INUREKCJA KUŃTENERKOWSKO.
Był wczesny ranek. Pociąg brzęcząc i klekocząc
toczył się żółwim tempem, ku swojemu przeznaczeniu. Retusz
wygodnie rozwalony na siedzeniu czytał nam swym aksamitnym głosem
zapomnianą przez kogoś i zostawioną w przedziale księgę.. Przez
otwarte okno letni wiatr zapachem słońca, wyschłych od upału
słoneczników i kukurydzianej kiszonki owiewał nasze głowy.
Wprawdzie zaczął ją czytać z nudów bo droga nam się dłużyła
ale z czasem daliśmy się wciągnąć lektórze. Tytuł brzmiał
,,Wybuch i przebieg Insurekcji kościuszkowskiej . Gdy ją skończył
zaczeliśmy dyskutować co by się stało gdyby Kościuszce się
udało Może w Polsce byłby dziś większy porządek a pociągi by
jeżdziły zgodnie z rozkładem. Kraj nie zmarnował by ponad 120 lat
na zabory. Jechaliśmy do jakieś zabitej dechami dziury na Śląsku.
Dziad Taplarski który się tam zamelinował trzy miesiące temu i
przez ten czas nie dawał znaku życia przysłał nam wiadomość że
pilnie mamy przyjeżdżać. No to jechaliśmy. Nagły zgrzyt przerwał
nasze historyczne dywagacje. Pociąg wyjeżdżając z lasu dobiegał
do jakiejś obskurnej stacyjki kolejowej. Jakaś odrapana tablica
przybita do muru miała napis z nazwą miejscowości jeszcze w dwóch
językach. Polskim i rosyjskim. Nikogo nie było oprócz Dziada w
swoim kapeluszu i starej wojskowej panterce. Jak ostatnio cię
widziałem miałeś inną kurtkę -zdziwił się Endrju. Dziad
poprawił kołnierz swojej wojskowej bluzy i nieznacznie się
uśmiechnął Latka lecą to i gwarancja jej wyszła. A wogóle to
rozczulać się nie ma czego. No to na powitanie- powiedział i
wyciągnął z kieszeni dwie flachy apaćka marki Cycula. Szybko
otworzył i polał nam w plastikowe kubki. Niebiański bukiet
alkoholu rozszedł się po opustoszałej stacyjce. Za spotkanie!!
Wypiliśmy. Aby miłe pieczenie w gardle nie minęło za szybko to
polaliśmy zaraz na drugą nóżkę. No to nie stójmy tu jak te
barany-oświadczył Dzid. Chodzmy do mnie. Miasteczko nie sprawiało
szczególnego wrażenia. Dziurawy asfalt Odrapane bloki. W oddali
było widać zbudowane jeszcze przez Niemców budynki wojskowych
koszar. Ich mury ozdabiały zacieki i puste miejsca po odłupanym
tynku. Było dość spokojnie. Miejscowi bezrobotni dopiero
wygrzebywali się z łóżek Wreszcie staneliśmy przed obskurnym
blokiem. Weszliśmy na klatkę i iruszyliśmy po zaśmieconych
schodach. Mieszkanko dziada było na samej górze. Drzwi kawalerki
wyglądały zwyczajnie. Dziad jednak wstrymał nas ruchem dłoni.
Wyciągnął z pod wycieraczk i małą rosyjską minę
przeciwpiechotną Podem otworzył drzwi i pogrzebał w szparze w
ścianie. Z góry zjechało pięćdżiesięciokilowe kowadło. Co
jest grane – zapytał Profesor Glass. To biedne strony- wyjaśnił
Dziad.Ludziom wszystko się przydaje więc trza swego pilnować.
Weszliśmy do malutkiego pokoju. Z boku była miniaturowa kuchenka.
Obok niej miniaturowa łazienka i kibelek. Wszędzie poniewierały
się butelki po apaćku, jakieś szpadle, kilofy i całe stosy
książek. Co ty wyprawiasz- zapytał Sierżant. Zapisałeś się na
Uniwersytet trzeciego wieku? Dziad skrzywił się. Awiesz czasem
warto poczytać żeby ktoś nie zarzucił człowiekowi żem ciemny.
Wstawił wodę na herbatę a z lodówki wyjął jakieś konserwy
których termin do spożycia minął w czasie zimnej wojny. Obok tego
postawił butlę z miejscowym samogonem. Zaczeliśmy się pożywiać.
Dziad sięgnął po butelkę i polał. Trzeba wypić łyczek przed
robotą Gadaj po ludzku- zainteresował się Scyzor.No w porządku-
zgodził się Dziad. A teraz słuchajcie uważnie. Przez ostatnie
trzy miesiące tego szukałem. Pod miastem ciągnie się cały system
bunkrów. Część wybudowali jeszcze Niemcy w czasie wojny. Robili
tu jakieś tajne projekty zbrojeniowe. Starzy ludzie cuda opowiadali.
W podziemia wjeżdżały całe wyładowane pociągi. Wyjeżdżały
puste.Pilnujący esesmani opowiadali między sobą że Hitler zdobył
jakąś tajemniczą technologię od obcych cywilizacjii czy coś
takiego. W każdym razie w podziemiach coś się działo. Mówią że
Georin też tu ukrywał swoje skarby które rabował po całej
Europie. Gdy Niemcy zaczeli brać w kuper od ruskich zaczęto lochy
zaminowywać. Nie zdąrzyli ich jednak wysadzić w powietrze bo
niespodziewanie zjawił się oddział krasnoarmiejców który
błyskawicznie zajął miasto. To co znależli w bunkrach nieżle
nimi wstrząsnęło. Zjeżdżali się tu różni ruscy naukowcy i
generałowie. Był nawet sam Żukow. Miasteczko zrobili strefą
zamkniętą i zinstalowali tu swój garnizon. Opuścili miasto
dopiero po upadku komuny. Zanim wyjechali zamówili ogromne ilości
cementu. Co znim zrobili? Moim zdaniem zabetonowali wejścia do
bunkrów żeby nikt nie dostał się do środka Dziad wyciągnął z
szuflady starą pożółkłą mapę. Była opisana po niemiecku i
ozdobiona emblematem hitlerowskiej gapy Popatrzta tu- powiedział
zaintrygowany. Nie przewidzieli jednego.Ściany tego korytarza
zrobione są z cegły.Wystarczy wykopać tunel na głębokości 40 m
i długi na dwadzieścia i można przebić się przez tą ścianę.
Cegła nie postawi dużego oporu. W ziemi jest wilgotno więc na
pewno będzie krucha. Taki tunel to prawie kopalnia- złapał się za
głowę Retusz. Potrzebowalibyśmy brygadę górników. I to ze
sztygarem. Dziad uśmiechnął się potulnie i polał. Spokojnie. Bez
paniki. A jak myślicie co robiłem ostatnie trzy miesiące? Retusz
spojrzał na nas i mrugnął. Nieskromnie powiem że ci odbiło.
Taka ilość przeczytanych książek przegrzała ci procesor i masz
trudności by się zresetować- rzucił informatycznymi terminami. A
ty alfabetu się boisz? -zapytał Dziad. Ja? Dzisiaj książkę
przeczytałem. O Kościuszce i podał tomiszcze Taplarskiemu.
Kużwa-powiedział z podziwem Dziad. Toć to wydanie uniwersyteckie.
Dopiliśmy butelkę.Dziad wyciągnął z wanny jakieś młotki i
kilofy. Zostało nam przebić się przez mur. Tunel skonczyłem kopać
dwa dni temu. Idziecie? Wzruszyliśmy ramionami i złapaliśmy za
narzędzia. Na dworze było już dobrze ciemno. Doszliśmy do jakichś
ruin Księżyc schował się gdzieś za chmurą. Dziad głośno
liczył kroki. Nagle jego noga nastąpiła na coś blaszanego.
Odciągnął blachę i odsłonił czerniejącą dziurę w ziemi.
Oszalowaną deskami. No i macie swoją kopalnię- zakpił.
Maniek Kapucha leżał rozciągnięty na ławce. Obok
niego stała butelka z niedopitym denaturatem. Został mu tylko
malutki łyczek. Ponieważ była ciepła noc a Maniek jak każdy
szanujący się bezdomny cały dobytek nosił ze sobą pieczołowicie
zrolował kufajkę i umieścił sobie pod niemytą od kilku miesięcy
głową. Rozczłapane buciory zdjął by dać odpocząć utrudzonym
nogom. Zbólem serca spojżał na restkę denaturatu. Może Kacha na
swej melinie miała jakiś zapasik Pokrzepiony tą myślą przechylił
butelkę i wlał resztę zawartości do gardła. Nagle nie wiadomo
skąd zerwał się wiatr. Zeschłe liście, papierzyska i inne śmieci
zawirowały w powietrzu. Przestrzeń obok Mańka pokryła plątanina
iskieri wyładowań elektrycznych. Maniek ze zdziwieniem spojrzał na
flaszkę. Najmocniejsze procenty zostały na spodzie- pomyślał. Ze
zdziwieniem zauważył jakiegoś potężnie zbudowanego faceta.
Gościu klęczał jedną nogą na ziemi i podpierał się dłońmi.
Był nagusieńki jak go Pan Bóg stworzył. Powoli wstał i skierował
się w stronę Mańka. Menelowi szczęka opadła z wrażenia. Facet
wyglądał jak Arnold Szwarceneger tylko na czole miał wytatułowaną
czerwoną gwiazdę. Potrzebuję twojego ubrania- powiedział po
rosyjsku Szwarceneger
Siostra Kunegunda wracała z kościoła do domu. Pogadała potem trochę z księdzem na plebanii i zastała ją noc. Postanowiła dzisiaj się dobrze wyspać bo jutro kończyła jej się przepustka i musiała wracać do swojego klasztoru. Mimo klasztornych postów i umartwień Kunegunda cierpiała na nadwagę Miała zaledwie 155 cm wzrostu a ważyła97 kilo. Na wolnej przestrzeni między drzewami nagle rozległy się jakieś trzaski. Zakonnica ze zdziwieniem zobaczyła błyskające światła wyładowań elektrycznych a jej chabitem zaczął mocno szarpać silny wiatr. Odruchowo chwyciła ręką na wiszący na jej szyi różaniec a drugą ręką podtrzymywała staroświecki zakonny kornet który okrywał jej głowę. Ze zdumieniem przetarła oczy. Z błyskawić wyłonił się człowiek i był kompletnie goły. Klęczał jednym kolanem na ziemi. Po chwili wstał i ruszył w kierunku oniemaiałej zakonnicy. Anioł- pomyślała Kunegunda. Przypominał jej z wyglądu pewnego amerykańskiego aktora Arnolda, Arnolda......-siostra usiłowała sobie przypomnieć jego nazwisko. Anioł- pomyślała chwilę póżniej. Objawił mi się anioł. Zauważyła że na czole ma symbol Orła Białego. Przybysz otaksował zakonnicę wzrokiem Potrzebuję twojego ubrania siostro- powiedział czystą polszczyzną. Usta Kunegundy po chwili zaskoczenia rozciągnęły się w uśmiechu. W końcu była jeszcze na przepustce.... Mur kruszył się po wolutku. Po pierwszej odbitej warstwie cegieł pokazała się druga pokryta jakąś smolistą substancją. Smoła- domyślił się Scyzor kując oporny mur. Posmarowali lepikiem by wilgoć nie przenikała. Sprawdz lepiej jaki ten mur gruby- polecił Viking. A co ja georadar jakiś- zirytował się kamieniarz Niby jak mam to zrobić? Kuj lepiej nie gadaj. Odpadła kolejna warstwa za którą pokazał się żółciutki piasek. Op- stęknął Sinka. Nie trafiłeś Dziadu z tym tunelem. Dziad nic nie mówiąc zaczął odgarniać żwir. Jakieś pół metra dalej pokazały się drewniane deski. Ustąpiły po solidnym kopie. Widać były spróchniałe. W wylocie dziury rozległo się przeciągłe echo spadających odłamków drewna i muru. Scyzor omiótł wnętrze dziuru światłem dużej latarki. Z wylotu otworu do posadzki korytarza było nie więcej jak metr więc zeskoczyliśmy bez większego trudu. Uważnie patrząc pod nogi przeszliśmy korytarzem około pół kilometra. Rety?- Flaszeczka rozejrzał się z podziwem. Metro tu budowali czy jak? A żebyś wiedział- potwierdził Dziad pokazując biegnące korytarzem szyny kolejowe Mówiłem że tu wjeżdżały pociągi. Przy ścianach biegły wiązki kabli elektrycznych. Od czasu do czasu błysnęła zębami namalowana na tabliczkach trupia czaszka. Tabliczki były opatrzone ostrzegawczym napisem Achtung albo Wnimanie. Widać Rosjanom nie chciało się ściągać tych niemieckich albo uznali że równie dobrze spełniają swą rolę. Dla celów ewakułacyjnych Dziad od czasu do czasu kredą malował krzyżyk na ścianie. Nie znaliśmy przecież tych lochów a w plątaninie korytarzy i komór niebezpiecznie było by się zgubić. Ło rety!! Wrzasnął nagle Autolikos. Co się drzesz- zirytował się przestraszony Yogistyczny. Auti światłem latarki wskazał wnękę w ścianie korytarza. Leżało w niej może z pięć ludzkich szkieletów. Co to za jedni-dopytywał się Sinka. Dziad wzruszył ramionami. Co za różnica. Tak czy siak nieboszczyki. Scyzor pochylił się nad jednym szkieletem i z kościstych palców wyłuskał butelkę. Stolicznaja- przeczytał etykietę. Zaszkodziła im?- zdziwił się. Pamiętam Stolicznają. Ruskie kiedyś sprzedawali na bazarze. Nie była zła. Pewnie pili podrabianą. - zawyrokował Retusz Idziemy. Niech sobie leżą. Po pół godziny doszliśmy do olbrzymiej hali. Była tak wielka że światło latarek nie mogło wymacać ścian. Pod nogami kłębiły się wiązki torów kolejowych. Przestrzeń była wypełniona dziesiątkami składów pociągów. Wyglądało to na jakąś olbrzymią zajezdnię. Scyzor z ciekaawości otworzył jeden z wagonów. Ze zdziwieniem zauważył że po sufit był wypełniony jakimiś książkami i dokumentacją. W pozostałych wagonach tego składu było tak samo. Bibliotekę okradli czy jak? Dziad otworzył wagon drugiego pociągui ze żdziwieniem wyciągnął nowiuśkiego kałasznikowa. Prawdopodobnie cały skład liczący osiemnaście wagonów był nimi wyładowany. Rozbiegliśmy się i pomagając sobie łomami na chybił trafił otwieraliśmy wagony. Pociągi były wyładowane różnymi towarami bez ładu i składu Wyglądało nam to na jakiś gigantyczny magazyn. Jego napełnianie rozpoczęli chyba Niemcy bo Retusz znalazł w jednym z wagonów niemiecki czołg typu Tygrys. Wniektórych składach znależliśmy rozmontowane samoloty. Nowoczesne odrzutowce MIG i pamiętające ostatnią wojnę myśliwce Messerchmita. Wszystko opatrzone dokumentacją techniczną. Największe wrażenie zrobiły na nas ołowiane pojemniki z uranem. Były opatrzone rosyjskimi napisami więc na pewno zostawili je tu sowieci. Było tu dosłownie wszystko. Począwszy od zwykłych śrubek poprzez wszelakiego rodzaju broń i amunicję a na przenośnych fabrykach i cysternach z paliwem kończąc.Popatrzeliśmy na siebie zdumieni. Kiedy my to wszystko wyniesiemy- zatroskałem się Tyle dobra. Przez tą naszą mysią dziurę nie wszystko da się przecisnąć- podrapałem się po głowie i oparłem o stojącą na platformie wielolufową wyrzutnię pocisków rakietowych typu Grad. Dziad nic nie powiedział tylko rozejrzał się z podziwem. Nagle w świetle latarki zauważył wiszący na ścianie masywny przełącznik. Pociągnął. Halę zalało światło elektryczne. Widać kabel energetyczny łączący podziemia z siecią nie został przez ruskich odcięty. Toraz dopiero w dobrym oświetleniu byliśmy w stanie ocenić rozmiary hali. I ilość zgromadzonych materiałów.W oddali majaczyły ustawione rzędami ciężarówki, czołdi śmigłowce a nawet staroświecki sterowiec Zdumienie nasze wzbudziły lodówki, telewizory, pralki żelazka, toster odkurzacze.... Do tego zapasy medykamentów a nawet karetka pogotowia. I rowery. Autolikos pokręcił głową. Wygląda to na specjalny magazy. Tu jest dosłownie wszystko Jeszcze te książki ze wszyskich dziedzin nauki- tłumaczył. Może spodziewali się wojny atomowej i umieścili to wszystko pod ziemią by po wojnie można było odtworzyć cywilizację? Pokiwaliśmy głowami. Autolikos mówił z sensem. Przecież tu jest cała ludzka wiedza- kontynuował Każdą rzecz można skopiować i odtworzyć No i te książki....A dlaczego tego nie zabrali zapytał Retusz. A po cholerę mieli ciągnąć ze sobą ten złom – stwierdził Scyzor. Mają tego u siebie dosyć. I pewnie też woleli się nie afiszować że mają tu takie zapasy. Westchnąłem ciężko. Chaniebnie się spóżniliśmy. Gdybyśmy tu byli dwadzieścia parę lat temu jak tunele były nie zabetonowane to uruchmilibyśmy te lokomotywy i pojechalibyśmy sobie prościuteńko do skupu złomu. Samo żelastwo majątek, a o metalach kolorowych nawet nie wspomnę- rozmarzyłem się. Co ty wygadujesz za głupoty Dwadzieścia lat temu to tu było pełno ruskich sołdató. Coś byśmy wykombinowali- dodałem niepewnie... Scyzor machnął ręką. Poszukajmy lepiej czegoś wartościowego i nie wymyślajmy problemów. Pracowita noc przed nami. Doszliśmy do szerokiego pustego placyku. Zauważyliśmy wiszącą na wysokości jakicś sześciu metrów lokomotywę. Podtrzymywał ją na linach potężny dżwig przymocowany do stropu. Remont cheba robili- zauważył Yogi. Nie- burknął Glass. Dla zabawy unieśli ją tak wysoko. Chodż z tąd bo jeszcze nią w łeb oberwiesz. Czas leciał szybko. Już trzy godziny myszkowaliśmy po podziemiach Zobaczcie co znalazłem!!- usłyszeliśmy nagle głos Dziada.Pobiegliśmy w jego stronę.Pokazywał sporą wnękę. Wewnątrz na granitowym postumencie stał jakiś dziwny metaliczny obiekt z grubsz przypominający dzwon. Był szeroki i na oko miał ze cztery metry wysokości. Dziad wyglądał na zachwyconego ale na nas znalezisko nie wywarło większego wrażenia. Dzwonnica jakaś czy co?- z głpia frant zapytał Viking. Moi drodzy, nie pieprzcie głupot- powiedział Dziad dziwnie uroczyście. Gardło miał tak ściśnięte że ledwie gadał. To dzwon. Tajemnicza technologia Hitlera. Projekt Die Glocke. Yyyyy- zapytaliśmy. Do czego to służy? Niewiem- Dziad rozłożył ręce. Może to latający talerz. Albo elektrownia która obywa się bez paliwa. W każdym razie wielkie odkrycie naukowe Viking ziewnął rozdzierająco. W dupie mam nuu.......- nie zdąrzył dokończyć. W tym momencie rozgległ się jakiś dudniący odgłos kroków. Usłyszeliśmy ogłuszający gwizd. Chmura grubego śrutu roztrzaskała tabliczkę z napisem Wnimanie elektriciskije natjężenie, Walił na nas jakiś potężnie zbudowany facet podobny do Szwarcennegera. Nosił mimo półmroku ciemne okulary. Był ubrany w poszarpane poplamione cuchnące brudem spodnie i przewiązaną jakimś sznurkiem kufajkę. Na głowie miał krzywo zatkniętą czapkę uszankę. Sznurki czapki były rozwiązane i podbite misiem uszy zabawnie sterczały na boki. Pomyślałem że to jakiś sowiecki żołnierz co po pijaku zapomniał się ewakułować i teraz po dwudziestu paru latach wytrzeżwiawszy się obudził. Stanął od nas w odległości jakichś dziesięciu metrów. A w ręku trzymał potężnego obrzyna. Coś Coś ty za jeden- wydukał Autolikos. Właśnie- dopowiedział Endriu. Zostałęm zaprogramowany by was zlikwidować -powiedział typek. Wycelował w naszą stronę swoją broń. Hasta la vista. Bejbi- powiedział po rosyjsku. W tym momencie blaszane wrota jednego z pomieszczń wypadły z hukiem z zawiasów. Padnij!!! Usłyszeliśmy. Nie trzeba było nam tego dwa razy powtarzać. Kufajka podobnego do Arnolda kolesia była rozrywana eksplodującymi pociskami. Na facecie nie robiło to większego wrażenia. Uderzenia pocisków odsunęły go od nas parę metrów ale on ciągle stał. Jego twarzy nie zmącił najmniejszy grymas bólu. Któryś z wystrzałów oderwał mu pół twarzy razem z czapką. Błysnęła metalowa czaszka z błyszczącym wściekle czerwonym okiem. Co u cholery- zaklął rozpłaszczony na podłodze Glass. Terminator jakiś? Butelka z jakimś zapalającym płynem zatoczyła łuk pod sufitem i spadła na cyborga. Natychmiast zajął się płomieniem. Oszołomiło go to bo runął na beton. W naszym kierunku szedł identyczny jak brat blizniak tamtego podobnej postury facet. Bbył idiotycznie ubrany. Miał na sobie króciuteńki zakonny chabit odsłaniający muskularne nogi. Na szyji miał zawieszony gruby różanieć a z pod zakonnego kornetu wystawały nogi i ogon polskiego orzełka. Jescze jeden – jękliśmy. Cyborg wesoło pogwizdywał ,,Przepijemy naszej babci domek cały... Chodzcie ze mną jeśli chcecie żyć- oświadczył krótko. Coś ty za jeden?- zapytał zdumiony Dziad. Jestem cybernetycznym organizmem. Metalowy endoszkielet pokryty żywą tkanką. Moją misją jest was chronić. Czyli?- zapytał oszołomiony Yogi. Zastrzelę każdego kto się do was zbliży- oświadczył cyborg przebrany za zakonnicę. Doceniam twoje starania- zagadał Retusz i wiem że przebyłeś daleką drogę ale nie możesz tak chodzić i zabijać ludzi. Dlaczego?- zdziwił się terminator. Bo to nie ładnie – wykrzyknął Endriu Jestem zaprogramowany by was chronić za wszelką cenę dopóki nie wyruszycie na misję. Uważać z tyłu na dziewiątej- krzyknął cyborg i wystrzelił Zauważył że opalony do gołego metalu drugi terminator wstał na nogi. Wybuchowy pocisk trafił w ogniwo łańcucha suwnicy podtrzymującej podwieszoną lokomotywę. .100 ton żelastwa runęło grzebiąc pod swoją masą ruskiego Terminatora. Spod żeliwnej masy wystawała tylko metalowa czaszka ze świecącymi na czerwono ślepiami i kawałek dłoni która nerwowo drapała palcami. Scyzor przyglądał się zafascynowany. Oglądał kiedyś film na komputerze gdzie takie szkielety z czerwonymi ślepiami latały po zrujnowanych miastach pełnych czaszek ale żeby samemu coś takiego spotkać i to w dodatku dwa na raz to się nie spodziewał. Co z nim?- zapytał cyborga. Robot z przyszłości założył szybkim ruchem leżące na ziemi ciemne okulary które spadły tamtemy. Z nim? Weż go olej. Scyzor posłusznie rozpiął rozporek i wycelował we wściekle czerwone ślepia. Zrobiło się tam pewnie od tego jakieś zwarcie bo po czaszce zaczęły latać małe błyskawice i ślepia zgasły. Idziemy- zarządził Terminator. Gddie? Uruchomić teleporter tachionowy. Co? Wechikuł czasu. Pomaszerowaliśmy. Cyborg zatrzymał się przed dzwonem. Podsunął sobie pod nogi jakąś pakę i zaczął grzebać w mechaniżmie urządzenia. Szybko łączył jakieś kable i przewody. Wyglądało jak by przerabiał całą instalację. To co przez lata nie udało się niemieckim i sowieckim naukowcom załatwił w 10 minut. Powód tego sukcesu był prosty. Po prostu wiedział co i jak popdłańczać. Z pewnym zdziwieniem zauważyliśmy że stojącemu na pudle cyborgowi z pod przykrótkiego chabitu wystają falbaniaste majtasy. Pewnie gej- pomyśleliśmy. Znaczy odlatujesz- Yogi zapytał dla podtrzymania dobrej atmosfery. Terminator obejrzał się nie przerywając roboty. Nie. Ja zostaje. To wy lecicie. Coooo?- wychrypiał Retusz Poszerzyłem promień działania teleportera- mówił jakby nigdy nic cyborg. Zabierzecie ze sobą cały ten magazyn. Gdzie mamy lecieć- wykrztusiłem. Nie wiem. To wasza misja Polecicie gdzie chcecie. Wystarczy że na tym panelu ustawicie miejscowość i datę. Pózniej naciśniecie ten czerwony guzik. Reszta zadziała sama Gdy będziecie wracać postąpcie identycznie. Nigdzie nie lecę- wrzasnął przerażony Yogi. Ani ja- też wrzasńłem Lecisz. Nie Tak, Nie Tak Nie Tak Nie!!!!! To zmuszę was byście lecieli. Zabij mnie a nie polecę- wrzasnąłem Kurcze- zmartwił się terminator Tego nie wolno mi zrobić. Jestem zaprogramowany by was chronić. No widzisz- ucieszył się Autolikos. Chcecie to dam wam buzi, polecicie wtedy- zaproponował i ustawił usta w dziubek. Teraz dopiero przeraziliśmy się nie na żarty Świtało nam w głowach że nasze domysły dotyczące jego orientacji mogą być prawdziwe. To , to może polecimy- skapitulował Viking. Terminator nieznacznie się uśmiechnął i przez jakiś czas nam tłumaczył o co chodzi. Powoli nabieraliśmy przekonania że ma rację. Zaczęło nam się to nawet podobać Weszliśmy do wnętrza dzwonu Retusz na klawiaturze wystukał datę. 1794 8 kwietnia W nazwie miejscowości wpisał Bosutowo koło Racławic. Zanim wcisnął guzik przez szybkę zobaczyliśmy Terminatora pokazującego kciuk w geście powodzenia.
Panie Naczelniku, panie Naczelniku~!! Spokój tam. Cisza!!- krzyknął Kościuszko. Kosynierzy to dobre chłopy ale większość rehulaminów wojskowych mieli gdzieś. Ale co się dziwić. Te proste Wojtki, Bartki i Maćki do tej pory zginali krzyże przy pługu. A teraz nazywają ich obywatelami i traktują równo ze szlachtą. Każdego prostaczka by to oszołomiło. Naczelnika mimo odniesionego parę dni temu zwycięstwa pod Racławicami nad oddziałem generała Tormasowa trapiły troski. Patriotycznie nastrojoną plotką wiktoria racławicka urosła niemal że do rozmiarów Grunwaldu. Ale Kościuszko, doświadczony żołnierz wiedział że tak naprawdę była to niewiele znacząca potyczka. Cały wynik wojny nie rokował najlepiej dla Polaków. Udało się zwyciężyć bo korpus carskiego generała Fersena nie dotarł na czas. A kilkuset dobrych polskich żołnierzy legło na polu bitwy jak snopy zżętego zboża. Na pomoc Francji nie było co liczyć. Jakobińska rewolucja miała robotę ścinać głowy wszystkim tym którzy ją robili, poza tym młoda republika toczyła ciężkie walki z zewnętrznym i wewnętrznym wrogiem opłacanym z angielskich pieniędzy. Naczelnik nie liczył że usłyszy Marsyliankę nad Wisłą choć plotek o idącej z pomocą dla powstańców armi francuskiej nie dementował. Nie chciał gasić wśród ludzi zapału. Choć generalnie pewne szanse były. Generał Dąbrowski odnosił pewne sukcesy w walkach z napierającymi Prusakami. Osławieni grenadierzy z Prus zwani połykaczami ognia byli ostatnio jak by nie w formie. Cesarstwo Austrii wolało by zachować raczej dzisiejszą sytuację geopolityczną i wkroczy do Polski tylko wtedy gdy wkroczą inni by dokonać kolejnego rozbioru. Największym zagrożeniem była nienasycona żądza władzy carycy Katarzyny. Słaby i chwiejny król Poniatowski chyba już całkiem przyłączył się do zdrajców wiszących u sukni imperatorowej. Ta zachłanna i zepsuta baba wraz z jej licznymi faworytami była największym zagrożeniem dla Republiki powołanej do życia Konstytucją Majową. Wieści które z kraju dochodziły do Kościuszki potwierdzały że Insurekcja się rozszerza. Jakub Jasiński pisał z Wilna że tamtejsi powstańcy próbują samodzielnie oswobodzić Litwę. Dzielny szewc, Jan Kiliński był praktycznie panem w Warszawie. Do oddziałów insurekcyjnych garnęła się patriotycznie nastawiona drobna szlachta i chłopi. Zwielkimi magnatami był większy problem. Większość to byli jawni zdrajcy którzy popierali KatarzynęII. Ale nie brakowało też w Rzeczpospolitej ludzi światłej i reformatorów Staszic, Kołłątaj czy młody uczony Jędrzej Śniadecki. Tylko żeby sił starczyło- myślał Kościuszko. Odeprzeć wrogów, zyskać parę lat spokoju, okrzepnąć, nabrać sił, zmodernizować armie, wyedukować naród, wzbogacić, rozwinąć przemysł. Potrzeba nam czasu, czasu i jeszcze raz czasu. Parę lat spokoju. Wtedy nie damy się nikomu. Przed kwaterą naczelnika podnosił się coraz głośniejszy gwar. Do środka wszedł Generał Madalinski. Panie Naczelniku. Kosynierzy z deputacją do waści przybyli Gadają że jakowyś szpiegów prowadzą. Mowe mają polską ale jakąś taką twardą jakby z cudzoziemska. Są dziwnie ubrani i zaprzeczają że są szpiegami. Mówią że przybywają z pomocą i chcą tylko z Naczelnikiem gadać. Może to francuscy emisariusze? Kościuszko pokręcił głową. Mości jenerale- powiedział Francuzi teraz zajęcie mają w Wandei gdzie biją się z szuanami. A i Prusacy na nich następują. Może to Anglicy? Albo wysłannicy amerykańskiego prezydenta ze słowami pociechy, bo konkretów się nie spodziewam. Wprowadzić tych kosynierów. Madalinski krzyknął na zewnątrz. Do środka weszło trzech wąsatych chłopaków w krakowskich sukmanach. Sądząc po wyglądzie żołnierzy szpiedzy których schwytali stawili twardy opór, Jeden z nich opuchniętą gębę miał obwiązaną brudną szmatą, drugi podbite oboje oczu a trzeci poszarpaną sukmanę i rozerwane denko krakuski. Kościuszko ze zdziwieniem zauważył że są do siebie podobni jak krople wody. Pewnie bracia- pomyślał. Przyjżał im się i zapytał. Jak wam na imię? Żdzicho, Władko Krzycho. Kościuszko zatrzymał się zaskoczony. Dwóch pierwszych braci mówiło cienkimi głosami a trzeci brzmiał grubym basem. A dlaczego ty mówisz tak grubo jak wół a oni pieją jak koguciki? Krzycho podniósł głowę i zadudnił. Troje nas matka naraz miałą A że jak to u niewiasty jeno dwa cycki były to ja musiałem pić piwo. Wszyscy się roześmieli ale bracia zachowali zastanawiającą powagę. Dowódcy popatrzyli na nich ze zdziwieniem. Czyżby mówił prawdę? Gdzie ich złapaliście- zapytał Naczelnik. Pół wiorsty od obozu- zapiszczał ten z podbitymi oczami. Jest tam jakiś wielki tabor który rzekomo te psubraty ze sobą przyprowadziły. Ale chyba sprawiedliwie łżą. Wozy całe żelazne i tak wielkie że chyba w dwadzieścia wołów by mógł jeden ruszyć. Wszędzie jakoweś żelazne machiny jakich żem w życiu nie widział. A tych wozów....zatrzęsienie.!!!!! Cały folwark by ich nie pomieścił.-meldował żołnierz. Gdy nas zobaczyli to podeszli i jeden z nich powiedział że chcą z waszą miłością mówić. Ubranie dziwaczne to Krzycho mu powiada że wara, pan Naczelnik z byle chudopachołkami komitywy zawierał nie będzie. Poza tym wyglądają na carskich szpiegów i ich w areszt bierzem i żeby rychło buty rozdziewali bo boso ich pognać chcemy. Wtedy jak on nie praśnie Żdzicha w gębę to aż ten się wykopyrtnął. Tu pokazał tego z obwiązaną gębą Tak- potwierdził Zdzicho. Niby nie młody dziad a krzepki Jak mnie walnął to tera mie się trzy zęby ruchają. A Władkowi to oboje oczu podbił. Wtedy my za kosy. A on wyrwał kosę Krzychowi i jak zacznie nią obracać- tu pokręcił głową z podziwem. Jak sam Bartosz Głowacki Widząć bitkę reszta ich na nas też ruszyła......To jak udało wam się ich przyprowadzić- zapytał Naczelnik. Yyyyyy- wykrztusił Krzych. Ponieważ żadna ze stron wiktorii odnieść nie mogła to my się łaskawie zgodzili by z dobrawoli w niewolę poszli. Naczelnik kpiąco popatrzył na chłopaków. Wyglądało na to że tajemniczy przybysze sprawili chłopakom solidny łomot i osiągneli to co chcieli czyli trafili do niego. Przyprowadzić- rozkazał. Zobaczymy co mają do powiedzenia. I co to za tabor który przyprowadzili.Jeden z kosynierów wyszedł przed kwaterę. Po chwili wszedł z powrotem. Weszliśmy. Wśrodku panował lekki półmrok. Kościuszko wydawał nam się dość niski. Na historycznych obrazkach wyglądał na wyższego ale łatwo go poznaliśmy po charakterystycznym jak skocznia narciarska nosie. Mówcie waćpanowie coście za jedni i z kąd przybywacie- powiedział surowo Naczelnik. Bo jeśli szpiedzy to roztrzelanie wam grozi bo czas wojenny. Poza tem żeście moich żołnierzy poturbowali a temu co kole mnie stoi oba ślepia podbili. Scyzor z ukosa spojrzał na wyprężonego jak struna kosyniera. Bo tępy- odpowiedział. A dwoje oczu mu podbiłem bo dwa razy chciałem mu wytłumaczyć że się chcemy z panem Kościuszką widzieć. A on nie słuchał. Capisce?- zakończył po włosku. Generał Madalinski roześmiał się głośno.Czy waćpanowie czasem nie z Francii przybywacie? Jakąś pomoc od Galów niesiecie? Scyzor prychnął z niechęcią. Co warta jest żabojadzka pomoc Polska przekonała się we wrzesniu 1939 roku- wypalił z mocą. Oficerowie popatrzyli na niego zdziwieni. Czyżby ten człek był niespełna rozumu? Scyzor widząc że przeszarżował rzucił bez sensu. Przybyliśmy z przyszłości. Jesteśmy zaprogramowani by was chronic. Zebrani wytrzeszczyli oczy. Scyzor wyrażnie w ich oczach zyskiwał opinię wariata. Mamy broń która pomoże pokonać wam wrogów. Dysponujemy rzeczami o których wam się nie śniło. Terminator powiedział że zmienimy bieg wydarzeń. Jego mowa wywoływowa coraz większą wesołość. Nawet Naczelnik porzuciwszy swą sztywną powagę słuchając tego co wygadywał Scyzor śmiał się coraz głośniej. Co to są satelity telekomunikacyjne, międzykontynentalne pociski balistyczne, taktyczna broń termonuklearna. Nikt z obecnych nie znał większości słów które wypowiadał ten człowiek. Wesołość była coraz większa. O w mordę- pomyślał Viking. Przeszarżował chłop z tymi łodziami podwodnymi o napędzie jądrowym i niewidzialnymi bombowcami. Ich to pewnie nie mamy na składzie. Trzeba coś zrobić bo jeszcze zamkną nas do czubków. Tu wychodząc ze słusznego założenia że lepsze od gadania jest działanie wyszarpnął z za paska spodni zabrany ze sobą z jednego z wagonów automatyczny pistolet maszynowy Hecler Koch zbudowany z kompozytowych materiałów i wyposarzony w wydłużony magazynek Dziwny przedmiot w jego ręku nie zwrócił większej uwagi. Dopiero gdy Viking ustawił przełącznik w pozycji ,,Ogień ciągły,, i jedną serią wyrąbał w dachu namiotu dowódcy powstania wielką dziurę wszyscy zamilkli. Duży płat materiału opadał powoli i nakrył stojący pośrodku stół. W milczeniu które zapadło wolnym ruchem dłoni położył broń na stole. Skoro nie dorośliście do prawdziwej broni o której mówił wam nasz kolega to ta zabaweczka musi wam na razie wystarczyć- oświadczył zdumionym tym pokazem zebranym oficerom. Następnie wyłuskał z kieszeni swego smartfona i wszedł w Moje Media. Miał tam powgrywane parę filmów. Opuścił film na którym było widać kąpiąćą się nago jakąś laskę i wybrał plik ,,Helikopter w ogniu,, Włączył i kładąc na stole mruknął. Popatrzcie sobie. Gapili się jak zaczarowani aż wyczerpała się bateria. Gdy ekran komórki zgasł Dziad oświadczył nie znoszącym sprzeciwu głosem. A teraz musimy porozmawiać sobie z panem Kościuszką. Tylko on i my- pokazał wyjście reszcie. Kościuszko spojrzał na Madalinskiego i skinął głową. Wyszli. Na pożegnanie Scyzor powiedział w ich kierunku. Hasta la vista. Bejbi.
Siostra Kunegunda wracała z kościoła do domu. Pogadała potem trochę z księdzem na plebanii i zastała ją noc. Postanowiła dzisiaj się dobrze wyspać bo jutro kończyła jej się przepustka i musiała wracać do swojego klasztoru. Mimo klasztornych postów i umartwień Kunegunda cierpiała na nadwagę Miała zaledwie 155 cm wzrostu a ważyła97 kilo. Na wolnej przestrzeni między drzewami nagle rozległy się jakieś trzaski. Zakonnica ze zdziwieniem zobaczyła błyskające światła wyładowań elektrycznych a jej chabitem zaczął mocno szarpać silny wiatr. Odruchowo chwyciła ręką na wiszący na jej szyi różaniec a drugą ręką podtrzymywała staroświecki zakonny kornet który okrywał jej głowę. Ze zdumieniem przetarła oczy. Z błyskawić wyłonił się człowiek i był kompletnie goły. Klęczał jednym kolanem na ziemi. Po chwili wstał i ruszył w kierunku oniemaiałej zakonnicy. Anioł- pomyślała Kunegunda. Przypominał jej z wyglądu pewnego amerykańskiego aktora Arnolda, Arnolda......-siostra usiłowała sobie przypomnieć jego nazwisko. Anioł- pomyślała chwilę póżniej. Objawił mi się anioł. Zauważyła że na czole ma symbol Orła Białego. Przybysz otaksował zakonnicę wzrokiem Potrzebuję twojego ubrania siostro- powiedział czystą polszczyzną. Usta Kunegundy po chwili zaskoczenia rozciągnęły się w uśmiechu. W końcu była jeszcze na przepustce.... Mur kruszył się po wolutku. Po pierwszej odbitej warstwie cegieł pokazała się druga pokryta jakąś smolistą substancją. Smoła- domyślił się Scyzor kując oporny mur. Posmarowali lepikiem by wilgoć nie przenikała. Sprawdz lepiej jaki ten mur gruby- polecił Viking. A co ja georadar jakiś- zirytował się kamieniarz Niby jak mam to zrobić? Kuj lepiej nie gadaj. Odpadła kolejna warstwa za którą pokazał się żółciutki piasek. Op- stęknął Sinka. Nie trafiłeś Dziadu z tym tunelem. Dziad nic nie mówiąc zaczął odgarniać żwir. Jakieś pół metra dalej pokazały się drewniane deski. Ustąpiły po solidnym kopie. Widać były spróchniałe. W wylocie dziury rozległo się przeciągłe echo spadających odłamków drewna i muru. Scyzor omiótł wnętrze dziuru światłem dużej latarki. Z wylotu otworu do posadzki korytarza było nie więcej jak metr więc zeskoczyliśmy bez większego trudu. Uważnie patrząc pod nogi przeszliśmy korytarzem około pół kilometra. Rety?- Flaszeczka rozejrzał się z podziwem. Metro tu budowali czy jak? A żebyś wiedział- potwierdził Dziad pokazując biegnące korytarzem szyny kolejowe Mówiłem że tu wjeżdżały pociągi. Przy ścianach biegły wiązki kabli elektrycznych. Od czasu do czasu błysnęła zębami namalowana na tabliczkach trupia czaszka. Tabliczki były opatrzone ostrzegawczym napisem Achtung albo Wnimanie. Widać Rosjanom nie chciało się ściągać tych niemieckich albo uznali że równie dobrze spełniają swą rolę. Dla celów ewakułacyjnych Dziad od czasu do czasu kredą malował krzyżyk na ścianie. Nie znaliśmy przecież tych lochów a w plątaninie korytarzy i komór niebezpiecznie było by się zgubić. Ło rety!! Wrzasnął nagle Autolikos. Co się drzesz- zirytował się przestraszony Yogistyczny. Auti światłem latarki wskazał wnękę w ścianie korytarza. Leżało w niej może z pięć ludzkich szkieletów. Co to za jedni-dopytywał się Sinka. Dziad wzruszył ramionami. Co za różnica. Tak czy siak nieboszczyki. Scyzor pochylił się nad jednym szkieletem i z kościstych palców wyłuskał butelkę. Stolicznaja- przeczytał etykietę. Zaszkodziła im?- zdziwił się. Pamiętam Stolicznają. Ruskie kiedyś sprzedawali na bazarze. Nie była zła. Pewnie pili podrabianą. - zawyrokował Retusz Idziemy. Niech sobie leżą. Po pół godziny doszliśmy do olbrzymiej hali. Była tak wielka że światło latarek nie mogło wymacać ścian. Pod nogami kłębiły się wiązki torów kolejowych. Przestrzeń była wypełniona dziesiątkami składów pociągów. Wyglądało to na jakąś olbrzymią zajezdnię. Scyzor z ciekaawości otworzył jeden z wagonów. Ze zdziwieniem zauważył że po sufit był wypełniony jakimiś książkami i dokumentacją. W pozostałych wagonach tego składu było tak samo. Bibliotekę okradli czy jak? Dziad otworzył wagon drugiego pociągui ze żdziwieniem wyciągnął nowiuśkiego kałasznikowa. Prawdopodobnie cały skład liczący osiemnaście wagonów był nimi wyładowany. Rozbiegliśmy się i pomagając sobie łomami na chybił trafił otwieraliśmy wagony. Pociągi były wyładowane różnymi towarami bez ładu i składu Wyglądało nam to na jakiś gigantyczny magazyn. Jego napełnianie rozpoczęli chyba Niemcy bo Retusz znalazł w jednym z wagonów niemiecki czołg typu Tygrys. Wniektórych składach znależliśmy rozmontowane samoloty. Nowoczesne odrzutowce MIG i pamiętające ostatnią wojnę myśliwce Messerchmita. Wszystko opatrzone dokumentacją techniczną. Największe wrażenie zrobiły na nas ołowiane pojemniki z uranem. Były opatrzone rosyjskimi napisami więc na pewno zostawili je tu sowieci. Było tu dosłownie wszystko. Począwszy od zwykłych śrubek poprzez wszelakiego rodzaju broń i amunicję a na przenośnych fabrykach i cysternach z paliwem kończąc.Popatrzeliśmy na siebie zdumieni. Kiedy my to wszystko wyniesiemy- zatroskałem się Tyle dobra. Przez tą naszą mysią dziurę nie wszystko da się przecisnąć- podrapałem się po głowie i oparłem o stojącą na platformie wielolufową wyrzutnię pocisków rakietowych typu Grad. Dziad nic nie powiedział tylko rozejrzał się z podziwem. Nagle w świetle latarki zauważył wiszący na ścianie masywny przełącznik. Pociągnął. Halę zalało światło elektryczne. Widać kabel energetyczny łączący podziemia z siecią nie został przez ruskich odcięty. Toraz dopiero w dobrym oświetleniu byliśmy w stanie ocenić rozmiary hali. I ilość zgromadzonych materiałów.W oddali majaczyły ustawione rzędami ciężarówki, czołdi śmigłowce a nawet staroświecki sterowiec Zdumienie nasze wzbudziły lodówki, telewizory, pralki żelazka, toster odkurzacze.... Do tego zapasy medykamentów a nawet karetka pogotowia. I rowery. Autolikos pokręcił głową. Wygląda to na specjalny magazy. Tu jest dosłownie wszystko Jeszcze te książki ze wszyskich dziedzin nauki- tłumaczył. Może spodziewali się wojny atomowej i umieścili to wszystko pod ziemią by po wojnie można było odtworzyć cywilizację? Pokiwaliśmy głowami. Autolikos mówił z sensem. Przecież tu jest cała ludzka wiedza- kontynuował Każdą rzecz można skopiować i odtworzyć No i te książki....A dlaczego tego nie zabrali zapytał Retusz. A po cholerę mieli ciągnąć ze sobą ten złom – stwierdził Scyzor. Mają tego u siebie dosyć. I pewnie też woleli się nie afiszować że mają tu takie zapasy. Westchnąłem ciężko. Chaniebnie się spóżniliśmy. Gdybyśmy tu byli dwadzieścia parę lat temu jak tunele były nie zabetonowane to uruchmilibyśmy te lokomotywy i pojechalibyśmy sobie prościuteńko do skupu złomu. Samo żelastwo majątek, a o metalach kolorowych nawet nie wspomnę- rozmarzyłem się. Co ty wygadujesz za głupoty Dwadzieścia lat temu to tu było pełno ruskich sołdató. Coś byśmy wykombinowali- dodałem niepewnie... Scyzor machnął ręką. Poszukajmy lepiej czegoś wartościowego i nie wymyślajmy problemów. Pracowita noc przed nami. Doszliśmy do szerokiego pustego placyku. Zauważyliśmy wiszącą na wysokości jakicś sześciu metrów lokomotywę. Podtrzymywał ją na linach potężny dżwig przymocowany do stropu. Remont cheba robili- zauważył Yogi. Nie- burknął Glass. Dla zabawy unieśli ją tak wysoko. Chodż z tąd bo jeszcze nią w łeb oberwiesz. Czas leciał szybko. Już trzy godziny myszkowaliśmy po podziemiach Zobaczcie co znalazłem!!- usłyszeliśmy nagle głos Dziada.Pobiegliśmy w jego stronę.Pokazywał sporą wnękę. Wewnątrz na granitowym postumencie stał jakiś dziwny metaliczny obiekt z grubsz przypominający dzwon. Był szeroki i na oko miał ze cztery metry wysokości. Dziad wyglądał na zachwyconego ale na nas znalezisko nie wywarło większego wrażenia. Dzwonnica jakaś czy co?- z głpia frant zapytał Viking. Moi drodzy, nie pieprzcie głupot- powiedział Dziad dziwnie uroczyście. Gardło miał tak ściśnięte że ledwie gadał. To dzwon. Tajemnicza technologia Hitlera. Projekt Die Glocke. Yyyyy- zapytaliśmy. Do czego to służy? Niewiem- Dziad rozłożył ręce. Może to latający talerz. Albo elektrownia która obywa się bez paliwa. W każdym razie wielkie odkrycie naukowe Viking ziewnął rozdzierająco. W dupie mam nuu.......- nie zdąrzył dokończyć. W tym momencie rozgległ się jakiś dudniący odgłos kroków. Usłyszeliśmy ogłuszający gwizd. Chmura grubego śrutu roztrzaskała tabliczkę z napisem Wnimanie elektriciskije natjężenie, Walił na nas jakiś potężnie zbudowany facet podobny do Szwarcennegera. Nosił mimo półmroku ciemne okulary. Był ubrany w poszarpane poplamione cuchnące brudem spodnie i przewiązaną jakimś sznurkiem kufajkę. Na głowie miał krzywo zatkniętą czapkę uszankę. Sznurki czapki były rozwiązane i podbite misiem uszy zabawnie sterczały na boki. Pomyślałem że to jakiś sowiecki żołnierz co po pijaku zapomniał się ewakułować i teraz po dwudziestu paru latach wytrzeżwiawszy się obudził. Stanął od nas w odległości jakichś dziesięciu metrów. A w ręku trzymał potężnego obrzyna. Coś Coś ty za jeden- wydukał Autolikos. Właśnie- dopowiedział Endriu. Zostałęm zaprogramowany by was zlikwidować -powiedział typek. Wycelował w naszą stronę swoją broń. Hasta la vista. Bejbi- powiedział po rosyjsku. W tym momencie blaszane wrota jednego z pomieszczń wypadły z hukiem z zawiasów. Padnij!!! Usłyszeliśmy. Nie trzeba było nam tego dwa razy powtarzać. Kufajka podobnego do Arnolda kolesia była rozrywana eksplodującymi pociskami. Na facecie nie robiło to większego wrażenia. Uderzenia pocisków odsunęły go od nas parę metrów ale on ciągle stał. Jego twarzy nie zmącił najmniejszy grymas bólu. Któryś z wystrzałów oderwał mu pół twarzy razem z czapką. Błysnęła metalowa czaszka z błyszczącym wściekle czerwonym okiem. Co u cholery- zaklął rozpłaszczony na podłodze Glass. Terminator jakiś? Butelka z jakimś zapalającym płynem zatoczyła łuk pod sufitem i spadła na cyborga. Natychmiast zajął się płomieniem. Oszołomiło go to bo runął na beton. W naszym kierunku szedł identyczny jak brat blizniak tamtego podobnej postury facet. Bbył idiotycznie ubrany. Miał na sobie króciuteńki zakonny chabit odsłaniający muskularne nogi. Na szyji miał zawieszony gruby różanieć a z pod zakonnego kornetu wystawały nogi i ogon polskiego orzełka. Jescze jeden – jękliśmy. Cyborg wesoło pogwizdywał ,,Przepijemy naszej babci domek cały... Chodzcie ze mną jeśli chcecie żyć- oświadczył krótko. Coś ty za jeden?- zapytał zdumiony Dziad. Jestem cybernetycznym organizmem. Metalowy endoszkielet pokryty żywą tkanką. Moją misją jest was chronić. Czyli?- zapytał oszołomiony Yogi. Zastrzelę każdego kto się do was zbliży- oświadczył cyborg przebrany za zakonnicę. Doceniam twoje starania- zagadał Retusz i wiem że przebyłeś daleką drogę ale nie możesz tak chodzić i zabijać ludzi. Dlaczego?- zdziwił się terminator. Bo to nie ładnie – wykrzyknął Endriu Jestem zaprogramowany by was chronić za wszelką cenę dopóki nie wyruszycie na misję. Uważać z tyłu na dziewiątej- krzyknął cyborg i wystrzelił Zauważył że opalony do gołego metalu drugi terminator wstał na nogi. Wybuchowy pocisk trafił w ogniwo łańcucha suwnicy podtrzymującej podwieszoną lokomotywę. .100 ton żelastwa runęło grzebiąc pod swoją masą ruskiego Terminatora. Spod żeliwnej masy wystawała tylko metalowa czaszka ze świecącymi na czerwono ślepiami i kawałek dłoni która nerwowo drapała palcami. Scyzor przyglądał się zafascynowany. Oglądał kiedyś film na komputerze gdzie takie szkielety z czerwonymi ślepiami latały po zrujnowanych miastach pełnych czaszek ale żeby samemu coś takiego spotkać i to w dodatku dwa na raz to się nie spodziewał. Co z nim?- zapytał cyborga. Robot z przyszłości założył szybkim ruchem leżące na ziemi ciemne okulary które spadły tamtemy. Z nim? Weż go olej. Scyzor posłusznie rozpiął rozporek i wycelował we wściekle czerwone ślepia. Zrobiło się tam pewnie od tego jakieś zwarcie bo po czaszce zaczęły latać małe błyskawice i ślepia zgasły. Idziemy- zarządził Terminator. Gddie? Uruchomić teleporter tachionowy. Co? Wechikuł czasu. Pomaszerowaliśmy. Cyborg zatrzymał się przed dzwonem. Podsunął sobie pod nogi jakąś pakę i zaczął grzebać w mechaniżmie urządzenia. Szybko łączył jakieś kable i przewody. Wyglądało jak by przerabiał całą instalację. To co przez lata nie udało się niemieckim i sowieckim naukowcom załatwił w 10 minut. Powód tego sukcesu był prosty. Po prostu wiedział co i jak popdłańczać. Z pewnym zdziwieniem zauważyliśmy że stojącemu na pudle cyborgowi z pod przykrótkiego chabitu wystają falbaniaste majtasy. Pewnie gej- pomyśleliśmy. Znaczy odlatujesz- Yogi zapytał dla podtrzymania dobrej atmosfery. Terminator obejrzał się nie przerywając roboty. Nie. Ja zostaje. To wy lecicie. Coooo?- wychrypiał Retusz Poszerzyłem promień działania teleportera- mówił jakby nigdy nic cyborg. Zabierzecie ze sobą cały ten magazyn. Gdzie mamy lecieć- wykrztusiłem. Nie wiem. To wasza misja Polecicie gdzie chcecie. Wystarczy że na tym panelu ustawicie miejscowość i datę. Pózniej naciśniecie ten czerwony guzik. Reszta zadziała sama Gdy będziecie wracać postąpcie identycznie. Nigdzie nie lecę- wrzasnął przerażony Yogi. Ani ja- też wrzasńłem Lecisz. Nie Tak, Nie Tak Nie Tak Nie!!!!! To zmuszę was byście lecieli. Zabij mnie a nie polecę- wrzasnąłem Kurcze- zmartwił się terminator Tego nie wolno mi zrobić. Jestem zaprogramowany by was chronić. No widzisz- ucieszył się Autolikos. Chcecie to dam wam buzi, polecicie wtedy- zaproponował i ustawił usta w dziubek. Teraz dopiero przeraziliśmy się nie na żarty Świtało nam w głowach że nasze domysły dotyczące jego orientacji mogą być prawdziwe. To , to może polecimy- skapitulował Viking. Terminator nieznacznie się uśmiechnął i przez jakiś czas nam tłumaczył o co chodzi. Powoli nabieraliśmy przekonania że ma rację. Zaczęło nam się to nawet podobać Weszliśmy do wnętrza dzwonu Retusz na klawiaturze wystukał datę. 1794 8 kwietnia W nazwie miejscowości wpisał Bosutowo koło Racławic. Zanim wcisnął guzik przez szybkę zobaczyliśmy Terminatora pokazującego kciuk w geście powodzenia.
Panie Naczelniku, panie Naczelniku~!! Spokój tam. Cisza!!- krzyknął Kościuszko. Kosynierzy to dobre chłopy ale większość rehulaminów wojskowych mieli gdzieś. Ale co się dziwić. Te proste Wojtki, Bartki i Maćki do tej pory zginali krzyże przy pługu. A teraz nazywają ich obywatelami i traktują równo ze szlachtą. Każdego prostaczka by to oszołomiło. Naczelnika mimo odniesionego parę dni temu zwycięstwa pod Racławicami nad oddziałem generała Tormasowa trapiły troski. Patriotycznie nastrojoną plotką wiktoria racławicka urosła niemal że do rozmiarów Grunwaldu. Ale Kościuszko, doświadczony żołnierz wiedział że tak naprawdę była to niewiele znacząca potyczka. Cały wynik wojny nie rokował najlepiej dla Polaków. Udało się zwyciężyć bo korpus carskiego generała Fersena nie dotarł na czas. A kilkuset dobrych polskich żołnierzy legło na polu bitwy jak snopy zżętego zboża. Na pomoc Francji nie było co liczyć. Jakobińska rewolucja miała robotę ścinać głowy wszystkim tym którzy ją robili, poza tym młoda republika toczyła ciężkie walki z zewnętrznym i wewnętrznym wrogiem opłacanym z angielskich pieniędzy. Naczelnik nie liczył że usłyszy Marsyliankę nad Wisłą choć plotek o idącej z pomocą dla powstańców armi francuskiej nie dementował. Nie chciał gasić wśród ludzi zapału. Choć generalnie pewne szanse były. Generał Dąbrowski odnosił pewne sukcesy w walkach z napierającymi Prusakami. Osławieni grenadierzy z Prus zwani połykaczami ognia byli ostatnio jak by nie w formie. Cesarstwo Austrii wolało by zachować raczej dzisiejszą sytuację geopolityczną i wkroczy do Polski tylko wtedy gdy wkroczą inni by dokonać kolejnego rozbioru. Największym zagrożeniem była nienasycona żądza władzy carycy Katarzyny. Słaby i chwiejny król Poniatowski chyba już całkiem przyłączył się do zdrajców wiszących u sukni imperatorowej. Ta zachłanna i zepsuta baba wraz z jej licznymi faworytami była największym zagrożeniem dla Republiki powołanej do życia Konstytucją Majową. Wieści które z kraju dochodziły do Kościuszki potwierdzały że Insurekcja się rozszerza. Jakub Jasiński pisał z Wilna że tamtejsi powstańcy próbują samodzielnie oswobodzić Litwę. Dzielny szewc, Jan Kiliński był praktycznie panem w Warszawie. Do oddziałów insurekcyjnych garnęła się patriotycznie nastawiona drobna szlachta i chłopi. Zwielkimi magnatami był większy problem. Większość to byli jawni zdrajcy którzy popierali KatarzynęII. Ale nie brakowało też w Rzeczpospolitej ludzi światłej i reformatorów Staszic, Kołłątaj czy młody uczony Jędrzej Śniadecki. Tylko żeby sił starczyło- myślał Kościuszko. Odeprzeć wrogów, zyskać parę lat spokoju, okrzepnąć, nabrać sił, zmodernizować armie, wyedukować naród, wzbogacić, rozwinąć przemysł. Potrzeba nam czasu, czasu i jeszcze raz czasu. Parę lat spokoju. Wtedy nie damy się nikomu. Przed kwaterą naczelnika podnosił się coraz głośniejszy gwar. Do środka wszedł Generał Madalinski. Panie Naczelniku. Kosynierzy z deputacją do waści przybyli Gadają że jakowyś szpiegów prowadzą. Mowe mają polską ale jakąś taką twardą jakby z cudzoziemska. Są dziwnie ubrani i zaprzeczają że są szpiegami. Mówią że przybywają z pomocą i chcą tylko z Naczelnikiem gadać. Może to francuscy emisariusze? Kościuszko pokręcił głową. Mości jenerale- powiedział Francuzi teraz zajęcie mają w Wandei gdzie biją się z szuanami. A i Prusacy na nich następują. Może to Anglicy? Albo wysłannicy amerykańskiego prezydenta ze słowami pociechy, bo konkretów się nie spodziewam. Wprowadzić tych kosynierów. Madalinski krzyknął na zewnątrz. Do środka weszło trzech wąsatych chłopaków w krakowskich sukmanach. Sądząc po wyglądzie żołnierzy szpiedzy których schwytali stawili twardy opór, Jeden z nich opuchniętą gębę miał obwiązaną brudną szmatą, drugi podbite oboje oczu a trzeci poszarpaną sukmanę i rozerwane denko krakuski. Kościuszko ze zdziwieniem zauważył że są do siebie podobni jak krople wody. Pewnie bracia- pomyślał. Przyjżał im się i zapytał. Jak wam na imię? Żdzicho, Władko Krzycho. Kościuszko zatrzymał się zaskoczony. Dwóch pierwszych braci mówiło cienkimi głosami a trzeci brzmiał grubym basem. A dlaczego ty mówisz tak grubo jak wół a oni pieją jak koguciki? Krzycho podniósł głowę i zadudnił. Troje nas matka naraz miałą A że jak to u niewiasty jeno dwa cycki były to ja musiałem pić piwo. Wszyscy się roześmieli ale bracia zachowali zastanawiającą powagę. Dowódcy popatrzyli na nich ze zdziwieniem. Czyżby mówił prawdę? Gdzie ich złapaliście- zapytał Naczelnik. Pół wiorsty od obozu- zapiszczał ten z podbitymi oczami. Jest tam jakiś wielki tabor który rzekomo te psubraty ze sobą przyprowadziły. Ale chyba sprawiedliwie łżą. Wozy całe żelazne i tak wielkie że chyba w dwadzieścia wołów by mógł jeden ruszyć. Wszędzie jakoweś żelazne machiny jakich żem w życiu nie widział. A tych wozów....zatrzęsienie.!!!!! Cały folwark by ich nie pomieścił.-meldował żołnierz. Gdy nas zobaczyli to podeszli i jeden z nich powiedział że chcą z waszą miłością mówić. Ubranie dziwaczne to Krzycho mu powiada że wara, pan Naczelnik z byle chudopachołkami komitywy zawierał nie będzie. Poza tym wyglądają na carskich szpiegów i ich w areszt bierzem i żeby rychło buty rozdziewali bo boso ich pognać chcemy. Wtedy jak on nie praśnie Żdzicha w gębę to aż ten się wykopyrtnął. Tu pokazał tego z obwiązaną gębą Tak- potwierdził Zdzicho. Niby nie młody dziad a krzepki Jak mnie walnął to tera mie się trzy zęby ruchają. A Władkowi to oboje oczu podbił. Wtedy my za kosy. A on wyrwał kosę Krzychowi i jak zacznie nią obracać- tu pokręcił głową z podziwem. Jak sam Bartosz Głowacki Widząć bitkę reszta ich na nas też ruszyła......To jak udało wam się ich przyprowadzić- zapytał Naczelnik. Yyyyyy- wykrztusił Krzych. Ponieważ żadna ze stron wiktorii odnieść nie mogła to my się łaskawie zgodzili by z dobrawoli w niewolę poszli. Naczelnik kpiąco popatrzył na chłopaków. Wyglądało na to że tajemniczy przybysze sprawili chłopakom solidny łomot i osiągneli to co chcieli czyli trafili do niego. Przyprowadzić- rozkazał. Zobaczymy co mają do powiedzenia. I co to za tabor który przyprowadzili.Jeden z kosynierów wyszedł przed kwaterę. Po chwili wszedł z powrotem. Weszliśmy. Wśrodku panował lekki półmrok. Kościuszko wydawał nam się dość niski. Na historycznych obrazkach wyglądał na wyższego ale łatwo go poznaliśmy po charakterystycznym jak skocznia narciarska nosie. Mówcie waćpanowie coście za jedni i z kąd przybywacie- powiedział surowo Naczelnik. Bo jeśli szpiedzy to roztrzelanie wam grozi bo czas wojenny. Poza tem żeście moich żołnierzy poturbowali a temu co kole mnie stoi oba ślepia podbili. Scyzor z ukosa spojrzał na wyprężonego jak struna kosyniera. Bo tępy- odpowiedział. A dwoje oczu mu podbiłem bo dwa razy chciałem mu wytłumaczyć że się chcemy z panem Kościuszką widzieć. A on nie słuchał. Capisce?- zakończył po włosku. Generał Madalinski roześmiał się głośno.Czy waćpanowie czasem nie z Francii przybywacie? Jakąś pomoc od Galów niesiecie? Scyzor prychnął z niechęcią. Co warta jest żabojadzka pomoc Polska przekonała się we wrzesniu 1939 roku- wypalił z mocą. Oficerowie popatrzyli na niego zdziwieni. Czyżby ten człek był niespełna rozumu? Scyzor widząc że przeszarżował rzucił bez sensu. Przybyliśmy z przyszłości. Jesteśmy zaprogramowani by was chronic. Zebrani wytrzeszczyli oczy. Scyzor wyrażnie w ich oczach zyskiwał opinię wariata. Mamy broń która pomoże pokonać wam wrogów. Dysponujemy rzeczami o których wam się nie śniło. Terminator powiedział że zmienimy bieg wydarzeń. Jego mowa wywoływowa coraz większą wesołość. Nawet Naczelnik porzuciwszy swą sztywną powagę słuchając tego co wygadywał Scyzor śmiał się coraz głośniej. Co to są satelity telekomunikacyjne, międzykontynentalne pociski balistyczne, taktyczna broń termonuklearna. Nikt z obecnych nie znał większości słów które wypowiadał ten człowiek. Wesołość była coraz większa. O w mordę- pomyślał Viking. Przeszarżował chłop z tymi łodziami podwodnymi o napędzie jądrowym i niewidzialnymi bombowcami. Ich to pewnie nie mamy na składzie. Trzeba coś zrobić bo jeszcze zamkną nas do czubków. Tu wychodząc ze słusznego założenia że lepsze od gadania jest działanie wyszarpnął z za paska spodni zabrany ze sobą z jednego z wagonów automatyczny pistolet maszynowy Hecler Koch zbudowany z kompozytowych materiałów i wyposarzony w wydłużony magazynek Dziwny przedmiot w jego ręku nie zwrócił większej uwagi. Dopiero gdy Viking ustawił przełącznik w pozycji ,,Ogień ciągły,, i jedną serią wyrąbał w dachu namiotu dowódcy powstania wielką dziurę wszyscy zamilkli. Duży płat materiału opadał powoli i nakrył stojący pośrodku stół. W milczeniu które zapadło wolnym ruchem dłoni położył broń na stole. Skoro nie dorośliście do prawdziwej broni o której mówił wam nasz kolega to ta zabaweczka musi wam na razie wystarczyć- oświadczył zdumionym tym pokazem zebranym oficerom. Następnie wyłuskał z kieszeni swego smartfona i wszedł w Moje Media. Miał tam powgrywane parę filmów. Opuścił film na którym było widać kąpiąćą się nago jakąś laskę i wybrał plik ,,Helikopter w ogniu,, Włączył i kładąc na stole mruknął. Popatrzcie sobie. Gapili się jak zaczarowani aż wyczerpała się bateria. Gdy ekran komórki zgasł Dziad oświadczył nie znoszącym sprzeciwu głosem. A teraz musimy porozmawiać sobie z panem Kościuszką. Tylko on i my- pokazał wyjście reszcie. Kościuszko spojrzał na Madalinskiego i skinął głową. Wyszli. Na pożegnanie Scyzor powiedział w ich kierunku. Hasta la vista. Bejbi.
Po godzinnej rozmowie
Kościuszko wybiegł z namiotu jak by go diabeł gonił. Był blady
oczy miał rozbiegane, a ręce mu się trzęsły. Na czele szwadronu
kawalerii pogalopował w kierunku tajemniczego taboru. Towarzyszył
mu Scyzor w swoim pasiatym sweterku. Galopował na pięknym
kawaleryjskim ogierze jakby całe życie nic nie robił tylko jeżdził
konno. Wrócili po kilku godzinach Naczelnik był tak przejęty jak
nigdy mu się nie zdarzyło nawet w najkrwawszej bitwie. Kawalerzyści
którzy z nim byli też wyglądali na nieżle zastrachanych. Wielu
czyniło ukradkiem znak krzyża i gadało po cichu o czarach.
Naczelnik do pilnowania składu wysłał natychmiast regiment
piechoty z oficerskiej szkoły kadetów. Byli to najbardziej
zdyscyplinowani żołnierze i prędzej by dali się posiekać niż by
mieli złamać rozkazy. Naczelnik zarządził naradę wszystkich
wyższych oficerów. Podniecenie i gwar nie ustępowało do samego
rana. Gdy nieco ochłonęli Naczelnik zaczął Pocztą Wojskową
rozsyłać listy. Do Jasińskiego na Litwę , do gen. Dąbrowskiego i
do Kilinskiego w Warszawie. Napisał także list do profesora
Jędrzeja Śniadeckiego. Kazał mu zebrać wszystkie najtęższe
głowy i uczonych jakich tylko może znależć w Rzeczpospolitej i
zjawić się jak najszybciej z nimi pod Bosutowem. Był ranek 9
kwietnia 1794 roku. Historia przeskoczyła na inne tory.
Naczelnik
Kościuszko zakończył golenie. Pomacał podbródek i z podziwem
popatrzył na elektryczną maszynkę do golenia produkcji
radzieckiej. Sciągneliśmy do obozu agregat prądotwórczy i
mieliśmy już prąd. Wszędzie pod naszym kierownictwem kładziono
kable, wkręcano żarówki. W malutkich słuchawkach podłączonych
do komórki którą Naczelnik wybłagał prawie na kolanach od
Vikinga darła się w niebogłosy Doda. Doda bardzo się Kościuszce
podobała i od czasu do czasu spoglądał na tapetę smartfona z
ustawionym zdjęciem Rabczewskiej które zostało zrobione dla
jakiegoś rozbieranego magazynu dla panów i cmokał z zachwytem.
Panie Naczelniku!- ordynans generała młodziutki porucznik
Kowalewski zajrzał do namiotu. Profesorowie wrócili z taboru i
proszą o posłuchanie. Kościuszko westchnął. Wyciągnął
słuchawki MP-3 z uszu, zerknął jeszcze raz na roznegliżowaną
Dodę i rozkazał. Wpuścić. Z licznego grona uczonych ściągniętych
z całego kraju weszło tylko trzech. Hugon Kołłątaj, Stanisław
Staszic i Jędrzej Śniadecki., Przebywali w Bosutowie już kilka
miesięcy aleciągle byli podekscytowani. Zasiedli do stołu. Ordynas
Kościuszki napełnił dostojnym gościom kielichy. Rozmowa
grzecznościowo rozpoczęłą się na tematy błache by z czasem
przejść na sprawy poważne. Panie Naczelniku.-zaczął Śniadecki
poprawiając upudrowaną perukę. -zapalał się Śniadecki.
Kościuszkę mało obchodziła Teoria względności. Grzecznie jednak
czekał aż najświetniejsze umysły kraju zdradzą mu same o co im
chodzi. Ogrom wiedzy który tam się znajduje na dzień dzisiejszy
nas przerasta. Gdyby nie pułkownik Miodojad który teraz kreśli
projekty mających powstać manufaktur i pułkownik Glass co zajmuje
się inwentaryzacją tego skarbu błądzilibyśmy jak dzieci we mgle.
Kościuszko skinął głową. Niechętnie oddelegował do tej roboty
dwóch dobrych oficerów których wolałby mieć przy sobie. Księgi
które tam się znajdują w takiej ogromnej liczbie opisują takie
rzeczy że zdumienie ogarnia człowieka. Wszystko czego nauczyłem
się dotej pory na Akademiach w Polsce i Italii jest fraszką. Ot.
Chocby weżmy to. Śniadecki wyciągnął jakąś broszurkę napisaną
po francusku. Teoria względnośći Einsteina. To niesłychane
rozwinięcie prac Izaka Newtona. Nie wszystko jeszcze z tego rozumiem
ale trochę zaczynam pojmować. Mogło by to wyjaśnić też jak ONI
się tu znależli. Powiązać ze sobą czas i przestrzeń to
niesłychanie nowatorskie spojrzenie. Kościuszkę mało obchodziła
Teoria względności. Grzecznie jednak czekał aż te najświetniejsze
umysły kraju same zdradzą o co im chodzi. Zapytałem pana Scyzora o
tą teorię ale on mnie zbył mówiąc po włosku jakieś sprośności.
Zna się na sprawach których ja nie pojmuje a nie zna na przykład
gramatyki łacinskiej a te tak zwane silniki spalinowe zna na wylot.
Myślę że to w jakiś sposób człek prosty. Wie też dużo o
elektryczności o której po uniwersytetach dopiero wspominają.
Scyzor był prostym człowiekiem ale z techniką był obeznany jak
mało kto i w tym zakresie miał ogromną praktyczną wiedzę. Jeśli
chodzi o wojskowość tak samo. W ludowym wojsku polskim odsłużył
przepisowe dwa lata w wojskach powietrznodesantowych i następne dwa
lata w kompaniach karnych. Gdy odszedł z wojska jego dowódcy
odetchneli z ulgą. W różnych kompaniach karnych w których był bo
stale go przerzucali zdarzały się z jego powodu przypadki
samobójstw wśród kadry dowódczej. Scyzor nie raz potrafił
doprowadzić swoich przełożonych do rozpaczy. Kościuszko chrząknął
grożnie. Pan Scyzor jest żołnierzem. Najlepszym jakiego w życiu
poznałem. Nie godzi się o nim mówić że to prostak bo nie zna
jakiejś gramatyki łacinskiej. Szkoli kosynierów nowej taktyki.
Sposobów walki piechoty, tyralier, okopywania, strzałów zza węgła,
robienia pułapek. Wyszkolił mnóstwo ludzi w posługiwaniu się
nowoczesną bronią. Pamiętacie panowie co się stało gdy pułkownik
Scyzor udał się z oddziałem wyszkolonych przez siebie kosynierów
na odsiecz otoczonej przez Prusaków Warszawie? Uczeni uśmiechnęli
się. Wydarzenia te przeszły już do legendy. Scyzor przerzucił
swój batalion bardzo szybko na ciężarówkach i transporterach
opancerzonych. Na szykującą się do szturmu na Warszawę pruską
armię spadł huraganowy ogień katiusz i karabinów maszynowych.
Żywa noga nie uszła. A wie pan panie Naczelniku- uśmiechnął się
Staszic, że lud Warszawy chce na pamiątkę tej wielkiej wiktorii
którą już zwią Cudem nad Wisłą uczynić pomnik ku pamięci
potomnych? Ma mieć postać syreny z gołymi piersiami z mieczem i
tarczą. Wszystkie warszawskie damy chcą pozować do tego posągu.
Kościuszko sięgnął po komórkę i włączył obraz. Patrzył
przez chwilę oblizując się. Kołłątaj uśmiechnął się pod
nosem Kościuszko już kilka razy pokazywał mu ten frywolny obrazek
Chcę by wyglądała jak ona- powiedział po chwili. To znaczy ma
mieć takie piersi Śniadecki ze zrozumieniem skinął głową
patrząc na napompowane silikonem balony. No właśnie!!- zapalił
się Kościuszko. Przede wszystkim piersi. Zapadła chwila
niezręcznego milczenia. No, Ad rem, mości panowie- przerwał ciszę
nieco skofundowany Kościuszko. Głos zabrał Staszic. Panie
Naczelniku. Choć zapasy zgromadzone w tym taborze wydają się
ogromne to każdy skarbiec z którego tylko brać opustoszeje z
czase. Więć?- zapytał Naczelnik Zebrani spojrzeli na siebie.
Należy zabrać księgi i plany i zgromadzić w bezpiecznym miejscu.
Zrobić ich kopie i rozesłać po akademiach. Wyszukiwać zdolnych
ludzi wszystkich stanów i uczyć, uczyć i jeszcze raz uczyć. Gdy
będziemy mieli dużo oświeconych obywateli, wiedzę tę uda nam się
z czasem opanować a nawet poszerzyć. Podobnie z machinami
znajdującymi się tam. Zabrać po kilka sztuk z każdego rodzaju.
Zbadać i spróbować budować podobne. Należy zacząc od
najprostrzych Pułkownicy nasi mówią że pewnych rzeczy nie da się
zrobić bez INFRASTRUKTURY- z trudem wypowiedział nowomodne słowo.
Będziemy musieli zbudować huty, fabryki, kopalnie. Cały naród
musi brać w tym udział. Pojedynczy ludzie nie udzwigną takiego
ciężaru. Tajemnic i planów należy strzec jak oka w głowie.
Trzeba powołać specjalną policję do ich ochrony i wyłapywania
zagranicznych szpiegów. Są księgi o takich policjach. KGB, CIA,
Mossad. Mieli ciekawe metody. Wiele rządacie panowie- Kosciusko
pokręcił głową. Mamy ciągle wojnę. Moskale gromadzą wielką
armię- powątpiewał Wojnę mamy już wygraną panie Naczelniku-
powiedział z jakąś dziwną pewnością w głosie Kołłątaj.
Ztaką bronią i tymi oficerami odeprzemy każdą agresję. A tę
pracę musimy rozpocząc już teraz Potrzebny jest dekret albo
uniwesał o poszerzeniu uprawnień Komisyi Edukacjii Narodowej. Bez
tego będziemy ciągle się potykać p ludzką głupotę i inne
trudności. Kościuszko westchnął. Czuł że mieli rację. Wydam
uniwersał- westchnął. Tylko panowie musicie mi pomóc w jego
zredagowaniu. Nie wiem bowiem jakich oczekujecie uprawnień. Gdy
usł\yszał pokręcił głową z niedowierzaniem Rządali niemal
dyktatorskiej władzy. Ale to było konieczne. Aaaaaa, no i jeszcze
muszę napisać patent generalski panu Scyzorowi. Bo i bez mojego
patentu całe wojsko go zwie generałem a on nawet munduru nie ma i
paraduje w tym swoim dziwnym ubraniu. Tak zakończyła się ta
historyczna i doniosła w skutkach narada w gabinecie naczelnika,
Wychodzący z narady Kołłątaj nagle zapytał Kościuszkę. Co to
za pieśń którą żołnierze ciągle śpiewają Taaaaaa?-
Kościuszko uśmiechnął się szeroko słysząc ją z wojskowego
obozu. To ,,Przepijemy naszej babci domek cały,, Jenerał Scyzor ją
żołnierzy nauczył. Cała Rzeczpospolita już ją śpiewa.- rzucił
na odchodnym. Gdy wyszli w obozie rozległ się warkot motocykli. To
wracał z patrolu nowo mianowany ale jeszcze o tym nie wiedzący
jenerał Scyzor. Na czele kompanii rozpoznawczej swojego pułku.
Kompania poruszała się na motocyklach Sindap i Ural z przyczepami.
Na każdej przyczepie był zamontowany karabin maszynowy MG-42 zwany
w czasie IIwojny św piłą tarczową Hitlera. Ilośc ta przemnożona
przez 50 motocykli na których poruszała się kompania miała jak na
wiek 18 siłę ognia wprost potworną. Dodatkowo każdy ze stu
żołnierzy miał przewieszony przez ramię automat Kałasznikowa i
komplet amunicji. Kosynierzy wyglądali trochę dziwnie bo byli
ubrani w chaftowane krakowskie sukmany a na głowach mieli
pamiętające Hitlera Stalhelmy ozdobione motocyklowymi goglami. Na
bokach motocykli mieli wymalowane na rozkaz Scyzora wilcze głowy z
wyszczerzonymi zębami. Kosynierzy nie bardzo wiedzieli po co mieli
malować te wilcze głowy na bokach motocykli, a gdy zapytali dowódcy
Scyzor im odpowiedział że tak będzie bardziej harkorowo. Co
znaczyło to słowo? Mogli się tylko domyślać. Od tych wilczych
głów cały oddział Scyzora zaczęto nazywać Czarnymi wilkami.
Kosynierzy polubili tę nazwę. Budziła respekt i szacunek. A oni
patrzyli teraz na wszystkich z góry. Kiedyś kawalerzyści którzy
pochodzili ze szlacheckich rodzin trakowali chłopów- kosynierów
lekceważącą. Teraz odwróciło się wszystko na opak Kosynierzy z
kawalerią nawet nie chcieli gadać. Uważali się za najbardziej
elitarny oddział na świecie i tu w zasadzie chyba mieli rację.
Pułkowi Scyzora nikt wtedy nie był w stanie stawić czoła. Scyzor
zatrzymał kolumnę którą prowadził. Zeskoczył z siodełka motoru
który prowadził jak młodzieniaszek, zdjął niemiecki chełm z
goglami i rozpiął krakowską chaftowaną sukmanę założoną na
sweterek w czarno czerwone paski. Kluczyki rzucił siedzącemu w
przyczepce motocykla swojemu erkaemiście Krzychowi jednemu z braci
trojaczków i kazał mu maszynę odprowadzić. Mimo mało fortunnego
ich pierwszego spotkania stosunki ich obecnie były idealne a cały
oddział za swego nieco dziwnego dowódcę dałby się posiekać.
Podobnie jak i cała reszta jego pułku. Gdyby Scyzor rozkazał
rzucili by się nie tylko na wroga ale i na samego Kościuszkę. Na
szczęście Scyzorowi nie był w głowie zamach stanu. Scyzor z
zadowoleniem zapalił jednego z ostatnich papierosów jakie mu
zostały. Wkrótce będę musiał rzucić palenie albo przejść na
fajkę jak moje chłopaki-pomyślał bez żalu. Miał powody do
zadowolenia. Wieści o szwadronie kozaków który wysłano na zwiady
okazały się prawdziwe. Dopadli ich na polanie w lesie gdy szykowali
sobie obiad. Tylko dzięki surowemu rozkazowi Scyzora wzięto kilku
jeńców których teraz prowadzono do sztabu. Resztą nakarmili ryby
w leśnym jeziorze. Panie Scyzorze, panie Scyzorze-usłyszał nagle.
W jego stronę biegł ordynans Kościuszki, porucznik Kowalewski.
Wyprężył się przed nim jak struna i zasalutował. Scyzor niedbale
skinął ręką. Cześć młody, co tam.... Naczelnik prosi uprzejmie
pana na swoją kwaterę.. Sprawę ma niecierpiącą zwłoki. Scyzor
pstryknął niedopałkiem papierosa. Co za czasy- zgderał. Nawet
spokojnie zapalić po robocie nie dadzą.- marudził. Ale poszedł.Gdy
opuszczał kwaterę Naczelnika ze zdziwieniem oglądał papier który
dostał. Proszę proszę-mruczał. Za komuny to mi nawet starszego
szeregowego dać nie chcieli a tu zaraz się na mnie poznali. I że
co tu pisze? Że jako generał mam prawo ze swoimi oficerami do
stałego kwaterunku. Obejrzał drugi papier. W majątku pana Józefa
Budziłły stolnika wielickiego. Ciekawe co to za jeden ten Budziłło?
Pan Józef Budziłło
obudził się jak zwykle na kacu. Łeb go bolał potwornie, zupełnie
tak samo jak po pamiętnym weselu u kuzyna Apoloniusza. Zwysiłkiem
przetoczył głowę w bok. Zauważył kota swojej małżonki
delikatnie spacerującego po miękkim kobiercu. Nie tup, kurwo nie
tup- powiedział zbolałym głosem. Dzwignął się z trudem ale nogi
coś go nie chciały słuchać. Zatoczył się i oparł o ścianę.
Każko- wychrypiał z trudem. Młody, liczący może z piętnaście
zim służący pojawił się bardzo szybko. Tak panie- ukłonił się
nisko. Co dzisiaj za dzień?- zapytał. Wtorek- odpowiedział
chłopak. Wtorek?- zdziwił się Budziłło. Przecież wczoraj była
środa? Środa była w zeszłym tygodniu a wy panie od miesiąca nie
trzeżwiejecie. No, tak, tak- Budziłło podrapał się po głowie.
To też w kiszkach mnie tak rwie jak po truciżnie.. Powiedz mi Każko
czy w mojej karecie drzwi otwierają się do góry? Nie...-zdziwił
się pacholik. W bok. Budziłło poskrobał się znowu po czaszce.i
pstryknął palcami. Widać mnie znowu kompanioni w bagażniku
przywieżli. Z trudem przełknął suchą ślinę. Przynieś mi
tego......no wiesz....klina. Nie wolno- odparł służący. Jak to
nie wolno?- zdziwił się pan Józef. Małżonka waszmość pana
zakazała- odparł chłopak. Stary Bartłomiej przy wejściu do
loszku z winami przy armacie stoi z lontem zapalonem. Pani
Małgorzata, małżonka wasza kartaczami dać ognia kazała gdybyście
sami po trunki tam się udali. Ach tak- udał że sobie przypomina.
Pochlali my? Pochlali?- zdziwił się Każko. Dwie wsie żeście
panie ze swoją kompaniją zdymem puścili. Pod oknami siostrzyczek
karmelitanek żeście z szblami biegali sprośne piosnki śpiewając
i niecnotliwe propozycje czyniąc i jadła i napitków żadając. A
gdy przy jedzeniu cześnik Wojdyłło krzyknął ,,Zdrada,,!!! łamiąc
ząb na twardym mięsiwie zamek biskupa żeście szturmować poczeli.
Ledwie was odparto cały proch wystrzelawszy. Ksiądz biskup gniewny
na was bardzo i was wszystkich anatemą obłożył. I to nawet nie za
ten napad zły. Tylko za to że żeście się darli, Zdrajca!
Targowiczanin, a on przecie szczery patriota.....Zafrasowany Budziłło
podłubawszy w zamyśleniu w nosie powiedział. Księdzu biskupowi do
nóg się padnie, rękę ucałuje i beczułkę okowity zatoczy.
Gniewać się nie będzie. Znam ci ja go dobrze. Westchnął głęboko.
Nie ma nawet szklaneczki piwa?- zapytał płaczliwie. Pachołek
pokręcił zaprzeczająco głową. Wielmożna pani wszystko co na
pokojach było wylać kazała. Zapadła cisza. Na tym świecie jest
tylko jedna bardziej złośliwa i przewrotna istota od mojej
małżonki. Kto?- zapytał Każko. Jej matka- odpowiedział Budziłło.
Każko. Tak panie. Zabij tą muchę. Chcę być sam. I rzucił się z
powrotem na łoże. Nie minęło z piętnaście minut i usłyszał
jakiś rumor. Do pokoju wpadła jego żona, pani Małgorzata. Była
zagniewana że aż zbladła a drobne nozdrza zgrabnego noska
poczerwieniały ze złości. Narzucona na ramiona peleryna wskazywała
że skąś wraca. To ja cię szukam po wszystkich karczmach i
burdelach a ty sobie spokojnie w domu leżysz?- krzyknęła oburzona.
Budziłło z trudem podniósł pękającą mu głowę. Duszko moja,
czy to żle? Wolała byś mnie przy kielichu lubo z murwami obaczyć?
Małgorzata wzieła się pod boki. O twoje murwy nie dbam, boś stale
pijany. Obowiązków małżeńskich od lat nie wykonujesz więc
pewnie od dawna żeś wałach, panie mężu, więc i żadna kurew z
ciebie pożytku mieć nie będzie. Co najwyżej sakiewkę opojowi
oberżnie. Straty aby przez ciebie a tu wyprawę Krysi trzeba
szykować. Krucafuks!!!O jakiej wyprawie mówisz Małgorzatko???
Małgorzata usiadła wygodnie i zaczęła się bawić zawieszonym na
szyji medalionem. Córka nasza za mąż wychodzi- oświadczyła z
dumą. Cooo?- Budzille kac przeszedł natychmiast. Pani małżonko,
toż to skrzat przecie jeszcze. Na kolanach mi siada. Liter ją
uczyłem. Małgorzata spojrzała na niego z politowaniem. Gdybyś był
częściej trzeżwy to zauważył byś że nasza Krysia osiemnaście
wiosenek już ukończyła. Chcesz by rutkę siała do starości? Za
kogóż to się wydaje? - zapytał oszołomiony Józef. Małgorzata
chrząknęła niepewnie. Za hrabiego Alojzego Zająca. Budzille
zawirowało w głowie. Cooo!!!!! Za tego starego garbusa!! On ma
więcej lat ni my oboje razem wzięci!!! Partia dobra – burknęła
niepewnie Małgorzata Ród i majątek, wszystko jak trzeba. Co na to
krysia- Budziłło spojrzał na żonę z wyrzutem. Pytałaś się co
ona na los który jej szykujesz? Małgorzata nerwowo machnęła ręką.
A czy mnie kto pytał jak mnie rodziciele za ciebie wydawali?
Małgosiu, kochaliśmy się!!- wykrzyknął Józef. Spojrzała na
niego jakoś łagodniej. Pamiętasz to jeszcze stary opoju, naprawdę
pamiętasz. Zapadła chwila tkliwego milczenia. Dobrze-
powiedziała szybko Małgorzata. Ochędoż się. Na kwaterę dziś
do nas przybywa sławny jenerał Scyzor ze swoimi oficyjerami.
Wodzowie to sławni i wielcy. Zaszczyt to wielki dla naszego domu.
Zjawią się i sąsiedzi by dostojnych gości poznać i powitać.
Wieczorem bal wydajemy na ich cześć. Będzie też i hrabia Alojzy.
Przedstawimy mu naszą Krysię. Kucharzom już dyspozycję wydałam
aby mięsiwa, sosy i cukry gotowali. A ty masz ładnie wyglądać-
zarządziła stanowczo. Budziłło wzuwał buty. Mogła byś mi pani
żono w mych mękach czyścowych ulżyć i kielich jakiegoś
lekarstwa użyczyć?- przymilał się chytrze. Pani Małgorzata
spojrzała na niego jak by oceniając. Przyniosę- powiedziała
krótko. Po chwili wróciła z dużym kubkiem z rżniętego szkła.
Budziłło z lubością przechylił naczynie i się skrzywił. W
szklanicy był sok z kiszonej kapusty. Westchnął ciężko i wypił
do końca. Trochę pomogło. Była polska złota
jesień. Wjeżdżaliśmy w obsadzoną dębami alejkę. Po chwili zza
drzew wyłonił się zgrabny pałacyk. Zaparkowaliśmy motocykle przy
zajezdni dla karet. Scyzor opuścił przyczepkę motoru i stanął
rozglądając się wokoło. Ubrany był w generalski mundur który
zarzucił na swój już nieco sfatygowany sweterek w paski. Wysoką
na prawie pół metra wojskową czapę podobnie jak my wszyscy uznał
za niepraktyczną i od razu wyrzucił. Z pałacu wybiegła młoda
śliczna dziewczyna w wieku nastoletnim Ubrana była w obcisłą
turkusową suknię. Podkreśla kształty- pomyśleliśmy. Wyglądała
jak kwitnący wiosną kwiat polny. Jej oczy błyszczały niczym
krople rosy rozwieszone na pajęczynie w promieniach wschodzącego
słońca. Mości panie jenerale, panowie pułkownicy, Miło nam
powitać w naszych skromnych progach. Matuś i tatko pewnie
zapatrzyli więc ja pobiegłam złożyć uszanowanie waszmościom-
Szczebiotała głosem słodkim niczym skowronek śpiewający w polu
miłosną pieśń. W Scyzorze na widok tego cudu Wielkiego Stwórcy w
sercu obudziły się szczere, jakby ojcowskie uczucia. Kosynier
Krzycho, kierowca Scyzora zobaczywszy ładną dziewczynę, wcisnął
przedni chamulec motocykla i zaczął ,,palić gumę.. Aby się
popisać zaczął też wykręcać piruety. Scyzor żartobliwie
pogroził mu palcem. Dobrze rozumiał chłopaka. Dziewczyna po prostu
wyglądała urzekająco. Po chwili pojawiła się też pani
Małgorzata. Po kolei całowaliśmy ją szarmancko w dłoń.
Przez ostatnie miesiące byliśmy bywalcami.
Wsród dobrze urodzonych hrabiów, kasztelanów, podstolich i innej
szlachty więc nabyliśmy nieco chropawej ogłady i nieco
zpanieliśmy. Po chwili pojawił się sam gospodarz. Miał szeroko
rozłożone ręce. Goście ukochani, oto przybywacie na wezwanie
modlitw naszych. Do nóżek sławnym synom Marsa bezapelacyjnie
padam. Scyzor chrżąknął i powtórzył w naszym imieniu zasłyszaną
kiedyś frazę. Co koń wyskoczy pędziliśmy. Bardzo nam miło.
Budziłło zaciągnął nas na pokoje i posadził na przypominających
rzeżby Hasiora krzesłach Każko- krzyknął na sługę. Młody
zjawił się szybko jak z pod ziemi. Pokoje dla panów oficerów
gotowe? Gotowe panie. To obiad nam podaj. Może śmierć nademną
alem głodny. A i nasi goście ukochani z drogi to i posilić się
raczą. Grzecznie przytaknęliśmy. Po chwili na stole pojawiły się
jakieś sosy i mięsiwa. Kobiety zostawiły nas samych byśmy mogli o
sprawach de publicis porozmawiać.Po rozmowie o wszystkim i niczym
Scyzor sięgnął do kieszeni i wyjął jeszcze pochodzącą z
przyszłych czasów butelkę apaćka. Przebywając wśród swoich
żołnierzy notorycznie pił na krzywy ryj więc mu się jakoś
uchowała. Nie wypada tak z pustymi rękami więc
przyniosłem-powiedział stawiając flaszkę na stole. Tym razem pan
Budziłło naprawdę się wzruszył. Kochany gościu, życie mnie
ratujesz. Małżonka moja paskudny odwyk mi uczyniła i od rana męki
Tartaru cierpię. A wy przyjaciele bez zbędnej dysputy w sukurs mi
przychodzicie- i ukradkiem otarł łzę wzruszenia. Rozpili całą
butelkę na raz a my widząc jego stan odmówiliśmy by miał więcej.
Budziłło czując że krew mu szybciej w żyłach krąży
zaproponował. Zagramy w karty? I zaczął rozdawać. A wiecie
kochani przyjaciele? Ta wojna jest gorsza jak rozwód. Straciłem
połowę majątku a nadal mam żonę. Mojemu kumowi cześnikowi
Wojdylle na ten przykład małżonka się utopiła. Gdy my pytali
czemu jej nie ratował odrzekł nam. Skąd mogłem wiedzieć że się
topi. Darła się jak zwykle. Imaginujecie sobie waćpanowie? Morał
z tego takowy by po próżnicy gardła żdzierać nie należy.
Budziłło wyrażnie jednak tej zasady nie przestrzegał, gadał i
gadał Chcieliśmy też coś powiedzieć ale nie dało rady. Słowa
wyskakiwały z niego z szybkością karabinu maszynowego. Ten facet
był gorszy od telewizora. Z opresji wybawiła nas pani Małgorzata
prowadząca pierwszych gości. Zjawili się też kompani Budziłły i
od razu zrobiło się wesoło. Byli to szlachcice w różnym wieku i
stroju. Wojdyłło był ubrany w kontusz przewiązany słuckim pasem.
Pan Dzik tak samo tylko jeszcze nosił białą modną jeszcze w tych
czasach lokowaną perukę. Wróblewski zwany Wróbelkiem ubrany był
w ciemny fraczek i trójgraniasty kapelusz. Był też pan Dróżdż,
otyły podsędek krakowski. Przychodziło coraz więcej sąsiadów
znajomych oraz krewnych. Przybył też narzeczony Krysi. Podkurczony
staruch o złośliwym uśmiechu. Nadskakiwała mu pani Małgorzata a
Krysia siedziała naburmuszona. Przyszła też ich sąsiadka i
kuzynka, hrabina Anna. Hrabina należała do rodzaju tych kobiet po
czterdziestce które epatują tak silnym ale subtelnym erotyzmem, że
nawet u nastoletnich chłopców wywołuje on sny gęste lepkie i
przesłodzone niczym miód skapujący z pszczelich plastrów w gorące
lipcowe popołudnie. Można ją było porównać do pełni lata z jej
piersiami pełnymi niczym wygrzane w słońcu kłosy przenicy.
Patrząc na jej czerwone, różane wargi odczułem jakiś dziwny
ssący rodzaj głodu. Pachniała szałem, zatraceniem i obietnicą.
Tak samo musiała pachnieć Ewa w Raju w chwili gdy podawała Adamowi
jabłko. Gdyby wyrokiem władcy czasu Chronosa greckim bogom zaczął
by ten czas upływać to tak by wyglądała Afrodyta osiągnowszy
wiek średni. Miała włosy koloru swieżo wytopionej stygnącej
miedzi, które układały się niczym woda rzeki spadającej z
urwiska, w strugi, strumyczki i kaskady. Spojrzała na mnie swoimi,
barwy młodego, gorzkiego piołunu oczami i poczułem się jak mały
ptaszek którego amazoński łowca trafił swą strzałą zatrutą
kurrarą. Po kręgosłupie niczym prąd przebiegła mi rozkosz
pomieszana z bólem i poczułem że tonę w tych zielonych, głębokich
niczym stawy Himalajów oczach. Podswiadomość wysłała mi obraz że
z tych gorących niczym gotujący się dżem truskawkowy, wilgotnych
ust wysuwa się frywolny języczek i myszkuje w moim uchu. Prawie
zemdlałem. Proszę państwa- oznajmił przybyłą majordomus.
Hrabina Anna Grodzka! Moje serce słysząc to nazwisko z rozpaczy
wyrwało się z piersi i rozchlapało o posadzkę niczym mokre
gacie.... Wydaje się że Scyzor wpadł jej w oko. Cały czas mrugała
do niego oczami i śmiała się za wachlarzem. Kapela zagrała
poloneza Kilara. Utwór ten znajdował się w Vikingowej komórce.
Kościuszko gdy go usłyszał kazał jakiemuś muzykowi zapisać go w
nuty. Była tam cała masa piosenek i grajek spisał je wszystkie.
Ten polonez rozszedł się po kraju i stał się bardzo modny.
Poczuliśmy się jak na jakiejś studniówce. Scyzor jako
najważniejszy gość musiał poprowadzić korowód. Żeby zrobić na
złość stale mrugającej do niego hrabinie Annie poprosił do tańca
Krysię. Wydawało mu się wtedy że hrabia Zając skrzywił się
paskudnie. W trakcie tańca Krysia szepnęła mu do ucha. Niech mnie
pan ratuje panie jenerale. Przed kim- zdziwił się Scyzor. Przed
hrabią Zającem. Matuś chce mnie za niego wydać. Scyzor aż
przystanął Za tego pokurcza? Jemu potrzebna jest pielęgniarka a
nie wesele. No właśnie- powiedziała Krysia. Jest obrzydliwy,
cierpi na podagrę, ma zepsute zęby i ma skrofuły. Gdy się śmieje
to puszcza gazy. Do tego jest strasznie złośliwy. A ja kocham
Łukaszka. Kto to ten Łukaszek- zapytał Scyzor. Porucznik huzarów.
Pochodzi gdzieś z pod Kielc. Scyzor zainteresował się. Jak on się
nazywa? Krysia spojrzała na generała. Tak samo jak waść. Może to
jaki krewny? Scyzora zatkało. Muzyka przestała grać. Usiedli. Pani
Małgorzata zwróciła się do niego. Jenerale może by pan
opowiedział o wiktorii warszawskiej którą Cudem nad Wisłą już
nazywają. Wiele wprawdzie o niej słyszeliśmy ole słyszeć od
kogoś, człowieka który w polu dowodził to sprawa bezcenna.-
poprosiła. Eeee, nawet gadać nie ma o czym- wykręcał się Scyzor.
Prosimu, prosimy. No dobra. Niech będzie.- rozsiadł się wygodniej
i zaczął. To była wreszcie większa bitwa. Wyjechaliśmy w nocy.,
na ciężarówkach byłły katiusze. Zabraliśmy ze sobą
transportery opancerzone i motocykle. Przed południem natrafiliśmy
na wraże siły Prusaków w dość dużej liczbie. Akurat tak się
dla nas szczęśliwie złożyło a pechowo dla tych idiotów z
muszkietami i bagnetami że wpadliśmy na ich obóz. Moi kosynierzy,
cały batalion, 400 chłopa ucieszyli się. To dopiero będzie
zabawa, rozwałka na całego. Otworzyliśmy ogień. Przyplątał się
do nas jakiś dzieciak z Warszawy. Na oko z dziesięc lat. Krzycho,
mój ordynans, ten który teraz koło drzwi stoi dał mu posiedzieć
przy kaemie aby sobie skosił paru Prusaków. Mały siekł aż lufa
rozgrzała się do czerwoności. A Fazik miał radochę w
rozjeżdżaniu transporterem opanceżonym wszystkiego czego nie
dosięgły kaemy i wyrzutnie rakiet. Krzychu zaś klepał małego po
plecach i zapisywał trafienia. Póżniej ścigaliśmy wszystkich
którzy na widok polskiej flagi wiali zanim rozgorzała walka. Przez
następne kilka dni posuneliśmy się ze trzysta kilometrów na
zachód. Nauczeni doświadczeniem z pod Warszawy zaczeliśmy wreszcie
brać jeńców. Aby wiedzieć jak mamy się poruszać naprzód.
Kolejne wioski i miasta wyzwalaliśmy z pod pruskiej okupacji. Sporo
pruskiego chleba zeżarliśmy. Ja sam przytyłem jakieś pięć kilo.
Cały czas parliśmy naprzód. Kiedy moi kosynierzy śpiewając w
jednej wsi piosenkę ,, Witaj Zosieńko, otwórz okienko, na
wschodnią stronę,, zauważyli że wybiegające dziewczyny wołają
po niemiecku ,,Kom hier, kinder machen,, to zawróciliśmy. Nie
chciało mi się iść na Berlin. Znałem takich co byli w 45 i im
się nie podobało. A po zwycięstwie zrobiliśmy popijawę. Mój
ordynans Krzycho urwał po pijaku oba lusterka wsteczne od
transportera a ja przywaliłem łbem w latrynę. To były nasze
najpoważniejsze straty w tej kampanii. Scyzor pomacał się po
głowie. No ale cóż. Od tego czasu już zdążyliśmy wyleczyć
kaca i inne wstydliwe przypadłości których niektórzy nabawili się
w tej batalii. Tu podrapał się między nogami. I teraz na świecie
wszyscy już wiedzą że moi kosynierzy szybciej stoją niż Prusacy
biegają.-zakończył. Wybuchła burza oklasków. Vivat! Vivat-
krzyczeli. Najgłośniej krzyczał kosynier Krzycho. Stał pod ścianą
z pokojówką Marysią w rozpiętej do dołu krakowskiej sukmanie. Z
dumą prezentował emblemat Czarnego wilka przyszyty do rękawa.
Pamiętał jak ten dziwny człowiek objął dowodzenie nad ich
niezdyscyplinowanym oddziałem. Dawał im straszny wycisk. Zrywał
ich nie raz w środku nocy i kazał biec z obciążonym kamieniami
plecakiem wiele kilometrów bez śniadania. Trwało to wiele tygodni
Pewnego razu po trwającym z 50 kilometrów marszobiegu padli wszyscy
bez sił i porzucili ciężkie wory z kamieniami. Scyzor bez jednego
słowa kazał sprowadzić ciężarówki które dziwnym trafem
podążały cały czas za nimi i z powrotem pojechali leżąc bez
sił. Gdy odpoczeli i pojedli zarządził zbiórke na której
wygłosił swoje słynne przemówienie.Przeszedł wzdłuż szeregu
bawiąc się swoim małym scyzorykiem który następnie włożył do
kieszeni. Wiem- zaczął mówić, że wszyscy jesteście patriotami i
za Ojczyznę jesteście gotowi oddać życie. Wiele razy słyszałem
że jesteście tu z własnej woli. To dobrze. Gdy człowiek robi to
co chce robi to lepiej. Tylko widzicie chłopaki ja nie chcę byście
umierali. Umierać mają nasi wrogowie. Wiele razy słyszałem w tym
wojsku w tym od wysokich oficerów o noszeniu wysoko głowy na polu
bitwy, odważnym patrzeniu w paszcze strzelających dział.
Bohaterskim nadstawianiu piersi na kule i bagnety. Scyzor zamilkłi
popatrzył na nich To zbrodnicza głupota i niewysłowione brednie.
Kosynierzy ze zdziwieniem spojrzeli na siebie. Z szeregów rozległ
się pomruk zdziwienia., Jeśli usłyszę te bzdury od któregokolwiek
z was, to za karę pozbawię go prawa do naszej cotygodniowej
popijawy na miesiąć. Gdyby to się powtórzyło wywalę z oddziału
na zbity pysk. Niech idzie kawalerzystom konie oporządzać.
Większość z was to chłopaki ze wsi. Macie na co dzień do
czynienia z przyrodą, więc wiecie co to wilk. Widziałem ich tu
sporo. Wilk to szlachetne zwierze. To myśliwy. Potrafi bez ustanku
setki kilometrów podązac za swą ofiarą, atakuje odważnie i
pewnie. Potrafi współdziałać z innymi wilkami. Gdy zachodzi
potrzeba potrafi zalegnąc i przyczaić się na długo. Gdy mu grozi
niebezpieczeństwo potrafi bez wachania wycofać się by przypuścić
atak w bardziej sprzyjających okolicznościach. Chcę byście byli
jak wilki. Mądrzy ,rozważni, rozumni a nie jak stado baranów które
pędzą naprzód. Cwiczenia kondycyjne które odbywaliśmy do tej
pory zakończymy, 50 kilosów z worem kamieni na plecach to już
naprawdę nieżle. Od jutra zaczniemy ćwiczenia na czymś co sami
zbudowaliście na mój rozkaz i co będziemy nazywać Małpim gajem.
Nauczycie się też obsługi nowoczesnej broni i kierowania wieloma
rodzajami samobieżnych pojazdów. To musi umieć każdy z was. Kosy
zdajcie do magazynu Przydadzą się na żniwa. Zaczynamy od jutra.
Dziś macie wolne. Odmaszerować.Następne dni Krzycho zapamiętał
jako jeden wielki nie kończący się młyn. Cwiczenia w małpim gaju
których Scyzor nauczył się w różnych kompaniach karnych
wyciskały z nich siódme poty. Najwięcej radości sprawiało im
poznawanie różnych niesamowitych rodzajów broni i obsługa
pojazdów które obywały się bez koni. Na konieć Scyzor zrobił im
coś co nazwał ,,Egzaminem na prawko,, Krzycho pamiętrał jak
musiał motocyklem skakać przez przeszkody, kręcić piruety,
jeżdzić na jednym kole. Ważnym elementem było też celne
strzelanie z będących w ruchu maszyn. Umiejętności Krzycha Scyzor
ocenił jako najlepsze i mianował go swoim przybocznym. Co było
warte to szkolenie przekonali się gdy w 400 chłopa uderzyli na całą
pruską armię. Od tej pory Scyzor stał się dla nich Bogiem, ojcem,
matką i teściową. Poza tym to był równy chłop a niejak nadęci
pochodzący ze szlachty oficerowie. W ten o to sposób skromny
człowiek z kieleczczyzny stworzył najgrożniejszy oddział Europy.
Żołnierze Scyzora deptali wrogów Rzeczpospolitej w rytm marsza
,,Przepijemy naszej babci,, W póżniejszych latach wszyscy ci
żółnierze stali się dowódcami i wobec nowych rekrutów stosowali
ten sam popęd którego nauczyli się pamiętnego roku 1794. Po
chwili gwaru i rozmów kapela zagrała Menueta. Scyzor w końcu
musiał zatańczyć z hrabiną Anną. Inaczej się nie odczepi-
pomyślał. Hrabina mimo swej natrętnej zalotności okazała się
całkiem miłą i sympatyczną kobietą. Była doświadczona i
spostrzegawcza więc widziała że Scyzor ma wobec niej jakieś
opory. Czy obrońca i salwator warszawski czuje jeszcze brzęk kul
nad głową żę ma taką minę marsową?- zapytała rymując słowa.
W tych czasach do dobrego tonu zaliczano gry słowne i posługiwanie
się poezją. Uśmiechała się tak życzliwie i rozbrajająco że
Scyzor powoli mięknął jak lody truskawkowe w upalny dzień. Ach
pani hrabino- odpowiedział dwornie. Wolałbym mieć ze dwie takie
kule we łbie niż ten jeden frasunek. Zdradzisz mi swój sekret
stary żołnierzu? Uwierz mi, gdy go posiądę strzec go będę jak
skarbu drogiego. Scyzor zastanawiał się. Może jej zaufać? Może
coś poradzi? Baby mają umysły bardziej pokrętne więc może coś
wymyśli?Zdecydował się. Panna Krysia- powiedział. Polubiłem ją
jak córkę albo wnuczkę. Matka chce ją wydać za tego starego
Zająca a dziewczyna ma chłopaka. Prosiła mnie o pomoc. Oczy
hrabiny zaświeciły się radośnie. Snucie salonowych intryg i
matrymonialnych podchodów to była gra którą uwielbiała i w
której była mistrzynią. Zanim Scyzor skonczył mówić już
zaczęła obmyślać plan. Mój ty poczciwy jenerale. Serce masz
ojcowskie. Nie bój się, coś wymyślę i powiem to tobie. Zobaczysz
że młody zalotnik będzie miał odmianę. Tylko że w tym domu
wszyscy dla mnie łaskawi. Nie chcę ubliżyć nikomu. Wszystko ma
być na hrabiego, ty zaświadczysz panie żem niewinna wdowa. Niech
jemu wstyd będzie, zadbaj o to drogi. A teraz daj ucho i posłuchaj.-
hrabina szeptała Scyzorowi swój plan. Scyzor gdy skonczyła o mało
nie zaklął. Ot żmija!! Pomyślał. Ale moja żmija. Hrabina
podeszła do Krysi i zaczęła z nią rozmawiać. Krysia po chwili
zakryła usta ze zdziwienia ale póżniej potakująco skinęła
głową. Na jej twarzy było widać radość ale i zdenerwowanie.
Scyzor w tym czasie uświadamiał w intrydze nas i kompanów
Budziłły. Budziłło który też był niechętny temu związkowi z
radością przyłączył się do spisku. Tymczasem nikt oprócz Krysi
nie zauważył wejścia młodego porucznika huzarów. Krysia
wyciągnęła go na zewnątrz. Ach Łukaszku- powiedziała. Te twoje
nocne wycieczki przez okna. Zachowujesz się jak wróbelek który do
strzechy wlatuje. Kocham cię Krysiu, straszne wieści mnie doszły,
chyba sobie w łeb palnę! Tyś oszalał Łukaszku. Bladyś aż
niemiło!!! Za mąż wydać mnie chcą, tego nie odmienię. Prosić
matki rzecz daremna. To już ostatni raz żywym mnie ujrzałaś.
Zaczekaj mój miły.! Krysia nachyliła mu się do ucha i zaczęła
szeptać. Gdy weszli do środka zauważyła ich pani Małgorzata.
Znów przez okna łazi na nocne gruchania-burknęła zła. Tymczasem
służący wszedł do środka tocząc dużą beczkę. Zostawił i
poszedł po następną. Scyzor jako za młodu częsty klient kompanii
karnych ogłosił. Każdy kto dziś wypije mniej ode mnie będzie
miał karną wartę i sprzątanie toalet Towarzysze Budziłły
przyjęli to wezwanie aplauzem. Zaliczali się do największych
opojów i warchołów w Małopolsce. W Scyzorze wyczuli bratnią
duszę. Pan Dróżdż wkoczył na ławę i wykrzyknął. Niech żyje
ten kto stawia! Kto za darmo nie wypije, temu w mordę dam i w ryja!
Burza oklasków. Panowie bracia! Szlachta!- krzyknął pan Dzik Damy
radę albo zginiemy próbując!W odpowiedzi cały dom zadrżał
głośnym HURRRRRRRRA! Wszyscy byli gotowi ruszyć w nieznane W końcu
to była cała beczka. Ale nie bali się śmierci. Potomkowie rycerzy
z pod Grunwaldu i chusari z pod Wiednia nie mogli bać się beczki
okowity. Jmpreza rozkręcała się. Krysia tymczasem siląc się na
uśmiech rozmawiała od jakiegoś czasu z hrabią Zającem. Gaworzyli
już dobre 10 minut. Dziewczyna kokietowała starego garbusa z godną
podziwu wprawą. Oko ci się śmieje, tak lubię mój hrabio- mówiła.
Oj, już nie błyszczy jak kiedyś-odpowiedział. Mój drogi Alojzy,
zawsze byłeś czerstwy i urodny. Pochyliła mu się do ucha aż ten
pierdnął z zadowolenia. Czy warto aż do ślubu czekać na hymenu
rozkosze? Może drogi Alojzy do komórki pójdziesz? Bardzo tego
proszę-kusiła zgrabnie Krysia. Tam ciemno bardzo, więc tak jak nam
trzeba. Zajdę tam do ciebie przychylę ci nieba. Chcesz? Alojzy już
puszczał bąki seriami Chcę, chcę miła, dobrze, idę. Idż i ja
za chwilę tam przyjdę. Czekać będę- dyszał Hrabia Zając. Już
jestem spragniony. Idż i czekaj. Krysia zadowolona oddaliła się i
mrugnęła znacząco na hrabinę Annę. Ta zaczęła uważnie
obserwować hrabiego. Hrabia Zając chyłkiem podreptał do drzwi w
korytarzu gdzie była owa słynna ciemna komórka. Po jakiejś
minucie poszła tam hrabina Anna, która w tym czasie odwracała
rozmową uwagę pani Małgorzaty.. Celowo przedtem rozmazała sobie
na twarzy makijaż, więc powiedziała gospodyni że idzie go
poprawić. Wszystkie te wydarzenia z cichą uwagą śledził Scyzor
wraz z nami i kompanią Budziłły. Gdy pani Anna zniknęła za
drzwiami pod pretekstem upudrowania nosa przycichliśmy i zaczęliśmy
nadsłuchiwać. Doczekaliśmy się. Nagle rozległ się donośny
krzyk hrabiny. Puść,! Nie niewol! Ratunku! Budziłło krzyknął.
Panowie bracia! Do szabel! Ktoś na cześć niewieścią nastaje!
Ruszyliśmy churmem. Całą kupą.Budziłło miał już przezornie
zapaloną latarnię. Dopadliśmy drzwi komory i otworzyliśmy je na
ościerz. Zobaczyliśmy tam bardzo zaskoczonego hrabiego Zającai
hrabinę całą w spazmach. Co się stało kuzynko!- wykrzyknął
dramatycznie pan Budziłło. Czego płaczesz, czego wzdychasz?
Hrabina załamała ręce teatralnym gestem. Ach jak mam nie wzdychać
kiedy w smutku tonę. Mnie biedną wdowę obłapił w ciemności.
Pocałunków żądał, suknie zdzierać chciał. Chyba umrę ze
wstydu i rozpaczy. Co za krzywda mnie spotkała, okrutna i sroga.
Chrabia stał ogłupiały. Spodnie ściągnął jeszcze gdy był sam
i jego chudy zadek i nogi ozdabiały długie koronkowe galoty. W
świetle latarki wyglądał jak kurwa w śpioszkach. Może go
wykastrujem- zaproponował od niechcenia Fazik. Kastracjia to dobry
sposób na nieszczęśliwe miłości i nadpobudliwość seksualną..
Chrabia słysząc to chyłkiem zaczął umykać. Niczego się nie
domyślił. W komórce w rzeczywistości było nie ciemno a czarno.
Hrabina wślizgnęła się z ogarniętego półmrokiem korytarza w
czerń komórki a stary już niedowidział. Pozwoliła mu się przez
chwilę podotykać a póżniej narobiła piekielnego wrzasku.
Chrabiego rozsadzał wstyd. W tych czasach sprawy o molestowanie
seksualne tchnęły jeszcze nowością i wzbudzały niezdrowe
zainteresowanie więc zanosiło się na niezły skandal. A i
niedwuznaczna propozycja Fazika miała swą wagę że hej...
Wcześniej uzgodniliśmy że pozwolimy mu ujść. No i uchodził. Nie
pokazał się już nigdy więcej u Budziłłów. Pocieszana przez
Małgorzatę hrabina ukradkiem radośnie mrugnęła do Scyzora.
Rozpierała ją radość że figiel udał się tak wybornie Wszyscy
teraz otaczali ją współczuciem i delikatnością Była przecież
niewinną ofiarą starego satyra.. O ślubie Krysi z tym człowiekiem
nie mogło być mowy. Nie po takim skandalu. Facet to świnia-
stwierdziła całkiem nie po staropolsku pani Małgorzata. Hrabina
Grodzka niby to łkając a tak naprawdę chichocząc skinieniem głowy
jej potwierdziła. Małgorzata stała zrezygnowana. Podeszła do niej
Krysia prowadząc za rękę onieśmielonego Łukaszka. Spojrzała
matce w oczy twardo i z determinacją. Mamo- powiedziała tonem
wykluczającym wszelką dyskusję. To mój narzeczony. Kocham go.
Jeśli nie zezwolisz nam na szczęście ubieże od was i znim daleko
wyjadę. Nic mnie od tego nie odwiedzie. Więc cóż matulu, mogę
iść za niego?- Krysia pokazała twardy charakterek. Pod tym
względem wdała się w matkę.. Małgorzata spojrzała na młodych i
westchnęła głęboko. Idż, córunio droga. Na cóż mi tomówisz.
Wiem ja ci o was wszystko dokładnie. Te nocne wycieczki.....więc go
kochajAle....tu spojrzała na porucznika aż ten się skulił. Gdy
będzie hultaj, zegnij mu kark hardy. Tak, córunio, ostrożności
nigdy nie zawadzi. Wivat młodzi?- wykrzyknął pan. Wróblewski.
Wstyd się nie napić z takiej okazji! Miłość przecież
najpiękniej wygląda w stanie nietrzeżwym! Całe nasze towarzystwo
z zapałem ruszyło do ataku na beczkę okowity. Roli barmana podjął
się pan Dzik. Polej Dziku- powiedział pan Wróblewski. Polej co
masz i nie żałuj. Ciężki dzień dzisiaj miałem Dzik
odpowiedział. Polać ci w naparstku Wróbelku? Nie- odparł wesoło
Wróblewski. Dzisiaj jestem w nastroju aby popływać więc daj ten
duży kufel. Kapela zagrała jeden z przebojów znajdujących się w
Fazikowej komórce podarowanej Kościuszce. W powietrzu rozległa się
,,Seksualna niebezpieczna,, Młody kapelnistrz Jaśko miał naprawdę
wielki talent i wspaniały głos. Większość gwiazd i gwiazdeczek
lansowanych na siłę w telewizji mogło tylko o takim pomarzyć.
Jaśko przygrywał sobie wespół z kapelą na instrumencie nieco
podobnym do gitary. Jego palce migały po strunach instrumentu z
oszałamiającą wprawą i prędkością. Pan Dróżdż obrzerał się
razem ze Sinką przyniesionym niedawno pieczonym na jakimś wielkim
grilu świniakiem Przytupywali przy tym nogami do rytmu piosenki Pili
tęgo. My z podziwem zauważyliśmy że bez trudu nam w tym
dotrzymują kroku. Nie było w tym nic dziwnego. Ówczesna szlachta
pod tym względem to byli zawodowcy najwyższej klasy. Kapela zagrała
znowu porywającą pieśń. Śpiewaliśmy razem z muzykami. Ponieważ
zapalniczki miała tylko nasza paczka reszta skoczyła po świece.
Trzymali śmy ogień w wyciągniętych do góry rękach i ryczeliśmy
na całe gardło.Przeżyj to sam, przeżyj to sam. Nie zamieniaj
serca w twardy głaz. Póki jeszcze serce masz. Gdy się skonczył
się przebój Lombardu rozochocony kapelmistrz Jaśko dał prawdziwy
popis mistrzostwa. Rozpuścił długie włosy które teraz sięgały
mu do ramion i swoją gitarą razem z wtórującymi i akompaniującymi
mu muzykami swej kapeli wykonał w porywający sposób hardrockowe ,,
Thunderstruck,, AC DC . Grał ostre rymy heavy metalu ogniście się
rzucając i tarzając po podłodze. Na koncu jak przystało na
pierwszą w tych czasach gwiazdę rocka roztrzaskał swoją gitarę o
dębową ławę. Młode szlachcianki przyjęły to z entuzjastycznym
piskiem. Dobrze urodzone panienki piszczały jak ich prapraprawnuczki
200 lat póżniej. Scyzor w tym czasie rozmawiał z Łukaszkiem.
Dowiedział się że młody oficer jest szlachcicem od niedawna.
Został nobilitowany do stanu rycerskiego za zasługi wojenne. Scyzor
patrzaąc na niego był niemal pewien że to jakiś jego przodek.
Zwyglądu porucznik był uderzająco podobny do jego syna. Tego który
wyjechał do Anglii Uradowany z tego odkrycia nalał mu pełen
litrowy kufel mocnej okowity. Łukaszek spojrzał na niego z
przerażeniem. Wolał bym wypić z waszmością trochę podpiwku-
zasugerował nieśmiało. Szlachta to przyjęła buczeniem.Scyzor
pokręcił głową z dezaprobatą.. Czy to aby na pewno jego
krewniak?- pomyślał. Nagle dostrzegł Budziłłę wychylającego
jednym chaustem potężną szklanę. No tak- pomyślał. Przecież to
ojciec Krysi. Widać mocne głowy są w mojej rodzinie po kądzieli.
Łukaszek jednak jako porucznik nie mógł odmówić tak wielkiemu
wodzowi jak Scyzor Pociągnął malucienki łyczek. Żrenice
porucznika powędrowały gdzieś w głąb i pokazały się białka
oczu. Łukaszek runął na podłogę nieprzytomny. Miarka wody dla
pana porucznika- huknął basem pan Dzik. Zakrztusił się. Czyncie
honory! Przynieśli wielki ceber wypełniony cieczą. Chlusnęli.
Porucznik z wrzaskiem zerwał się z podłogi. Cały mokry zaczął
biegać po sali aż weszła Krysia i załamała ręce. Złapała go i
posadziła na ławie. Co ci Łukaszku- zapytała. Łukaszek spojrzał
na Krysię. Otruć mnie chcieli. Krysia pokręciła głową i
popatrzała na niego z kpiącym uśmieszkiem. Miękkiś mój kochany,
miękkiś. Ale zrobię z ciebie mężczyznę. Cześnik Wojdyłło
pokręcił głową. Jak pan porucznik mógł nam grozić piwem
bezalkoholowym? To obniża morale. Pod stół w tej chwili zwalił
się pan Wróblewski. To się nazywa siła woli- skomentował to
wydarzenie Budziłło. Nasz kochany Wróbelek zawsze wie kiedy
przestać pić. Ale panowie. Porządek musi być. Nawet jak się
wypije. Co jakiś czas wynoszono kogoś na dwór na wytrzeżwienie.
Scyzor też już miał dobrze w czubie ale trzymał się krzepko.
Niemniej jednak wszystko zaczynało mu się mieszać. Nie bardzo
wiedział gdzie jest. Siedzącego obok Krzycha po ojcowsku klepał po
plecach i tłumaczył. Krzychu, nie pij tyle. Prawko ci zabiorą a
jesteś motorem- majaczył. Bez prawka nie będziesz mógł być moim
kierowcą. Będziesz musiał na kompanii przepychać klozety i
czyścić szamba. Zresztą nie martw się. Nauczę cię. Robiłem to
za młodu w wojsku wiele razy. Klepał pijanego chłopaka po
ramieniu. Krzycho nie bardzo wiedział kto miałby mu owo prawko,
którego przecież i tak nie miał zabrać.Drogówki w tych czasach
jeszcze nikt nie znał. Ale gorąco potakiwał dowódcy wychylając
przy tym następne szklanice. Przez salę przetaczały się pieśni.
Ton nadawał Scyzor. My i szlachta szybko łapaliśmy słowa. Można
było usłyszeć takie hity jak Ona tańczy dla mnie. Przez twe oczy
zielone. Jesteś szalona czy Biały miś. A póżniej już solo po
wskoczeniu na stół odśpiewane przez rozochoconego Scyzora z
zupełnie do dziś Niezrozumiałych dla nas powodów i przyczyn
,,Jestem kobietą,, Edyty Górniak. Zapewne jeszcze przez wiele lat
będzie się mówiło o tym brawurowym wykonaniu zaprezentowanym
przez wysokiego oficera armi Kościuszki. Niestety. Wszystko co dobre
szybko się kończy. Pałac Budziłłów nad ranem zaczął pustoszeć
Mili goście niosąc się nawzajem, ciągnąc po bruku, lub tocząc w
przypadku cięższych osobników, zaczęli wracać do domu. Gdy
ostatni gość opuścił ten wspaniały bal służący Każko zabrał
się do sprzątania śladów libacji. W sali balowej na placu boju
pozostali tylko śpiący przewieszony tyłem przez pustą już beczkę
Scyzor i leżący na stole wśród potłuczonych talerzy kosynier
Krzycho z chawtowaną poduszką pod głową którą mu wsunęła
podkochująca się w młodym kosynierze pokojówka Marysia. Scyzor
otworzył jedno oko i zaraz zamknął. Teraz wiedział że czuje się
u Budziłłów tak dobrze jak u siebie w domu wśród rodziny.
Zresztą w końcu tutaj też był wśród rodziny. Ciąg dalszy
nastąpi MiśMiodojad
super!
OdpowiedzUsuń