozaków który wysłano na zwiady okazały się prawdziwe. Dopadli ich na polanie w lesie gdy szykowali sobie obiad. Tylko dzięki surowemu rozkazowi Scyzora wzięto kilku jeńców których teraz prowadzono do sztabu. Resztą nakarmili ryby w leśnym jeziorze. Panie Scyzorze, panie Scyzorze-usłyszał nagle. W jego stronę biegł ordynans Kościuszki, porucznik Kowalewski. Wyprężył się przed nim jak struna i zasalutował. Scyzor niedbale skinął ręką. Cześć młody, co tam.... Naczelnik prosi uprzejmie pana na swoją kwaterę.. Sprawę ma niecierpiącą zwłoki. Scyzor pstryknął niedopałkiem papierosa. Co za czasy- zgderał. Nawet spokojnie zapalić po robocie nie dadzą.- marudził. Ale poszedł.Gdy opuszczał kwaterę Naczelnika ze zdziwieniem oglądał papier który dostał. Proszę proszę-mruczał. Za komuny to mi nawet starszego szeregowego dać nie chcieli a tu zaraz się na mnie poznali. I że co tu pisze? Że jako generał mam prawo ze swoimi oficerami do stałego kwaterunku. Obejrzał drugi papier. W majątku pana Józefa Budziłły stolnika wielickiego. Ciekawe co to za jeden ten Budziłło? Pan Józef Budziłło obudził się jak zwykle na kacu. Łeb go bolał potwornie, zupełnie tak samo jak po pamiętnym weselu u kuzyna Apoloniusza. Zwysiłkiem przetoczył głowę w bok. Zauważył kota swojej małżonki delikatnie spacerującego po miękkim kobiercu. Nie tup, kurwo nie tup- powiedział zbolałym głosem. Dzwignął się z trudem ale nogi coś go nie chciały słuchać. Zatoczył się i oparł o ścianę. Każko- wychrypiał z trudem. Młody, liczący może z piętnaście zim służący pojawił się bardzo szybko. Tak panie- ukłonił się nisko. Co dzisiaj za dzień?- zapytał. Wtorek- odpowiedział chłopak. Wtorek?- zdziwił się Budziłło. Przecież wczoraj była środa? Środa była w zeszłym tygodniu a wy panie od miesiąca nie trzeżwiejecie. No, tak, tak- Budziłło podrapał się po głowie. To też w kiszkach mnie tak rwie jak po truciżnie.. Powiedz mi Każko czy w mojej karecie drzwi otwierają się do góry? Nie...-zdziwił się pacholik. W bok. Budziłło poskrobał się znowu po czaszce.i pstryknął palcami. Widać mnie znowu kompanioni w bagażniku przywieżli. Z trudem przełknął suchą ślinę. Przynieś mi tego......no wiesz....klina. Nie wolno- odparł służący. Jak to nie wolno?- zdziwił się pan Józef. Małżonka waszmość pana zakazała- odparł chłopak. Stary Bartłomiej przy wejściu do loszku z winami przy armacie stoi z lontem zapalonem. Pani Małgorzata, małżonka wasza kartaczami dać ognia kazała gdybyście sami po trunki tam się udali. Ach tak- udał że sobie przypomina. Pochlali my? Pochlali?- zdziwił się Każko. Dwie wsie żeście panie ze swoją kompaniją zdymem puścili. Pod oknami siostrzyczek karmelitanek żeście z szblami biegali sprośne piosnki śpiewając i niecnotliwe propozycje czyniąc i jadła i napitków żadając. A gdy przy jedzeniu cześnik Wojdyłło krzyknął ,,Zdrada,,!!! łamiąc ząb na twardym mięsiwie zamek biskupa żeście szturmować poczeli. Ledwie was odparto cały proch wystrzelawszy. Ksiądz biskup gniewny na was bardzo i was wszystkich anatemą obłożył. I to nawet nie za ten napad zły. Tylko za to że żeście się darli, Zdrajca! Targowiczanin, a on przecie szczery patriota.....Zafrasowany Budziłło podłubawszy w zamyśleniu w nosie powiedział. Księdzu biskupowi do nóg się padnie, rękę ucałuje i beczułkę okowity zatoczy. Gniewać się nie będzie. Znam ci ja go dobrze. Westchnął głęboko. Nie ma nawet szklaneczki piwa?- zapytał płaczliwie. Pachołek pokręcił zaprzeczająco głową. Wielmożna pani wszystko co na pokojach było wylać kazała. Zapadła cisza. Na tym świecie jest tylko jedna bardziej złośliwa i przewrotna istota od mojej małżonki. Kto?- zapytał Każko. Jej matka- odpowiedział Budziłło. Każko. Tak panie. Zabij tą muchę. Chcę być sam. I rzucił się z powrotem na łoże. Nie minęło z piętnaście minut i usłyszał jakiś rumor. Do pokoju wpadła jego żona, pani Małgorzata. Była zagniewana że aż zbladła a drobne nozdrza zgrabnego noska poczerwieniały ze złości. Narzucona na ramiona peleryna wskazywała że skąś wraca. To ja cię szukam po wszystkich karczmach i burdelach a ty sobie spokojnie w domu leżysz?- krzyknęła oburzona. Budziłło z trudem podniósł pękającą mu głowę. Duszko moja, czy to żle? Wolała byś mnie przy kielichu lubo z murwami obaczyć? Małgorzata wzieła się pod boki. O twoje murwy nie dbam, boś stale pijany. Obowiązków małżeńskich od lat nie wykonujesz więc pewnie od dawna żeś wałach, panie mężu, więc i żadna kurew z ciebie pożytku mieć nie będzie. Co najwyżej sakiewkę opojowi oberżnie. Straty aby przez ciebie a tu wyprawę Krysi trzeba szykować. Krucafuks!!!O jakiej wyprawie mówisz Małgorzatko??? Małgorzata usiadła wygodnie i zaczęła się bawić zawieszonym na szyji medalionem. Córka nasza za mąż wychodzi- oświadczyła z dumą. Cooo?- Budzille kac przeszedł natychmiast. Pani małżonko, toż to skrzat przecie jeszcze. Na kolanach mi siada. Liter ją uczyłem. Małgorzata spojrzała na niego z politowaniem. Gdybyś był częściej trzeżwy to zauważył byś że nasza Krysia osiemnaście wiosenek już ukończyła. Chcesz by rutkę siała do starości? Za kogóż to się wydaje? - zapytał oszołomiony Józef. Małgorzata chrząknęła niepewnie. Za hrabiego Alojzego Zająca. Budzille zawirowało w głowie. Cooo!!!!! Za tego starego garbusa!! On ma więcej lat ni my oboje razem wzięci!!! Partia dobra – burknęła niepewnie Małgorzata Ród i majątek, wszystko jak trzeba. Co na to krysia- Budziłło spojrzał na żonę z wyrzutem. Pytałaś się co ona na los który jej szykujesz? Małgorzata nerwowo machnęła ręką. A czy mnie kto pytał jak mnie rodziciele za ciebie wydawali? Małgosiu, kochaliśmy się!!- wykrzyknął Józef. Spojrzała na niego jakoś łagodniej. Pamiętasz to jeszcze stary opoju, naprawdę pamiętasz. Zapadła chwila tkliwego milczenia. Dobrze- powiedziała szybko Małgorzata. Ochędoż się. Na kwaterę dziś do nas przybywa sławny jenerał Scyzor ze swoimi oficyjerami. Wodzowie to sławni i wielcy. Zaszczyt to wielki dla naszego domu. Zjawią się i sąsiedzi by dostojnych gości poznać i powitać. Wieczorem bal wydajemy na ich cześć. Będzie też i hrabia Alojzy. Przedstawimy mu naszą Krysię. Kucharzom już dyspozycję wydałam aby mięsiwa, sosy i cukry gotowali. A ty masz ładnie wyglądać- zarządziła stanowczo. Budziłło wzuwał buty. Mogła byś mi pani żono w mych mękach czyścowych ulżyć i kielich jakiegoś lekarstwa użyczyć?- przymilał się chytrze. Pani Małgorzata spojrzała na niego jak by oceniając. Przyniosę- powiedziała krótko. Po chwili wróciła z dużym kubkiem z rżniętego szkła. Budziłło z lubością przechylił naczynie i się skrzywił. W szklanicy był sok z kiszonej kapusty. Westchnął ciężko i wypił do końca. Trochę pomogło. Była polska złota jesień. Wjeżdżaliśmy w obsadzoną dębami alejkę. Po chwili zza drzew wyłonił się zgrabny pałacyk. Zaparkowaliśmy motocykle przy zajezdni dla karet. Scyzor opuścił przyczepkę motoru i stanął rozglądając się wokoło. Ubrany był w generalski mundur który zarzucił na swój już nieco sfatygowany sweterek w paski. Wysoką na prawie pół metra wojskową czapę podobnie jak my wszyscy uznał za niepraktyczną i od razu wyrzucił. Z pałacu wybiegła młoda śliczna dziewczyna w wieku nastoletnim Ubrana była w obcisłą turkusową suknię. Podkreśla kształty- pomyśleliśmy. Wyglądała jak kwitnący wiosną kwiat polny. Jej oczy błyszczały niczym krople rosy rozwieszone na pajęczynie w promieniach wschodzącego słońca. Mości panie jenerale, panowie pułkownicy, Miło nam powitać w naszych skromnych progach. Matuś i tatko pewnie zapatrzyli więc ja pobiegłam złożyć uszanowanie waszmościom- Szczebiotała głosem słodkim niczym skowronek śpiewający w polu miłosną pieśń. W Scyzorze na widok tego cudu Wielkiego Stwórcy w sercu obudziły się szczere, jakby ojcowskie uczucia. Kosynier Krzycho, kierowca Scyzora zobaczywszy ładną dziewczynę, wcisnął przedni chamulec motocykla i zaczął ,,palić gumę.. Aby się popisać zaczął też wykręcać piruety. Scyzor żartobliwie pogroził mu palcem. Dobrze rozumiał chłopaka. Dziewczyna po prostu wyglądała urzekająco. Po chwili pojawiła się też pani Małgorzata. Po kolei całowaliśmy ją szarmancko w dłoń. Przez ostatnie miesiące byliśmy bywalcami. Wsród dobrze urodzonych hrabiów, kasztelanów, podstolich i innej szlachty więc nabyliśmy nieco chropawej ogłady i nieco zpanieliśmy. Po chwili pojawił się sam gospodarz. Miał szeroko rozłożone ręce. Goście ukochani, oto przybywacie na wezwanie modlitw naszych. Do nóżek sławnym synom Marsa bezapelacyjnie padam. Scyzor chrżąknął i powtórzył w naszym imieniu zasłyszaną kiedyś frazę. Co koń wyskoczy pędziliśmy. Bardzo nam miło. Budziłło zaciągnął nas na pokoje i posadził na przypominających rzeżby Hasiora krzesłach Każko- krzyknął na sługę. Młody zjawił się szybko jak z pod ziemi. Pokoje dla panów oficerów gotowe? Gotowe panie. To obiad nam podaj. Może śmierć nademną alem głodny. A i nasi goście ukochani z drogi to i posilić się raczą. Grzecznie przytaknęliśmy. Po chwili na stole pojawiły się jakieś sosy i mięsiwa. Kobiety zostawiły nas samych byśmy mogli o sprawach de publicis porozmawiać.Po rozmowie o wszystkim i niczym Scyzor sięgnął do kieszeni i wyjął jeszcze pochodzącą z przyszłych czasów butelkę apaćka. Przebywając wśród swoich żołnierzy notorycznie pił na krzywy ryj więc mu się jakoś uchowała. Nie wypada tak z pustymi rękami więc przyniosłem-powiedział stawiając flaszkę na stole. Tym razem pan Budziłło naprawdę się wzruszył. Kochany gościu, życie mnie ratujesz. Małżonka moja paskudny odwyk mi uczyniła i od rana męki Tartaru cierpię. A wy przyjaciele bez zbędnej dysputy w sukurs mi przychodzicie- i ukradkiem otarł łzę wzruszenia. Rozpili całą butelkę na raz a my widząc jego stan odmówiliśmy by miał więcej. Budziłło czując że krew mu szybciej w żyłach krąży zaproponował. Zagramy w karty? I zaczął rozdawać. A wiecie kochani przyjaciele? Ta wojna jest gorsza jak rozwód. Straciłem połowę majątku a nadal mam żonę. Mojemu kumowi cześnikowi Wojdylle na ten przykład małżonka się utopiła. Gdy my pytali czemu jej nie ratował odrzekł nam. Skąd mogłem wiedzieć że się topi. Darła się jak zwykle. Imaginujecie sobie waćpanowie? Morał z tego takowy by po próżnicy gardła żdzierać nie należy. Budziłło wyrażnie jednak tej zasady nie przestrzegał, gadał i gadał Chcieliśmy też coś powiedzieć ale nie dało rady. Słowa wyskakiwały z niego z szybkością karabinu maszynowego. Ten facet był gorszy od telewizora. Z opresji wybawiła nas pani Małgorzata prowadząca pierwszych gości. Zjawili się też kompani Budziłły i od razu zrobiło się wesoło. Byli to szlachcice w różnym wieku i stroju. Wojdyłło był ubrany w kontusz przewiązany słuckim pasem. Pan Dzik tak samo tylko jeszcze nosił białą modną jeszcze w tych czasach lokowaną perukę. Wróblewski zwany Wróbelkiem ubrany był w ciemny fraczek i trójgraniasty kapelusz. Był też pan Dróżdż, otyły podsędek krakowski. Przychodziło coraz więcej sąsiadów znajomych oraz krewnych. Przybył też narzeczony Krysi. Podkurczony staruch o złośliwym uśmiechu. Nadskakiwała mu pani Małgorzata a Krysia siedziała naburmuszona. Przyszła też ich sąsiadka i kuzynka, hrabina Anna. Hrabina należała do rodzaju tych kobiet po czterdziestce które epatują tak silnym ale subtelnym erotyzmem, że nawet u nastoletnich chłopców wywołuje on sny gęste lepkie i przesłodzone niczym miód skapujący z pszczelich plastrów w gorące lipcowe popołudnie. Można ją było porównać do pełni lata z jej piersiami pełnymi niczym wygrzane w słońcu kłosy przenicy. Patrząc na jej czerwone, różane wargi odczułem jakiś dziwny ssący rodzaj głodu. Pachniała szałem, zatraceniem i obietnicą. Tak samo musiała pachnieć Ewa w Raju w chwili gdy podawała Adamowi jabłko. Gdyby wyrokiem władcy czasu Chronosa greckim bogom zaczął by ten czas upływać to tak by wyglądała Afrodyta osiągnowszy wiek średni. Miała włosy koloru swieżo wytopionej stygnącej miedzi, które układały się niczym woda rzeki spadającej z urwiska, w strugi, strumyczki i kaskady. Spojrzała na mnie swoimi, barwy młodego, gorzkiego piołunu oczami i poczułem się jak mały ptaszek którego amazoński łowca trafił swą strzałą zatrutą kurrarą. Po kręgosłupie niczym prąd przebiegła mi rozkosz pomieszana z bólem i poczułem że tonę w tych zielonych, głębokich niczym stawy Himalajów oczach. Podswiadomość wysłała mi obraz że z tych gorących niczym gotujący się dżem truskawkowy, wilgotnych ust wysuwa się frywolny języczek i myszkuje w moim uchu. Prawie zemdlałem. Proszę państwa- oznajmił przybyłą majordomus. Hrabina Anna Grodzka! Moje serce słysząc to nazwisko z rozpaczy wyrwało się z piersi i rozchlapało o posadzkę niczym mokre gacie.... Wydaje się że Scyzor wpadł jej w oko. Cały czas mrugała do niego oczami i śmiała się za wachlarzem. Kapela zagrała poloneza Kilara. Utwór ten znajdował się w Vikingowej komórce. Kościuszko gdy go usłyszał kazał jakiemuś muzykowi zapisać go w nuty. Była tam cała masa piosenek i grajek spisał je wszystkie. Ten polonez rozszedł się po kraju i stał się bardzo modny. Poczuliśmy się jak na jakiejś studniówce. Scyzor jako najważniejszy gość musiał poprowadzić korowód. Żeby zrobić na złość stale mrugającej do niego hrabinie Annie poprosił do tańca Krysię. Wydawało mu się wtedy że hrabia Zając skrzywił się paskudnie. W trakcie tańca Krysia szepnęła mu do ucha. Niech mnie pan ratuje panie jenerale. Przed kim- zdziwił się Scyzor. Przed hrabią Zającem. Matuś chce mnie za niego wydać. Scyzor aż przystanął Za tego pokurcza? Jemu potrzebna jest pielęgniarka a nie wesele. No właśnie- powiedziała Krysia. Jest obrzydliwy, cierpi na podagrę, ma zepsute zęby i ma skrofuły. Gdy się śmieje to puszcza gazy. Do tego jest strasznie złośliwy. A ja kocham Łukaszka. Kto to ten Łukaszek- zapytał Scyzor. Porucznik huzarów. Pochodzi gdzieś z pod Kielc. Scyzor zainteresował się. Jak on się nazywa? Krysia spojrzała na generała. Tak samo jak waść. Może to jaki krewny? Scyzora zatkało. Muzyka przestała grać. Usiedli. Pani Małgorzata zwróciła się do niego. Jenerale może by pan opowiedział o wiktorii warszawskiej którą Cudem nad Wisłą już nazywają. Wiele wprawdzie o niej słyszeliśmy ole słyszeć od kogoś, człowieka który w polu dowodził to sprawa bezcenna.- poprosiła. Eeee, nawet gadać nie ma o czym- wykręcał się Scyzor. Prosimu, prosimy. No dobra. Niech będzie.- rozsiadł się wygodniej i zaczął. To była wreszcie większa bitwa. Wyjechaliśmy w nocy., na ciężarówkach byłły katiusze. Zabraliśmy ze sobą transportery opancerzone i motocykle. Przed południem natrafiliśmy na wraże siły Prusaków w dość dużej liczbie. Akurat tak się dla nas szczęśliwie złożyło a pechowo dla tych idiotów z muszkietami i bagnetami że wpadliśmy na ich obóz. Moi kosynierzy, cały batalion, 400 chłopa ucieszyli się. To dopiero będzie zabawa, rozwałka na całego. Otworzyliśmy ogień. Przyplątał się do nas jakiś dzieciak z Warszawy. Na oko z dziesięc lat. Krzycho, mój ordynans, ten który teraz koło drzwi stoi dał mu posiedzieć przy kaemie aby sobie skosił paru Prusaków. Mały siekł aż lufa rozgrzała się do czerwoności. A Fazik miał radochę w rozjeżdżaniu transporterem opanceżonym wszystkiego czego nie dosięgły kaemy i wyrzutnie rakiet. Krzychu zaś klepał małego po plecach i zapisywał trafienia. Póżniej ścigaliśmy wszystkich którzy na widok polskiej flagi wiali zanim rozgorzała walka. Przez następne kilka dni posuneliśmy się ze trzysta kilometrów na zachód. Nauczeni doświadczeniem z pod Warszawy zaczeliśmy wreszcie brać jeńców. Aby wiedzieć jak mamy się poruszać naprzód. Kolejne wioski i miasta wyzwalaliśmy z pod pruskiej okupacji. Sporo pruskiego chleba zeżarliśmy. Ja sam przytyłem jakieś pięć kilo. Cały czas parliśmy naprzód. Kiedy moi kosynierzy śpiewając w jednej wsi piosenkę ,, Witaj Zosieńko, otwórz okienko, na wschodnią stronę,, zauważyli że wybiegające dziewczyny wołają po niemiecku ,,Kom hier, kinder machen,, to zawróciliśmy. Nie chciało mi się iść na Berlin. Znałem takich co byli w 45 i im się nie podobało. A po zwycięstwie zrobiliśmy popijawę. Mój ordynans Krzycho urwał po pijaku oba lusterka wsteczne od transportera a ja przywaliłem łbem w latrynę. To były nasze najpoważniejsze straty w tej kampanii. Scyzor pomacał się po głowie. No ale cóż. Od tego czasu już zdążyliśmy wyleczyć kaca i inne wstydliwe przypadłości których niektórzy nabawili się w tej batalii. Tu podrapał się między nogami. I teraz na świecie wszyscy już wiedzą że moi kosynierzy szybciej stoją niż Prusacy biegają.-zakończył. Wybuchła burza oklasków. Vivat! Vivat- krzyczeli. Najgłośniej krzyczał kosynier Krzycho. Stał pod ścianą z pokojówką Marysią w rozpiętej do dołu krakowskiej sukmanie. Z dumą prezentował emblemat Czarnego wilka przyszyty do rękawa. Pamiętał jak ten dziwny człowiek objął dowodzenie nad ich niezdyscyplinowanym oddziałem. Dawał im straszny wycisk. Zrywał ich nie raz w środku nocy i kazał biec z obciążonym kamieniami plecakiem wiele kilometrów bez śniadania. Trwało to wiele tygodni Pewnego razu po trwającym z 50 kilometrów marszobiegu padli wszyscy bez sił i porzucili ciężkie wory z kamieniami. Scyzor bez jednego słowa kazał sprowadzić ciężarówki które dziwnym trafem podążały cały czas za nimi i z powrotem pojechali leżąc bez sił. Gdy odpoczeli i pojedli zarządził zbiórke na której wygłosił swoje słynne przemówienie.Przeszedł wzdłuż szeregu bawiąc się swoim małym scyzorykiem który następnie włożył do kieszeni. Wiem- zaczął mówić, że wszyscy jesteście patriotami i za Ojczyznę jesteście gotowi oddać życie. Wiele razy słyszałem że jesteście tu z własnej woli. To dobrze. Gdy człowiek robi to co chce robi to lepiej. Tylko widzicie chłopaki ja nie chcę byście umierali. Umierać mają nasi wrogowie. Wiele razy słyszałem w tym wojsku w tym od wysokich oficerów o noszeniu wysoko głowy na polu bitwy, odważnym patrzeniu w paszcze strzelających dział. Bohaterskim nadstawianiu piersi na kule i bagnety. Scyzor zamilkłi popatrzył na nich To zbrodnicza głupota i niewysłowione brednie. Kosynierzy ze zdziwieniem spojrzeli na siebie. Z szeregów rozległ się pomruk zdziwienia., Jeśli usłyszę te bzdury od któregokolwiek z was, to za karę pozbawię go prawa do naszej cotygodniowej popijawy na miesiąć. Gdyby to się powtórzyło wywalę z oddziału na zbity pysk. Niech idzie kawalerzystom konie oporządzać. Większość z was to chłopaki ze wsi. Macie na co dzień do czynienia z przyrodą, więc wiecie co to wilk. Widziałem ich tu sporo. Wilk to szlachetne zwierze. To myśliwy. Potrafi bez ustanku setki kilometrów podązac za swą ofiarą, atakuje odważnie i pewnie. Potrafi współdziałać z innymi wilkami. Gdy zachodzi potrzeba potrafi zalegnąc i przyczaić się na długo. Gdy mu grozi niebezpieczeństwo potrafi bez wachania wycofać się by przypuścić atak w bardziej sprzyjających okolicznościach. Chcę byście byli jak wilki. Mądrzy ,rozważni, rozumni a nie jak stado baranów które pędzą naprzód. Cwiczenia kondycyjne które odbywaliśmy do tej pory zakończymy, 50 kilosów z worem kamieni na plecach to już naprawdę nieżle. Od jutra zaczniemy ćwiczenia na czymś co sami zbudowaliście na mój rozkaz i co będziemy nazywać Małpim gajem. Nauczycie się też obsługi nowoczesnej broni i kierowania wieloma rodzajami samobieżnych pojazdów. To musi umieć każdy z was. Kosy zdajcie do magazynu Przydadzą się na żniwa. Zaczynamy od jutra. Dziś macie wolne. Odmaszerować.Następne dni Krzycho zapamiętał jako jeden wielki nie kończący się młyn. Cwiczenia w małpim gaju których Scyzor nauczył się w różnych kompaniach karnych wyciskały z nich siódme poty. Najwięcej radości sprawiało im poznawanie różnych niesamowitych rodzajów broni i obsługa pojazdów które obywały się bez koni. Na konieć Scyzor zrobił im coś co nazwał ,,Egzaminem na prawko,, Krzycho pamiętrał jak musiał motocyklem skakać przez przeszkody, kręcić piruety, jeżdzić na jednym kole. Ważnym elementem było też celne strzelanie z będących w ruchu maszyn. Umiejętności Krzycha Scyzor ocenił jako najlepsze i mianował go swoim przybocznym. Co było warte to szkolenie przekonali się gdy w 400 chłopa uderzyli na całą pruską armię. Od tej pory Scyzor stał się dla nich Bogiem, ojcem, matką i teściową. Poza tym to był równy chłop a niejak nadęci pochodzący ze szlachty oficerowie. W ten o to sposób skromny człowiek z kieleczczyzny stworzył najgrożniejszy oddział Europy. Żołnierze Scyzora deptali wrogów Rzeczpospolitej w rytm marsza ,,Przepijemy naszej babci,, W póżniejszych latach wszyscy ci żółnierze stali się dowódcami i wobec nowych rekrutów stosowali ten sam popęd którego nauczyli się pamiętnego roku 1794. Po chwili gwaru i rozmów kapela zagrała Menueta. Scyzor w końcu musiał zatańczyć z hrabiną Anną. Inaczej się nie odczepi- pomyślał. Hrabina mimo swej natrętnej zalotności okazała się całkiem miłą i sympatyczną kobietą. Była doświadczona i spostrzegawcza więc widziała że Scyzor ma wobec niej jakieś opory. Czy obrońca i salwator warszawski czuje jeszcze brzęk kul nad głową żę ma taką minę marsową?- zapytała rymując słowa. W tych czasach do dobrego tonu zaliczano gry słowne i posługiwanie się poezją. Uśmiechała się tak życzliwie i rozbrajająco że Scyzor powoli mięknął jak lody truskawkowe w upalny dzień. Ach pani hrabino- odpowiedział dwornie. Wolałbym mieć ze dwie takie kule we łbie niż ten jeden frasunek. Zdradzisz mi swój sekret stary żołnierzu? Uwierz mi, gdy go posiądę strzec go będę jak skarbu drogiego. Scyzor zastanawiał się. Może jej zaufać? Może coś poradzi? Baby mają umysły bardziej pokrętne więc może coś wymyśli?Zdecydował się. Panna Krysia- powiedział. Polubiłem ją jak córkę albo wnuczkę. Matka chce ją wydać za tego starego Zająca a dziewczyna ma chłopaka. Prosiła mnie o pomoc. Oczy hrabiny zaświeciły się radośnie. Snucie salonowych intryg i matrymonialnych podchodów to była gra którą uwielbiała i w której była mistrzynią. Zanim Scyzor skonczył mówić już zaczęła obmyślać plan. Mój ty poczciwy jenerale. Serce masz ojcowskie. Nie bój się, coś wymyślę i powiem to tobie. Zobaczysz że młody zalotnik będzie miał odmianę. Tylko że w tym domu wszyscy dla mnie łaskawi. Nie chcę ubliżyć nikomu. Wszystko ma być na hrabiego, ty zaświadczysz panie żem niewinna wdowa. Niech jemu wstyd będzie, zadbaj o to drogi. A teraz daj ucho i posłuchaj.- hrabina szeptała Scyzorowi swój plan. Scyzor gdy skonczyła o mało nie zaklął. Ot żmija!! Pomyślał. Ale moja żmija. Hrabina podeszła do Krysi i zaczęła z nią rozmawiać. Krysia po chwili zakryła usta ze zdziwienia ale póżniej potakująco skinęła głową. Na jej twarzy było widać radość ale i zdenerwowanie. Scyzor w tym czasie uświadamiał w intrydze nas i kompanów Budziłły. Budziłło który też był niechętny temu związkowi z radością przyłączył się do spisku. Tymczasem nikt oprócz Krysi nie zauważył wejścia młodego porucznika huzarów. Krysia wyciągnęła go na zewnątrz. Ach Łukaszku- powiedziała. Te twoje nocne wycieczki przez okna. Zachowujesz się jak wróbelek który do strzechy wlatuje. Kocham cię Krysiu, straszne wieści mnie doszły, chyba sobie w łeb palnę! Tyś oszalał Łukaszku. Bladyś aż niemiło!!! Za mąż wydać mnie chcą, tego nie odmienię. Prosić matki rzecz daremna. To już ostatni raz żywym mnie ujrzałaś. Zaczekaj mój miły.! Krysia nachyliła mu się do ucha i zaczęła szeptać. Gdy weszli do środka zauważyła ich pani Małgorzata. Znów przez okna łazi na nocne gruchania-burknęła zła. Tymczasem służący wszedł do środka tocząc dużą beczkę. Zostawił i poszedł po następną. Scyzor jako za młodu częsty klient kompanii karnych ogłosił. Każdy kto dziś wypije mniej ode mnie będzie miał karną wartę i sprzątanie toalet Towarzysze Budziłły przyjęli to wezwanie aplauzem. Zaliczali się do największych opojów i warchołów w Małopolsce. W Scyzorze wyczuli bratnią duszę. Pan Dróżdż wkoczył na ławę i wykrzyknął. Niech żyje ten kto stawia! Kto za darmo nie wypije, temu w mordę dam i w ryja! Burza oklasków. Panowie bracia! Szlachta!- krzyknął pan Dzik Damy radę albo zginiemy próbując!W odpowiedzi cały dom zadrżał głośnym HURRRRRRRRA! Wszyscy byli gotowi ruszyć w nieznane W końcu to była cała beczka. Ale nie bali się śmierci. Potomkowie rycerzy z pod Grunwaldu i chusari z pod Wiednia nie mogli bać się beczki okowity. Jmpreza rozkręcała się. Krysia tymczasem siląc się na uśmiech rozmawiała od jakiegoś czasu z hrabią Zającem. Gaworzyli już dobre 10 minut. Dziewczyna kokietowała starego garbusa z godną podziwu wprawą. Oko ci się śmieje, tak lubię mój hrabio- mówiła. Oj, już nie błyszczy jak kiedyś-odpowiedział. Mój drogi Alojzy, zawsze byłeś czerstwy i urodny. Pochyliła mu się do ucha aż ten pierdnął z zadowolenia. Czy warto aż do ślubu czekać na hymenu rozkosze? Może drogi Alojzy do komórki pójdziesz? Bardzo tego proszę-kusiła zgrabnie Krysia. Tam ciemno bardzo, więc tak jak nam trzeba. Zajdę tam do ciebie przychylę ci nieba. Chcesz? Alojzy już puszczał bąki seriami Chcę, chcę miła, dobrze, idę. Idż i ja za chwilę tam przyjdę. Czekać będę- dyszał Hrabia Zając. Już jestem spragniony. Idż i czekaj. Krysia zadowolona oddaliła się i mrugnęła znacząco na hrabinę Annę. Ta zaczęła uważnie obserwować hrabiego. Hrabia Zając chyłkiem podreptał do drzwi w korytarzu gdzie była owa słynna ciemna komórka. Po jakiejś minucie poszła tam hrabina Anna, która w tym czasie odwracała rozmową uwagę pani Małgorzaty.. Celowo przedtem rozmazała sobie na twarzy makijaż, więc powiedziała gospodyni że idzie go poprawić. Wszystkie te wydarzenia z cichą uwagą śledził Scyzor wraz z nami i kompanią Budziłły. Gdy pani Anna zniknęła za drzwiami pod pretekstem upudrowania nosa przycichliśmy i zaczęliśmy nadsłuchiwać. Doczekaliśmy się. Nagle rozległ się donośny krzyk hrabiny. Puść,! Nie niewol! Ratunku! Budziłło krzyknął. Panowie bracia! Do szabel! Ktoś na cześć niewieścią nastaje! Ruszyliśmy churmem. Całą kupą.Budziłło miał już przezornie zapaloną latarnię. Dopadliśmy drzwi komory i otworzyliśmy je na ościerz. Zobaczyliśmy tam bardzo zaskoczonego hrabiego Zającai hrabinę całą w spazmach. Co się stało kuzynko!- wykrzyknął dramatycznie pan Budziłło. Czego płaczesz, czego wzdychasz? Hrabina załamała ręce teatralnym gestem. Ach jak mam nie wzdychać kiedy w smutku tonę. Mnie biedną wdowę obłapił w ciemności. Pocałunków żądał, suknie zdzierać chciał. Chyba umrę ze wstydu i rozpaczy. Co za krzywda mnie spotkała, okrutna i sroga. Chrabia stał ogłupiały. Spodnie ściągnął jeszcze gdy był sam i jego chudy zadek i nogi ozdabiały długie koronkowe galoty. W świetle latarki wyglądał jak kurwa w śpioszkach. Może go wykastrujem- zaproponował od niechcenia Fazik. Kastracjia to dobry sposób na nieszczęśliwe miłości i nadpobudliwość seksualną.. Chrabia słysząc to chyłkiem zaczął umykać. Niczego się nie domyślił. W komórce w rzeczywistości było nie ciemno a czarno. Hrabina wślizgnęła się z ogarniętego półmrokiem korytarza w czerń komórki a stary już niedowidział. Pozwoliła mu się przez chwilę podotykać a póżniej narobiła piekielnego wrzasku. Chrabiego rozsadzał wstyd. W tych czasach sprawy o molestowanie seksualne tchnęły jeszcze nowością i wzbudzały niezdrowe zainteresowanie więc zanosiło się na niezły skandal. A i niedwuznaczna propozycja Fazika miała swą wagę że hej... Wcześniej uzgodniliśmy że pozwolimy mu ujść. No i uchodził. Nie pokazał się już nigdy więcej u Budziłłów. Pocieszana przez Małgorzatę hrabina ukradkiem radośnie mrugnęła do Scyzora. Rozpierała ją radość że figiel udał się tak wybornie Wszyscy teraz otaczali ją współczuciem i delikatnością Była przecież niewinną ofiarą starego satyra.. O ślubie Krysi z tym człowiekiem nie mogło być mowy. Nie po takim skandalu. Facet to świnia- stwierdziła całkiem nie po staropolsku pani Małgorzata. Hrabina Grodzka niby to łkając a tak naprawdę chichocząc skinieniem głowy jej potwierdziła. Małgorzata stała zrezygnowana. Podeszła do niej Krysia prowadząc za rękę onieśmielonego Łukaszka. Spojrzała matce w oczy twardo i z determinacją. Mamo- powiedziała tonem wykluczającym wszelką dyskusję. To mój narzeczony. Kocham go. Jeśli nie zezwolisz nam na szczęście ubieże od was i znim daleko wyjadę. Nic mnie od tego nie odwiedzie. Więc cóż matulu, mogę iść za niego?- Krysia pokazała twardy charakterek. Pod tym względem wdała się w matkę.. Małgorzata spojrzała na młodych i westchnęła głęboko. Idż, córunio droga. Na cóż mi tomówisz. Wiem ja ci o was wszystko dokładnie. Te nocne wycieczki.....więc go kochajAle....tu spojrzała na porucznika aż ten się skulił. Gdy będzie hultaj, zegnij mu kark hardy. Tak, córunio, ostrożności nigdy nie zawadzi. Wivat młodzi?- wykrzyknął pan. Wróblewski. Wstyd się nie napić z takiej okazji! Miłość przecież najpiękniej wygląda w stanie nietrzeżwym! Całe nasze towarzystwo z zapałem ruszyło do ataku na beczkę okowity. Roli barmana podjął się pan Dzik. Polej Dziku- powiedział pan Wróblewski. Polej co masz i nie żałuj. Ciężki dzień dzisiaj miałem Dzik odpowiedział. Polać ci w naparstku Wróbelku? Nie- odparł wesoło Wróblewski. Dzisiaj jestem w nastroju aby popływać więc daj ten duży kufel. Kapela zagrała jeden z przebojów znajdujących się w Fazikowej komórce podarowanej Kościuszce. W powietrzu rozległa się ,,Seksualna niebezpieczna,, Młody kapelnistrz Jaśko miał naprawdę wielki talent i wspaniały głos. Większość gwiazd i gwiazdeczek lansowanych na siłę w telewizji mogło tylko o takim pomarzyć. Jaśko przygrywał sobie wespół z kapelą na instrumencie nieco podobnym do gitary. Jego palce migały po strunach instrumentu z oszałamiającą wprawą i prędkością. Pan Dróżdż obrzerał się razem ze Sinką przyniesionym niedawno pieczonym na jakimś wielkim grilu świniakiem Przytupywali przy tym nogami do rytmu piosenki Pili tęgo. My z podziwem zauważyliśmy że bez trudu nam w tym dotrzymują kroku. Nie było w tym nic dziwnego. Ówczesna szlachta pod tym względem to byli zawodowcy najwyższej klasy. Kapela zagrała znowu porywającą pieśń. Śpiewaliśmy razem z muzykami. Ponieważ zapalniczki miała tylko nasza paczka reszta skoczyła po świece. Trzymali śmy ogień w wyciągniętych do góry rękach i ryczeliśmy na całe gardło.Przeżyj to sam, przeżyj to sam. Nie zamieniaj serca w twardy głaz. Póki jeszcze serce masz. Gdy się skonczył się przebój Lombardu rozochocony kapelmistrz Jaśko dał prawdziwy popis mistrzostwa. Rozpuścił długie włosy które teraz sięgały mu do ramion i swoją gitarą razem z wtórującymi i akompaniującymi mu muzykami swej kapeli wykonał w porywający sposób hardrockowe ,, Thunderstruck,, AC DC . Grał ostre rymy heavy metalu ogniście się rzucając i tarzając po podłodze. Na koncu jak przystało na pierwszą w tych czasach gwiazdę rocka roztrzaskał swoją gitarę o dębową ławę. Młode szlachcianki przyjęły to z entuzjastycznym piskiem. Dobrze urodzone panienki piszczały jak ich prapraprawnuczki 200 lat póżniej. Scyzor w tym czasie rozmawiał z Łukaszkiem. Dowiedział się że młody oficer jest szlachcicem od niedawna. Został nobilitowany do stanu rycerskiego za zasługi wojenne. Scyzor patrzaąc na niego był niemal pewien że to jakiś jego przodek. Zwyglądu porucznik był uderzająco podobny do jego syna. Tego który wyjechał do Anglii Uradowany z tego odkrycia nalał mu pełen litrowy kufel mocnej okowity. Łukaszek spojrzał na niego z przerażeniem. Wolał bym wypić z waszmością trochę podpiwku- zasugerował nieśmiało. Szlachta to przyjęła buczeniem.Scyzor pokręcił głową z dezaprobatą.. Czy to aby na pewno jego krewniak?- pomyślał. Nagle dostrzegł Budziłłę wychylającego jednym chaustem potężną szklanę. No tak- pomyślał. Przecież to ojciec Krysi. Widać mocne głowy są w mojej rodzinie po kądzieli. Łukaszek jednak jako porucznik nie mógł odmówić tak wielkiemu wodzowi jak Scyzor Pociągnął malucienki łyczek. Żrenice porucznika powędrowały gdzieś w głąb i pokazały się białka oczu. Łukaszek runął na podłogę nieprzytomny. Miarka wody dla pana porucznika- huknął basem pan Dzik. Zakrztusił się. Czyncie honory! Przynieśli wielki ceber wypełniony cieczą. Chlusnęli. Porucznik z wrzaskiem zerwał się z podłogi. Cały mokry zaczął biegać po sali aż weszła Krysia i załamała ręce. Złapała go i posadziła na ławie. Co ci Łukaszku- zapytała. Łukaszek spojrzał na Krysię. Otruć mnie chcieli. Krysia pokręciła głową i popatrzała na niego z kpiącym uśmieszkiem. Miękkiś mój kochany, miękkiś. Ale zrobię z ciebie mężczyznę. Cześnik Wojdyłło pokręcił głową. Jak pan porucznik mógł nam grozić piwem bezalkoholowym? To obniża morale. Pod stół w tej chwili zwalił się pan Wróblewski. To się nazywa siła woli- skomentował to wydarzenie Budziłło. Nasz kochany Wróbelek zawsze wie kiedy przestać pić. Ale panowie. Porządek musi być. Nawet jak się wypije. Co jakiś czas wynoszono kogoś na dwór na wytrzeżwienie. Scyzor też już miał dobrze w czubie ale trzymał się krzepko. Niemniej jednak wszystko zaczynało mu się mieszać. Nie bardzo wiedział gdzie jest. Siedzącego obok Krzycha po ojcowsku klepał po plecach i tłumaczył. Krzychu, nie pij tyle. Prawko ci zabiorą a jesteś motorem- majaczył. Bez prawka nie będziesz mógł być moim kierowcą. Będziesz musiał na kompanii przepychać klozety i czyścić szamba. Zresztą nie martw się. Nauczę cię. Robiłem to za młodu w wojsku wiele razy. Klepał pijanego chłopaka po ramieniu. Krzycho nie bardzo wiedział kto miałby mu owo prawko, którego przecież i tak nie miał zabrać.Drogówki w tych czasach jeszcze nikt nie znał. Ale gorąco potakiwał dowódcy wychylając przy tym następne szklanice. Przez salę przetaczały się pieśni. Ton nadawał Scyzor. My i szlachta szybko łapaliśmy słowa. Można było usłyszeć takie hity jak Ona tańczy dla mnie. Przez twe oczy zielone. Jesteś szalona czy Biały miś. A póżniej już solo po wskoczeniu na stół odśpiewane przez rozochoconego Scyzora z zupełnie do dziś Niezrozumiałych dla nas powodów i przyczyn ,,Jestem kobietą,, Edyty Górniak. Zapewne jeszcze przez wiele lat będzie się mówiło o tym brawurowym wykonaniu zaprezentowanym przez wysokiego oficera armi Kościuszki. Niestety. Wszystko co dobre szybko się kończy. Pałac Budziłłów nad ranem zaczął pustoszeć Mili goście niosąc się nawzajem, ciągnąc po bruku, lub tocząc w przypadku cięższych osobników, zaczęli wracać do domu. Gdy ostatni gość opuścił ten wspaniały bal służący Każko zabrał się do sprzątania śladów libacji. W sali balowej na placu boju pozostali tylko śpiący przewieszony tyłem przez pustą już beczkę Scyzor i leżący na stole wśród potłuczonych talerzy kosynier Krzycho z chawtowaną poduszką pod głową którą mu wsunęła podkochująca się w młodym kosynierze pokojówka Marysia. Scyzor otworzył jedno oko i zaraz zamknął. Teraz wiedział że czuje się u Budziłłów tak dobrze jak u siebie w domu wśród rodziny. Zresztą w końcu tutaj też był wśród rodziny. Ciąg dalszy nastąpi MiśMiodojad

Ostatni zajazd na Retuszkowo. Część III

Jezuuuuuu, ale nas sprali-powiedział prezes Glizdowicz do kapitana Samogwałta. Może powiedzmy to w ten sposób że zajęliśmy zaszczytne drugi...