czwartek, 25 października 2018

Dziesięciu rycerzy. Egzekucja. Część druga

Gdy wrócili z miasta zastali zdemolowaną chałupę i czekającego na nich wystraszonego kamienicznika. Wyjaśnił im że Dziad z Fazikiem zostali zatrzymani z powodu naruszenia nietykalności cielesnej cielesnej funkcinariuszy pilnujących porządku publicznego wyznaczonych przez tutejsze władze. Lepiej nie róbcie głupstw-Bełkotał wystraszony kamienicznik. Białozębaty się wściekł. Chcą zrobić pokazową egzekucję i festyn zwany ,,Świętem demokracji,, Kto ich zatrzymał?-warknął krótko Kita. Specjalna grupa uderzeniowa policji powołana do wykrywania spisków przeciw demokracji. Podlega Białozębatemu chodz formalnie musi się liczyć z Centralą. Czyli Jarosławowicami. Nie potrzebują nakazów. I mają prawo do użycia środków przymusu bezpośredniego i nieograniczone prawo użycia broni wobec ludzi nieprawomyślnych ideologicznie i podejrzanych o działalność antydemokratyczną.. Takie zalecenia wydał Białozębaty. Może u króla coś byście wskórali ale nie wiadomo czy będzie się chciał w to mieszać bo to sprawa polityczna.
Kamienicznik wydawał się w porządku ale trząsł się jak osika. Gdy spojrzał na rycerzy zobaczył w ich oczach niepokojące błyski. Nie odpuszczą- pomyślał z jękiem. Zwyczajnie nie chciał kłopotów z tego powodu że zamieszkali u niego podejrzani osobnicy. Nigdy nie wiadomo czy nie zechce go ktoś oskarżyć o współudział.

Dziad obudził się zmarznięty. Obok niego jak gdyby nigdy nić chrapał Fazik niczym tartaczna piła. W lochu było chłodno. Zauważył jakąś postać stojącą obok niego. Co?- wychrypiał stary. Napij się- nieznajomy podał Dziadowi bukłak miodu. I nie rób takich głupich min bo wyglądasz jak małpa. Dziad rozpoznał nieznajomego któremu w knajpie uratowali skórę. Trzęsiesz się jak byś z Syberii przyjechał-ciągnął nieznajomy. Rozróby w karczmach, nieciekawa przeszłość i i nie wiadomo co w planach. Dziad zrobił wielkie oczy- Ty...... Nieznajomy uciszył go gestem. Wiem- powiedział krótko. Macie być kozłami ofiarnymi. Zastawialiście skórę za mnie. Jestem Jaksa z Blokowiska. Emisariusz królewski z uprawnieniami do kontroli prowincjonalnych władz. Nienawidzą mnie, ale nie mogą całkiem otwarcie się przeciwstawić. Spróbuję cię wyciągnąć. Nie wiem czy dam radę tego drugiego-wskazał palcem Fazika. Ale pracuję nad tym. Klasńął w ręce. Otworzyły się drzwi. Weszło trzech ludzi. Dwaj wartownicy z halabardami wyglądali normalnie, trzeci w obcisłej kolczudze z wielką spluwą w łapie był chyba z antyterrorystów. Był wyższy rangą od tego który dowodził tymi co ich zatrzymali więc chyba nie pochodził z miasta tylko z województwa gdzie stronnictwo Białozębatych było słabsze. Dziad zbrojnych omiótł tylko wzrokiem, ale jego największe przerażenie wzbudził chudy jak szczapa księżulo z brewiarzem. Ostatnie namaszczenie?-przeleciało mu przez głowę. Ten?-zapytał książ wskazując jakiegoś opryszka pod ścianą. Dziad odetchnął z ulgą. Tego możecie puścić-Jaksa wskazał na Dziada. Ten poderwał się dziarsko. Aby upewnić się dostatecznie wykonał kilka obrażliwych gestów w stronę wartowników które wkurzyły by najtwardszego. Nawet nie drgnęli. Nie przeginaj. Pokombinujemy jeszcze jak wyciągnąć twojego kumpla. Ale powiem małe szanse. No ale spróbuję. No! Zmykaj! Kopnął Dziada w tyłek na pożegnanie. Na szczęście- wyjaśnił Jaksa widząc zdziwioną minę starego. Dziad wybiegł na ulicę. Kulał bo w czasie aresztowania nadwyrężył sobie nogę. W samych gaciach i koszuli wyglądał nieco głupio. Ubrania bowiem mu nie oddali. W ręku ściskał małą maczugę którą gwizdnął wartownikowi przy bramie. Przed jednym z budynków oparte o elegancką kolasę stały dwa typki w gustownych ciuchach. Mieli ogolone na glacę głowy i duże pały przy bokach. Na widok Dziada w bieliżnie wytrzeszczyli oczy. Wyskakiwać z ciuchów-zażądał Dziad. Powóz i konie też zabieram Ino bystro bo czasu nie mam. Ty......wyższy ze świstem nabrał powietrza. Dziad bez słowa zawirował pałką w powietrzu i lekko przymknął oczy. Lepiej by zrobił gdyby zatkał uszy. Jakąś chwilę póżniej pędził poganiając konie przez uśpione miasto. Co to za wrzaski?- Jaksa wyjrzał przez okno. Dowódca antyterrorystów pokręcił głową z podziwem Ten twój protegowany właśnie spuścił łomot dwóm kolesiom z mafii i podprowadził im brykę. Jaksa złapał się za głowę. Jak go dorwą to potorturują go z tydzień i wrzucą na koncu do dołu z wapnem Komandos wzruszył ramionami. Co ty, głupi? Niby jak go dorwą?Ze dwa miesiące nie wyjdą ze szpitala. Swojądrogą nie wiem czy dobrze zrobiłeś puszczając tego wywijasa. Jaksę nagle olśniło. Po pierwsze przydała by mu się taka banda straceńców do niebezpiecznej roboty, a po drugie wpadł na pomysł jak uwolnić Fazika. Przypomniało mu się jak kat miejski ostatnio przy gąsiorku wina wylewał przed nim swoje żale. Postanowił skontaktować się z kimś z tej bandy pozostającej na wolności.

Miało się już dobrze koło południa Przygotowania do egzekucji Fazika szły pełną parą. Na rynku wzniesiono wysoki szafot na którym ustawiono katowski pień z wbitym w niego szerokim toporem. Od rana gromaadziła się gawiedż chcąc zająć najlepsze miejsca by nie stracić nic z widowiska. Jedni nie mogli doczekać się widowiska. Inni współczuli ,,młodemu patriocie,, jak nazywała go szeptana antykonstytucyjna propaganda. Oskarżając przy okazji stronnictwo Białozębatych o skłonność do eutanazji najlepszych synów narodu. Przedsiębiorczy kupcy ustawiali swoje stragany i sprzedawali widzom napitki a ich dzieciom pokolorowane w barwy tęczy nadmuchane powietrzem wołowe pęcherze. Panowała atmosfera ludowego festynu i zabawy. Zgłodniali gapie kupowali masowo szybko przyrządzane małe kołacze przekładane siekanym mięsem i kiszoną kapustą. Popijali gorące polewki sprzedawane w ekologicznych jednorazowych kubkach wykonanych z kory brzozowej Rozlegało się siorbanie i mlaskanie Trubadurzy głośno reklamowali szybkie posiłki spółki żywieniowej MakDenat. Stojący na ulicy drugi herold wykrzykiwał wieści. Gdy mu zaschło w gardle skinął na siedzącego obok trubadura i rozległa się Pieśń o Rolandzie. Gdy trubadur skończył śpiewać herold ogłosił przerwę na reklamę. Kupcy ustawiali się do niego w kolejce a on za parę miedziaków zachwalał ich towary. Dziewiątka rycerzy skierowała się w stronę ogrodzonego drewnianymi barierkami rynku. Barierki, okoliczne budynki oraz szafot pokrywały płachty reklam sponsorów dzisiejszej egzekucji. Na podwyższeniu zamontowane było wielkie sprowadzone z Wenecji lustro. W lustrze tym odbijało się to co działo się na dalej położonym szafocie, tak że można było obserwować egzekucję nie wchodząc na rynek Ponieważ egzekucja miała się odbyć dopiero po południu aby zabawić zgromadzonych aktorzy właśnie wystawiali sztukę Rycerz Roland kontra Spiderman. Endriu jako wielki wielbiciel Melpomeny od razu przystanął i zaczął podziwiać. Jak możesz oglądać te bzdury?- Miodojad z podziwem pokręcił głową. Przecież to ostatnie gówno. Sztuka jest właśnie jak gówno-odparł Endriu Mósisz ją poczuć. Poza tym doceń ich wysiłek Znależli ładny plener. Ustawili dekoracje. Rekwizyty porozkładane, aktorzy na miejscach. Nawet czwórkę koni sprowadzili. Tylko jednego brakuje. Spidermana. Dlaczego?-spytał Retusz. Właśnie zerwał mu się sznurek i go wynieśli. Ma złamaną nogę. Jak sięgnąć dookoła
wszyscy korzystali z okazji do łatwego zarobku. W arkadach jakiejś kamieniczki ksiąz z Miejskiego Urzędu Stanu Cywilnego udzielał ekspresowych ślubów. Obok jakiś rzemieślnik robił szybkie miedzioryty ślubnych obrazów. Co to się porobiło- biadolił Glass. Dają śluby bez zapowiedzi.Ponieważ było jeszcze trochę czasu na szafocie przygrywała cygańska kapela. Pary wirowały w tańcu oczekując na gwóżdż programu czyli egzekucję. Przyjaciele zebrali się razem i uradzali nad sposobem uwolnienia Fazika. Obok nich stał żebrak z tablicą ozdobioną napisem ,,Będę pracował za resztki,,Kupą się zwalimy-proponował Scyzor. Tak Kupy nikt nie ruszy- zgodził się Retusz. A może wywołać zamieszki?- zaproponował Jogi Szybko. Niech ktoś wymyśli jakieś hasło nawołujące do nienawiści. Bóg Honor Ojczyzna?-palnął z głupia frant Autolikos. Eeeeeee- zwątpił Miodojad patrząc na stojącą obok babcię w moherowym berecie z transparentem ,,Ziemia jest płaska. Kopernik jest pierdolnięty,,T o się nie przyjmie. A może skalp z Gregoriusa najlepszym beretem? Eeeee- Też mi hasła-Scyzor machnął ręką. Macie pomysły. Kopernik- krzyknął do babci. Wstrzymaj Ziemię bo ja wysiadam Panowie. Tu nie wojsko. Tu trza myśleć. Mówiąc te słowa gdzieś pobiegł.

Gdy widzę kota, koło płota
Zawsze mu paszczę butem rozpłaszczę
śpiewał wesoło kat szykując się do roboty. Kat nosił specjalną maskę na twarzy by skazaniec go nie rozpoznał i póżniej nie mścił się na nim. Stanął obok pnia z wbitym w niego toporem i założywszy ręce czekał aż przyprowadzą skazańca.Co robić-Retusz czochrał się po głowie. Na pochyłe drzewo i Salomon nie naleje-stwierdził Glass. Tłumy otaczające miejsce każni zaczęły się zbliżać do miejsca egzekucji. Pożądku pilnowało kilka oddziałów straży z halabardami. Rycerze stali w kupie zafrasowani obok gawiedzi która oglądała swoje ulubione Koło Tortury. Rozpięty na nim jakiś nieszczęśnik darł się w niebogłosy gdy tylko któryś z gapiów zakręcił kołem W powietrzu unosił się zapach tysięcy nie mytych nóg. Szkoda chłopaka.-bąknął któryś. Powinniśmy coś zrobić. Nagle jak z pod ziemi pojawił się Kita. Miał na głowie szeroki kapelusz z piórem i ubrany był w długie sięgające za kolana buty. Przy jego boku lśnił wąski rapier. Wyglądał jak Kot w butach. Masz jakiś pomysł?-spytał ktoś z nadzieją. Ten skinął głową. Tak ja odwrócę uwagę tłumu a Dziad ze Scyzorem zajmą się katem. Ale na początek.....Kita odpiął ubranie i wyciągnął szeroki pas wypełniony prochem. Dobrał do niego odpowiedniej długości lont. Trzeba narobić trochę huku i smrody. Gdy będziemy uciekać Weż, to gdzieś podłóż- zwrócił się do Miodojada. Powinno wybuchnąć w czasie największego zamentu. Trzeba będzie Fazika gdzieś ukryć-wtrącił Retusz. Może powinien wyjechać na Litwę?. Do Kowna na przykład. Albo na jakieś Karajeby? Karaiby chyba-poprawił Autolikos. Oooooo! Kogo widzę- usłyszeli jakiś głos Zobaczyli nieznajomego z knajpy przez którego wybuchła cała afera. Prowadził pod rękę jakąś wielką szerokopleczystą babę w zapasce i obwiązaną chustką gębą. Wesoła ferajna Saddama Husajna-zażartował. Nic nie kombinujcie- pogroził palcem. Ja się wszystkim zajmę I odszedł razem z olbrzymią niewiastą. Co to za dziewczyna-zapytał Jogi jakiegoś gapia. Panie. To pewnie kurew jakaś. Dlaczego Bo ten młody futro miał Pewnie jej chciał dać.... Tymczasem przez tłum zaczął torować sobie drogę oddział prowadzący skazańca.. Fazik miał dumnie uniesioną głowę choć był nieco blady. Niektórzy zaczęli tupać nogami i buczeć. Inni współczuli przystojnemu rycerzowi. Koło zamku chlupnęła woda. Ktoś umarł z żalu i wpadł do fosy. Fazik powoli wchodził na szafot. Kat splunął w dłonie i ujął topór. Pies Szczurek zaszczekał ostrzegawczo i pokazał kły. No co?-powiedział kat do Fazika. Głowa do góry. Nie bierz tego do siebie. Osobiście nic do ciebie nie mam. Praca jak każda inna Robota jak kibel. Chodzę bo muszę. Kładż głowę na pieńku. Obiecuję że nie będzie bolało. Sam sobie kładż-odpyskował skazaniec. Ale tobie się pomerdało ze stresu-kat pokręcił głową. Przecież to nie mnie mają łeb ucinać.-zdziwił się kat i kopnął Fazika w zadek. No dalej. Egzekucję masz. To najważniejsze wydarzenie w twoim zakichanym życiu. Fazik rozejrzał się i postanowił zejść z szafotu. Kat ruszył za nim. Ej, ej koleś? Gdzie leziesz?. Nie psuj zabawy Złapał go za ramię i siłą układał głowę na pieńku Pójdziesz prosto do nieba. Bóg cię kocha a tu wszyscy uważają cie za zwykłego dupka. Poza tym masz dla mnie pieniążek?-nawijał kat. Tradycja taka. Tylko talara w drobnej amunicji-wysyczał skazaniec. Kat podniósł topór....... Nim oprawca zdąrzył się przymierzyć pojawiła się na szafocie wielkiego wzrostu i postury niewiasta. Znowu!!!!- ryknął zawiedziny tłum. Baba zarzuciła Fazikowi na głowę jakąś powycieraną szmatę i jak nie ryknie basem. Mój ci on Mój Nie oddam go katu! Beeeeeeeee!-wrzasnął plebs. Cholerne baby Przez nie od pół roku nie może się odbyć porządna egzekucja-narzekała publiczność. Nasz kat zdechnie z głodu- gardłowała jakaś przekupka z koszykiem jaj. Daj kobito żyć człowiekowi Dzieci na studiach ma. A nasz kat pracuje przecież na umowę zlecenie i płacą mu tylko za wykonaną robotę! Ppppppani!-kat wreszcie odzyskał głos Ccccco to jeeeest?! To porządna egzekucja a nie jakiś koncert życzeń.- protestował gapiąc się na kobietę. Co się pan tak gapi-zadudniła grubym głosem niewiasta. Żona biustu nie ma? Swoje prawa znam!. Nałęczką go nakryłam i już! Taki obyczaj i prawo. A który to już raz w tym roku?-zaprotestował kat. Baby notorycznie przeszkadzają mi w egzekucjach! To co?-rykneła baba aż Fazikowi zafalowały włosy. Zakonnicą mam zostać? Never!!!!!! Nagle nie wiadomo zkąd pojawił się braciszek Tuck i wdrapał się na szafot. Niech Bóg by miał wtedy w opiece księzy. Zabieraj go niewiasto-oświadczył głośno. Starym obyczajem ta panna ratuję ci życie młodzieńcze. Hę?-zdziwił się Fazik że jest młodzieńcem.ale nie protestował. Hałas wsród tłumu robił się coraz większy. Pies Szczurek wskoczył na szafot i zaczął obszczekiwać kata. Ten usiłował kopnąć bestie. Ty synu spoconego Wołocha i garbatej glisty-wrzasnął Scyzor. Kop śmiało! Był szczepiony. Ze suką sąsiada-zaśmiał się Jogi. Kat widząc bydle wielkości niedżwiedzia dał spokój. No dalej-zachęcił Fazika braciszek Tuck. Z prochu powstałeś to wstań i się otrzep. Fazik otumaniony jeszcze pokiwał potakująco głową. Kat machnął ręką zrezygnowany. Zmykajcie już. Robotę mam. Dupta sie jak chceta. Toż to oszukaństwo-rozsierdził się siedzący na trybunie honorowej burmistrz z nadania Białozembatego. Jakie oszukaństwo uspokoił stojący obok niego Jaksa. Zwykła polityka.Grupa rycerzy wzieło się pod boki i zaśpiewali w stronę burmistrza.
Idzie Grześ przez miasto
Czapkę w ręku niesie
Jak mu wypierdolim
To się nie podniesie.
Scyzor poklepał Fazika po plecach. A ja już zamówiłem dla ciebie komplet wypoczynkowy.-zmartwił się. Co?-zdziwił się świeżo uratowany. Trumnę i dwa świeczniki. To możesz odsprzedać temu-Fazik pokazał palcem następnego skazańca. Następnym klientem do topora był słynny zbój Masa. Był twardzielem. Zanim sam położył głowę na pieńku wykrzyknął głośno. Niech żyje Janosik!!!. Z tłumu wyleciała jakaś cierpiąca na łysienie plackowate bezzębna starucha i zarzuciła mu szmatę na głowę. Pryskając śliną wrzasnęła. Mój ci on! Mój! No nieeeeeee-westchnął tłum współczując zbójowi. Zbój spojrzał na babę, potem na kata i wyszeptał proszącym spanikowanym głosem. Mistrzu małodobry, nie słuchaj tej baby bo pierdoli głupoty. Rób za co ci płacą. Tłum zaklaskał z aplauzem. Kat podniósł topór.....i wtedy jak nie pierdyknie.....Potężna eksplozja rozsadziła rynkową latrynę. Wszyscy momentalnie zostali pokryci cuchnącą mazią. O kurwa!-zaklął kat spoglądająć na swój nowiutki katowski niedawno uszyty uniform pokryty starym gównem. Co za dzień. Następnie z rozmachem rąbnął toporem o ziemie. Pierdole, nie robie-powiedział. I sobie poszedł Zbój korzystając z zamieszania gdzieś się zmył. Od wybuchu w latrynie zajęła się ogniem sąsiednia kamienica gdzie odbywało się właśnie wesele. Z pożaru pan młody wynosił właśnie swoją świeżo upieczoną żonę. Ze sztątków publicznego sracza wypełzł Miodojadek cały umazany gównem. Widząc to zszokowany Retusz konstatuje. Misiek, ja pierdziu czy ty kurcze nie widzisz różnicy miedzy pszczołami, a muchami? Miodu nie w tym ulu szukałeś. Misiek rozłożył ręce. Kita mówił żebym narobił smrodu i zamieszania. Więc zaminowałem rynkową latrynę. Ale chyba za bardzo skróciłem lont a że zachciało mi się akurat siku......Kita parsknął śmiechem. Nie o taki smród mi chodziło, ale niech tam. Grunt że się udało. Klątwy i wyzwiska zgromadzonych na placu nie miały konca. Nasza prywatna publiczna toaleta-rozpaczał jakiś obszarpaniec. Niektórzy z ciekawością oglądali szczątki zrujnowanego sracza. Nie czyszczona dawno-mędrkowali. Gazy się zebrały i wywaliło. Pamiętacie co się stało jak kiedyś pierdnąłem w stronę ogniska? Fazik chyba za bardzo jeszcze nie doszedł do siebie po stresach bo ukląkł przed tą wielką babą i i oświadczył. Pani. Jestem twój. Może jesteś diabłem ale pojmę cię za żonę. Baba obrzuciła go zdziwionym spojrzeniem Diabeł nie śpi z byle kim rycerzyku A poza tym na twoim miejscu bym uważał. Tyle się teraz mówi o AIDS. Po czym niewiasta ściągnęła chustę zakrywającą jej twarz. Ukazało się obleczone złośliwym uśmiechem oblicze Taplarskiego Dziada./ Fazik zemdlał.
KONIEC
Miś Miodojad



wtorek, 23 października 2018

Dziesięciu rycerzy. Jak nie stracić głowy.

Krajem podzielonym wstrząsały waśnie i zatargi. Wrogie sobie stronnictwa Kodeuszy i Jarosławowiców trwały w śmiertelnym zwarciu. W stronę miasta opanowanego przez zwolenników Gregoriusa Białozębego , leśnym duktem jechała dziesiątka rycerzy.Miodojad niby przypadkiem napiął kuszę a reszta odruchowo zaczęła sprawdzać palcami ostrość mieczów. Widniejące na tarczach herb Jarosławowiców, złotą kakę na błękitnym polu dla własnego bezpieczeństwa zastąpili nic nie znaczącym gryzmołem. Retusz wolnym ruchem na głowę naciągnął kaptur kolczugi. Zaszeleścił nagle krzaki po prawej stronie i wychynoł z nich łeb rozwścieczonego hałasem olbrzymiego tura. Powietrze rozciął świst topora i zwierz upadł z rozpłatanym na dwoje łbem. Jiiiiiihaaaaaaa! Krzyknął zadowolony z celnego rzutu Fazik. Nie baw się w kłusownika-upomniał go Dziad. Cholera wie czyje to lasy. No co wam nie pasuje Rumcajsy niemyte?. Ostał się jeno nam stary kołacz którego termin ważności wyszedł chyba jeszcze w czasach rozbicia dzielnicowego. Wykroili z tura co lepsze części i ruszyli dalej. W dole drzemało miasto. Domy, domki, sklepy, poczta i typowo brzydka szkoła parafialna. No. Wszystko na swoim miejscu- powiedział Scyzor. O! Tam jest knajpa-ucieszył się Glass Idziemy trochę zintegrować się z miejscową ludnością. Ruszyli w stronę zabudowań.. Dziad na wszelki wypadek pogładził rękojeść buzdyganu zatkniętego za pasem. To jedziemy. Nie mamy tu nic lepszego do roboty. Reszta tylko splunęła w odpowiedzi. Drzwi karczmy pod ,,Zdechłym bezrobotnym,, ozdabiały znaki po ciosach toporem i bełtach kusz. Na wysokości głowy zbryzganych deskach czymś rdzawym widniał spory otwór od kuli z hakownicy. Właściciel gospody lał piwo do glinianych kubków i nadsłuchiwał ciekawie.Zasiedli na rozklekotanych zydlach przy potwornie ,,ujebanym stole,, Żydzie! Miodu!- zażądali Na stole pojawił się solidny antałek i dziesięć glinianych kubków. Trzasnęły drzwi gospody i weszła żona gospodarza. Tęga baba z brodawką koło nosa. Czyje to włochate bydle- ryknęła do siedzących w karczmie podróżnych Chodziło jej o małego tatarskiego konika który należał do jakiegoś skromnie wyglądającego podróżnego.Ten wstał Mój, a co? Przestaw pan tą kobyłę. Pozamiatać chcę. Ten wstał i pokornie wyszedł by spełnić żądanie starej czarownicy. Paru miejscowych, widać zwolenników Białozębego bo mieli jaki jedwabne ozdobione herbem Konstytucji zarechotało drwiąco. I puściło w jego stronę wiązki drwin i obelg.Ten je puścił mimo uszu. Koleś! To nie Afryka, tu się drzwi zamyka- wrzasnął któryś widząc że tamten nie domknął drzwi. Fazik zgrzytnął zębami i tak ścisnął kubek że na podłogę posypały się gliniane skorupy. Miał ochotę pokazać miejscowym natrętom że nie wszystkim to się podoba. Włochaty podpity drab łypnął grożnie okiem i zapytał prowokacyjnie Że co?. Że jajco- odpowiedziało chórem dziesięciu rycerzy. Atmosfera gęstniała. Nie biorący udziału goście knajpy przezornie odsunęli się na boki. Zanosiło się na mordobicie. A kopnął was kto kiedy w dupę?- zapytał jeden z Kodeuszy Tylko na tyle cię stać- zapytał Scyzor. Co powiedziałeś- wysyczał drab. Że jesteś sztywny jak widły w gnoju- prowokacyjnie odpalił Kita. Nawet pies towarzyszący dziesięciu rycerzom zwany Szczurem zmierzwił sierść i pokazał kły. Zrobił się hałas. W rękach Kodeuszy nagle pojawiły się nabijane krzemieniem pałki. Zrobimy z was brudne śmierdzące plamy- wysapał rozwścieczony drab. W ręku Scyzora pojawiły się wycięte ze starego puklerza nindżowskie gwiazdki do rzucania a Fazik wyciągnął swój ulubiony bojawy topór. Reszta ze zgrzytem sięgneła po miecze, dzbany i drewniane ławy. Dziad westchnął przeciągle i się przeżegnał. Ojcze nasz, walnij go w twarz-po czym po chłopsku splunął w dłonie. Ruszyli razem jak do bitwy.To co się stało póżniej mało kto umiał opowiedzieć. Gwizdnęły gwiazdki rzucone przez Scyzora, zawirowały w powietrzu drewniane ławy, a światło palących się w karczmie kaganków skrzyło się na wykonanych szybkim ruchem tulipanach zrobionych z kilkukwartowych butli w rękach Glassa. Po chwili poranieni rozrabiacy leżeli pośrodku na jednej kupie stękając i wyjąc z bólu. Włochaty drab wyleciał na zewnątrz ciśnięty z rozmachem przez grube drzwi. Karczmarz złapał się za głowę patrząc na pobitych. Powiedz im – krzyknął Jogi aby w to umieranie włożyli więcej życia. Jęki i upokrzające skamlenie pobitych wywołały wybuch powszechnej wesołości. Wielu knajpianych gości gratulowało zwycięstwa. Widać i tu nie wszyscy lubili Kodeuszy. Nie zwracając uwagi na nastroje panujące w oberży weszła żona właściciela. To nie jest przechowalnia dla zdechłych rycerzy- warknęła grożnie.pokazując pobitych. Zabrać mi tę kupę złomu z mojego lokalu. Potem popatrzyła krytycznie na dziesięciu rycerz. Za długie miecze te kurduple noszą-mruknęła. Rysują mi nimi podłogę.Widząc straszliwą posiadaczkę szmaty i miotły z pobitych łotrzyków jeden leżał a reszta uciekła. Kamikadze, Boski wiatr- westchnął Kita. Nie ma przebacz.- powiedział patrząc na oberżystkę. Kolejka dla wszystkich żyjących- krzyknął Miodojad by uspokoić nastroje. Pozostali spojrzeli na niego ze zdziwieniem bo wiedzieli że ma dziury w kieszeniach. Ano będzie Bóg zapłać- mrugnął w ich stronęBo ja nie mam.-dodał cicho. Ekstaza w knajpie sięgnęła zenitu Santo subito- zakpił Fazik ale nie zaprotestował. Zabawa się zaczęła. Dlaczego mi wyjadasz skwarki z kaszy?- oburzył się Robert na Retusza. Nie możesz sobie kupić? Nie. Dlaczego? Bo nie jestem głodny.Scyzor niósł właśnie tacę z jakimś jedzeniem. Postawił na stole i nieufnie powąchał. Jest płaskie i śmierdzi serem ale pizza to nie jest. Retusz podniósł tacę i też powąchał. Hej, karczmarzu! Czym ty tu handlujesz-wrzasnął. Jak to czym Wszystkim co najlepsze. Produkty zagraniczne i krajowe z certyfikatem Sanepidu. Zobaczcie ile ten lokal ma gwiazdek-wskazał ręką wbite w ścian ępodczas bójki nindżowskie gwiazdki. Ja ci dam gwiazdki- wrzasnął Scyzor- Zaraz ci z powrotem w dupę to gówno wsadzę! Kłótnie przerwało wejście straszliwej żony karczmarza. Tym razem zamiast miotły dżwigała rycerski chełm wypełniony jajami. Scyzor załamał ręce. Konieć świata-jęknął. Rzemiosło rycerskie upada. Chłopi w ich chełmach pisklęta wysiadują. Autolikos z Fazikiem nie zauważyli kobiety.Likoś właśnie tłumaczył Jogiemu jak się posługiwać jego sztyletem do rzucania zwanym ,,Tygrysim zębem.. Jogi zamachnął się i ostrze utkwiło w ścianie. Gospodyni słysząc świst z wrażenia upuściła cheł. No nie- zaprotestował karczmarz. Przez was moja żona jajka sobie stłukła. Zwrot ten rozśmieszył zebranych Gdy jednak zobaczyli że wściekła baba sięga po szmatę zrobiło się cicho. Miotła stojąca w kącie też dawała do myślenia. Kurcze- szepnął Jogi kuląc się na wszelki wypadek. Oberwałem kiedyś czymś takim. Piekło jak cholera. Uratowany przez nich podróżny postanowił chyba załagodzić sytuację i podszedł do baby ze złotą monetą. Babsko zagryzło ją pożółkłym zębem i z zadowoleniem schowało za pazuchę. Uśmiechnęła się do niego i żartbliwie trąciła go brudnym paluchem. Wpadłeś babie w oko- żartobliwie zauważył Dziad. Bez obaw- uśmiechnął się obcy. Jej się podobają wyłącznie faceci wybici na złotych monetach. Dziad klepnął go w ramię i zaprosił do stołu. Bawił się jakiś czas podkładką pod kufel ozdobiony reklamą jakiegoś klasztornego piwa. Mam wrażenie że nie mówisz nam wszystkiego. Szastasz forsą. Unikasz kłopotów. Gadasz jak ktoś wykształcony. Mimi\o to równy z ciebie kumpel. Nic wielkiego Byłem trochę na królewskim dworze a teraz pomyślałem że zwiedzę troche kraj. Dziad uważnie popatrzył na niego i zrobił łokciami gest popularnego niegdyś tańca ,,Kaczuchy,, Temu błysneł zaniepokojone oczy ale nic nie powiedział. Dziad nie chcąc drążyć tematu mrugnął okiem i trącił się z nim kuflem. Bez obaw. Kwa, kwa i ja. -pociągnął tęgi łyk. Nagle skrzypnęły drzwi i do środka nieśmiało zajrzała podobna do kupy siana głowa z wygoloną na niej mnisią tonsurą. Ha!- w karczmarza jakby piorun strzelił. A ten heretyk, angielski przybłęda co tu robi? Ty świętokradco, oczajduszo, pasibrzuchu, poturczeńcu, ładnie to tak w drzwiach stać?! Ależ drogi oberżysto, ja nie winowaty. Dziadowi zaświeciły się oczy złowrogo gdy dostrzegł mnicha. Znał go. Był ta angielski banita który uciekł z Angli przed zemstą szeryfa z Nottingam i jeszcze gorszą zemstą znanego rozbójnika Robin Hooda zwanego uparcie przez braciszka Tucka Robin Hujem którego okradł, przez co banita miał kłopoty u wieśniaków którym za poparcie obiecywał płacić pięćset pensów na drugie i następne dziecko. Wieśniacy zaczeli się mnożyć na potęgę a tu kasy ani dudu bo cwany mnich ją zdefraudował. Nie winowaty?! Ryknął Dziad jak bawół wstając z ławy. Oberżysta gwałtownie pokiwał potakująco głową ciesząc się z nieoczekiwanego wsparcia. Na pal ciebie każę wbić!. Skórę pasami drzeć i solą posypywać za łotrostwo które mnie zrobiłeś. Twoja niby cudowna maść na bół krzyża którą niby dostałeś od świątobliwego pustelnika to co to było?! Ból nie ustąpił a poszło mi takim zielonym, krościastym syfem po skórze że bez dwieniedziele ludziom wstydziłem się pokazać by mnie trędowatym nie okrzykneli! Fazik wstał i by odegnać złe moce przeżegnał się zamaszyście. Przełożył topór do drugiej ręki i przywlókł nieszczęśnika do stołu. Wybacz panie- mamrotał wleczony po podłodze. W grzech popadłem srogi. Jednakowoż od dziś postępowanie moje.........Milcz!-wrzasnął pan na Taplarach. Ja Dziad z Taplar, obrońca Ojczyzny pierwszy rycerz chorągwi śląskiej, pogromca saracenów, sodomitów, tatarów, moskali nazistów i komunistów, zabójca, opój rabuś.....Dziad przerwał nagle widząc że się zagalopował. Co samego diabła się nie boi o sędziach i pachołkach miejskich nie wspominając mówię ci siadaj ty wydrwigroszu i oszuście bo sprawę mam do ciebie inaczej to bym flaki z ciebie wyprół i do bandziocha twojego tłustego naszczał. Likoś odruchowo chwycił za nóż chcąc przystąpić do operacji ale Dziad powstrzymał go gestem. To może chociaż wykastrujem?- bąknoł zawiedziony Autolikos. Póżniej- sapnął Dziad. Wykastrujem go rankiem. Cóż tu sprowadza cię przyjacielu- Endriu dla odmiany był miły i grzeczny. Podsunął rozklekotany zydel i nalał miodu do kubka. Dobry i zły rycerz- pomyślał Scyzor obserwując na razie sytuację bez słowa. Wiedział że Dziad chce wyciągnąć od wszędobylskiego aptekarza i handlarza fałszywymi relikwiami nieco wiadomości o stosunkach panujących w mieście. Mnich przestąpił nogami ubranymi w sfatygowane łapcie z lipowego łyka i chciwie spojrzał na stół zastawiony jadłem i napitkiem. Slachetni panowie nie wadżmy się już- zaproponował mnich. Toć to się nie wadzimy tylko siedzimyA ty pij na stojąco jak wolisz-powiedział dobrotliwie Robert. Siadać!!!!!!! Wrzasnął Dziad. Znasz tutejszego burmistrza? Braciszek Tuck pokiwał- intensywnie głową Poznałem go w przeszłości. Pochylił się do dziada i szeptał mu długo coś na ucho. Modli się do Dziada czy jak?- zapytał z głupia frant Miodojad. Sumienie go ruszyło czy co? Miejsce na jego sumienie jest puste jak twoja czaszka Miśku- uśmiechnął się Retusz. Że co- oburzył się Miodojad. Że głupi jesteś przyjacielu-odpalił Retusz Hehehehehe- zarżał Miodojad. Heheheheehehe- roześmiał się braciszek Tuck ,ale zaraz umilkł walnięty przez Dziada w kark. Czym teraz handlujesz wydrwigroszu?- zapytał Tucka. Ja? Niczym. Żadnych nielegalnych towarów Oczy Kity zmieniły się w błyszczące okrucieństwem wąskie szparki. Przeczytaj mu jego prawa- powiedział do Kity Dziad. Wyręczymy Inkwizycję i wydamy wyrok na tego świętokupcę.Kita wstał. Masz szczerze odpowiadać na wszystkie nasze pytania. Wszystko co powiesz i zataisz będzie użyte przeciwko tobie,Mimo to zachowasz prawo do spowiedzi, rozgrzeszenia i pokuty przed wydaniem twojego ciała i duszy na oczyszczający płomień stosu. Fazik, narąb drewna. Zrobimy sobie grilla na dworzu. Mnich wrzasnął i rzucił się do drzwi. Z rozmachem w nie kopnął. Opsiajucha!!!!-zawył z bólu. Chyba otwierają się do wewnątrz-Endriu znalazł się przy nim. Solidna stolarka, dębowe grube dechy. Niejedną knajpianą bitkę przetrzymały. Przestań się wydurniać. Nic ci nie zrobimy. Dowcipnisie jesteśmy. A jak będziesz mądry to może jeszcze parę groszy zarobisz i wciśniesz jakimś frajerom ten swój towar a my przestaniemy się nudzić. Weszli z powrotem do sali. W międzyczasie mnich przydżwigał jakiś przypięty do jego osła pakunek i rozłożył na środkowym stole swój towar. Zlecieli się ciekawscy podróżni, przebywający w oberży.Gdzie bywałeś pątniku-zapytał jakiś frajer przejęty widokiem nibyrelikwii. Szaławiłła wzniósł świątobliwie oczy do góry. W Ziemi Świętej byłem. Potem na końcu świata gdzie ludzie na wielkich drzewach mieszkają. Mogłem zostać bo proponowali mi bardzo intratną posadę. Chcieli żebym księciem został, tylko że mi wydaje się że ja to bardziej na króla się nadaję...Tylko mi bez teorii Darwina-warknął Dziad odruchowo szukając jakiegoś sznura. Bo umieszczę cię na jakimś drzewie i zawiśniesz z tymi swoimi małpami Nie boję się śmierci-odpalił Tuck. Nie raz chciano mnie zabić.Co ty kurwa wiesz o zabijaniu- mruknął Fazik jakoś złowrogo. Lepiej pokazuj co masz. Mnich rozłożył ręce. Relikwie mam, cudowne relikwie. Włos łonowy błogosławionego Viagrusa. Lek cudowny na męską niemożność. Stringi ś Aborcynni patronki feministek.,chroniące przed niepożądaną ciążą. Gaśnicę św Floriana. Patrona strażaków. Trzy czaszki św Einsteina. Trzy?- zdziwił się Scyzor. Św Einstein miał tak wielki rozum że w jednej głowie by się nie zmieścił- wyjaśnił niezrażony angielski emigrant. Co to jest do diabła-Miodojad z zainteresowaniem oglądał stringi ozdobione jakimiś króliczkami Może jakaś uszczelka do wodoodpornej zbroi- Retusz wzruszył ramionami. Tylko gumka słaba. Miodojad założył dla żartu je Retuszowi na głowę. Gumka tak ścisnęła mu szyję że na wierzch wyszły mu oczy. Co masz jeszcze ciekawego?-zapytał Kita jeżdżąc palcem w misce zupy w której utopił się włos łonowy błogosławionego Viagrusa. Mam jeszcze worek na prezenty św Mikołaja i kawałek kiełbasy niedojedzonej przez Judasza w Wielki piątek=mówił mnich obserwując Retusza mocującego się cały czas z majtkami uciskającymi mu szyję.. W międzyczasie ich pies Szczurek zaczął obgryzać jedną z czaszek św Einsteina.Retusz wreszcie zdołał uwolnić się od duszących go gatek które z trzaskiem poleciały do patelni w której smażyła się jajecznica zamówiona przez Miodojada.Scyzor w tym czasie usiłował złapać Kitę w worek należący do św Mikołaja, a ten w geście obrony wsadził mu do ust kiełbasę należącą do Judasza. Ten zrobił się zielony i zwymiotował pod stół. Endriu by zlikwidować brzydki zapach opróżnił gaśnicę św Floriana na wymiociny. Nie wiadomo co w tej gaśnicy było ale smród zrobił się jeszcze większy.Zaniepokoiło to karczmarza. Co tak cuchnie?- zapytał. Nic-Endriu wyszczeżył zęby w uuśmiechu. To tylko ten pijak nie mył zębów- wskazał na Retusza. Mnich widząc co dzieje się z jego towarem złapał się za głowę. Mam dość! Towar pokażę, zepsują! Do zamku nie wejdę bo straż zaraz chce bić.Do knajpy strach wejść bo zaraz wpierdol spuszczą. Nawet niewiast się boje bo Aids panuje. Jak żyć w tym popieprzonym kraju, jak żyć! Rycerz Miodojad niezwykle poruszony tym dramatycznym wyznaniem aż otworzył gębę. Szeroką chochlą wpakował sobie do ust wielką porcję jajecznicy i zaczął przeżuwać w zamyśleniu. Nagle zrobił się czerwony i zaczął z trudem łapać powietrze. Walnięty przez kogoś po koleżeńsku w plecy wypluł coś na stół. Były to stringi św Aborcynii. Daria?-wydukał oglądając dziwną przekąskę. La kukaracza idę do sracza- oświadczył Scyzor. Póżniej więcej wypić będzie można. Nie tylko można ale trzeba- wykrzyknęłą reszta. A potem może i karczmarza podskubiem-Fazik oparł rękę na głowni bojowego topora. Odebrać....siłą znaczy- Jogi się zawachał. Fazik wzruszył ramionami. A niby jak. Po dobroci nie odda. Panowie, zdrówka, zdrówka i jeszcze raz pieniędzy-ktoś wzniósł toast. Zasiedli przed kielichami. Impreza ciągnęła się aż do rana.. Po karczmie roznosił się śpiew
Gdy żona cie wkurza
a teściowa żmija
kup sobie dzban miodu
i zalej se ryja!!
Śpiew brzmiał złowrogo niczym dudnienie wulkanu. Złowrogie śpiewy jednak w koncu też umilkły i nad ranem zapadła cisza.

Pod szeroką ławą jak kupa nieszczęścia spoczywał Kita. Jego kocie oczka zmrużone były w szparki ponieważ na kacu strasznie raziło go światło. Fazik krawędzią topora czyścił sobie paznokcie. Co na śniadanie- wyszeptał spieczonymi wargami Glass. Serwatka-ledwo zazipiał Jogi. Dziad trzepnął się bojowo rękoma po udach choć wszyscy wiedzieli że tylko nadrabia miną. No braty-zaczął patetycznie. Larum grają, nieprzyjaciel w granicach a wy szabli nie chwytacie? Na koń nikt nie siada? Co siem z wami stało wojownicy nieustraszeni. Podnieśli skacowane głowy. Każdy z osobna wyglądał jakby przepił z pięćdziesiąt chektarów na raz. Chorym, wody- odezwało się tu i ówdzie.W końcu wstali. Ruchy mieli jakieś niepewne i ociężałe. Nawet ich pies Szczurek który w nocy wychłeptał jakieś pół baryłki piwa które się rozlało kopnięte nieuważną nogą miał czerwone ślepia i ciągle ziewał. Rycerze ze zdziwieniem oglądali swoje pomalowane na rudo konie które nocą po pijaku dodatkowo ozdobili odciskami swoich rąk umaczanymi w jakiejś białej farbie. Koń Dziada dodatkowo miał wymalowaną na boku cyfrę 102. Scyzor rzucił jeszcze karczmarzowi ostatniego talara wygrzebanego z dziadowej sakiewkii zaczeli kulbaczyć konie. Konie różniły się bardzo. Wałach Dziada był potężny jak byk, dobrze odpasiony i cały się świecił. Ważył chyba z dziewięćset kilo. Dziad twierdził że przed wykastrowaniem miał ponad tonę. Musiał go jednak wywałaszyć żeby ciągnące się po ziemi jajca ni wzachaczały o kamienie i nie wyrywały korzeni. Klaczka Miodojada kasztanowej maści o imieniu Bożenka była bardzo zadbana. Złośliwi gadali że traktuje ją jak swoją dziewczynę. Codziennie szczotkuje i zaplata jej ogon w warkocz. Klacz Scyzora dla odmiany wyglądał natomiast jak zużyta szczotka do kibla. Sierść układała się byle jak i miejscami świeciła goła skóra. Szkapinę prześladował świerzb i grzybica. Ale Scyzor wzdragał się przed oddaniem konia do rzeżni bo był do niego przywiązany. Szkapę czasem podleczał mu Retusz smarując ją samogonem wytwarzanym przez niejakiego Bazylego. Produkt był tak mocny że choróbska dawały spokój. Reszta miała raczej zwykłe rycerskie konie. Ruszyli. Kawalkadę zamykał Fazik który do tej pory nie zauważył złośliwego napisu na zadzie swojego konia ,,Brak świateł,, Do miejskiego rynku dojechali pod koniec drugiej nocy, bowiem prawie cały dzień spali w karczmie po libacji. Wynajęli mieszkanie w kamienicy przy rynku. Pokoje były pomalowane na szarobrązowo. Pod ścianami leżały sienniki wypchane suchą trawą i nakryte jakimiś skórami ,chyba zdartymi z krowy. Sądząc po wypalonych dziurach na podłodze wcześniej przebywało tu jakieś wesołe towarzystwo.które robiło tu se grilla. Ściany pokrywały obsceniczne rysunki. Juki i pakunki zrzucili na kupę pod ścianą. Miodojad zatarł ręce. Zrobimy kilka imprezek, zciągniemy jakieś fajne laseczki. Tylko by trzeba ściany zamalować bo jakby wpadła jakaś szlachecka córka to byłby obciach. Dziad skrzywił się z niesmakiem patrząc na ścianę. Można by......-wymruczał. Jdziemy na zakupy-oświadczył Jogi. Ktoś idzie? Ja spasuję-oświadczył Dziad. Stary już jestem i nie lubię miast. Ja z Fazikiem zostaniemy i ogarniemy trochę tę chałupę. Gdy wyszli Dziad z Fazikiem rzucili się na siennikiByli znurzeni i zaczęli przysypiać. Zbudził ich jakiś łomot. Kto tam burknął Dziad. Policja otwierać! Popatrzyli przez szpare. Faktycznie. Łapsy. Ten z toporem już rwał się do framugi. O cholera- pomyśleli razem. To miasto Białozębego. Pewnie chodzi im o tych pobitych Kodeuszy. Nikogo niema w domu!-wrzasnął. Co jest grane?-zapytał rozbudzony Fazik przecierając oczy. Macie nakaz-wydzierał się Dziad. To prywatne mieszkanie! Nie macie prawa! Rozumiem.- usłyszeli zza drzwi Odział baczność! Zbieramy się. Dziad odetchnął z ulgą. Zasrane gliny- mruknął Fazik. Stale mylą adresy. Nagle do środka wpadł gliniany pojemnik z tlącym się lontem. Rzucili się w kierunku okna ale nie zdążyli. Fala uderzeniowa wybuchu oderwała ich od podłogi i rzuciła o ścianę. Meble rozniosło w kawałki. Do środka wpadli kolesie ubrani w taktyczne kolczugi. Głębokie kapaliny zasłaniały im twarze. W łapach trzymali nabite z tlącymi się lontami hakownice. Na ziemię kurwa mać, ale to już!-wrzeszczeli. Dziad z Fazikiem wypadli z domu galopem prawie gubiąc buciory. Nieoczekiwanie świat fiknął kozła. Zobaczyli błysk supernowej a potem wszystkie gwiazdy Drogi Mlecznej. Na chwilę ogarnęła ich ciemność. Rycerze leżeli przyduszeni do ziemi kilkoma mocarnymi łapami. Lufy hakownic dotykały ich głów. Zapach siarkowanych lontów kręcił w nosie. Poczuli dotyk żelaza na przegubach a potem kajdany się zatrzasneły. No ruszcie się tylko- poprosił jakiś gliniarz sądżąc po dystynkcjach herbowych pewnie dowódca. Chętnie wam damy po facjatach. Policja-wystękał Fazik. Przecież wy zjawiacie się o szóstej rano?-wyszeptał zaskoczony. Dobra,dobra Raz się pospieszyliśmy. Za co?-zapytał Dziad Będziecie sądzeni za uszkodzenia cielesne przedstawicieli rządżącej tu partii Może i za złodziejstwo?. Jak mówią na Rusi ,,Daj człowieka a paragraf się znajdzie,, -zachichotał skorumpowany glina. Co za upadek etosu policjanta-mruknął Dziad. Nawet łapówki nie wołali No dobra Zwijamy się-powiedział dowódca. Takie dwa wybuchy w centrum miasta na pewno zwróciły czyjąś uwagę. Sędzia na was już czeka. Pochodzi z najwyższej kasty i jest już odpowiednio rozgrzany. Pieniek katowski was nie minie. Przymotali swoje ofiary do długich kijów i jak ludożercy z Afryki zarzucili sobie żerdzie na ramiona i odeszli
CIĄG DALSZY NASTĄPI.

niedziela, 21 października 2018

DZIESIĘCIU RYCERZY I CISZA WYBORCZA [WEDŁUG POMYSŁU RETUSZA.]

Chrzęszcząc zbroją dziesięciu rycerzy ciągnęło pokrytą dziurami drogą. Dziadu- wystękał Autolikos rozmasowywując bolące od końskiej jazdy siedzenie. Gdzieś ty nas wywiózł? Czasem to nie Gdańśk? W oddali na pieńku od topoli chyba widniała sylwetka jakiejś postaci. Z grożnie wyglądającym trójzębem. Dziad zmarszczył brwi i pokręcił głową. Spokojnie chłopaki, nie każdy chłop z widłami to zzaraz Neptun. Za chwilę zorientujemy się co jest grane. Przejeżdżając obok niego stwierdzili że to faktycznie zwykły chłop z widłami od gnoju tylko strasznie umorusany.. Jego ubranie było tak brudne że z daleka przypominał pomnik z brązu. Odprowadził ich ponurym wzrokiem nie mówiąc ani słowa. Kawałek dalej zauważyli ustawione w poprzek drogi chłopskie furmanki. Przed wozami sterczały rzędem ułożone na ziemi brony zębami do góry. Na wozach łopotały flagi. Co to za ludzie-zastanawiał się na głos Miodojad patrząc się na kłębiący koło wozów tłumek. Zaraz będzie ,,Cukierek albo wpierdol zawyrokował Fazik. Przecie to nie Hallowen- zaprotestował Kita patrząc w wyjątkowo szpetne gęby chłopów.. Wokół chłopskiej blokady unosił się zapach mocnych trunków. Widać protestujący w ten sposób zabijali dłużący się im czas. Hallowen niezgodził się Robert. Ale Chlejołen na pewno. A nawet Wszystkich Wciętych dodał Glass. Zatrzymali konie przed rozłożonymi bronami.. Ja będę z nimi gadał, wy siedżcie cicho- zarządził Dziad. Z tymi ludzmi trzeba gadać ich językiem. Pan na Taplarach zeskoczył z konia i stanął naprzeciwko rolniczej blokady. Ahoj, skurwysyny!- przywitał się uprzejmie.Jesteście chłopami? Zza wozu wyszedł podstarzały. Podsiwiały nieco, w samodziałowych obdartych portkach. Jego blade oczy nie znamionowały nadzwyczajnej inteligencji tylko rezygnację i zmęczenie. Dadżbog- odpowiedział grzecznie. Widzim z daleka że jedzie jakieś stado rozchujanych chujów. Nimca wiezieta?- zapytał jeden z wieśniaków wskazując na Kitę ubranego w nowoczesny model pomalowanej Hammerajtem krzyżackiej zbroi którą kupił sobie podczas pobytu w Prusiech. Nie. To nasz- wyjaśnił Dziad. Tylko ciuchy kupuje sobie za granicą.. To nie dobrze-zawarczał chłop. Trzeba wspierać krajowych producentów a nie dorabiać zagranicznych potentatów.. Chłopi zaszumieli grożnie. To dobry Polak- załagodził sprawę Dziad. Załatwia naszemu krajowi rynki zbytu na produkty rolnicze na zachodzie Europy. Chłopi teraz pokiwali głowami i zamruczeli z aprobatą. A wam o co chodzi ludzie-zapytał w koncu. Dlaczego tarasujecie drogę? Najstarszy chłop wskazał koszmarnie brudnym paluchem z obgryzionymi na maxa paznokciami transparent pokryty kulfonami pełnymi błędów ortograficznych. Napis głosił dumnie ..Żundumy ruwnyh prow do tutejsy społecności jako innym ludziom, znocy siem dopład,, Wojewoda Gregorius Białozęby zmniejszym nam królewskie dopłaty do pańszczyzny!-tłumaczył stary chłop. Całum dopłate do morgi bierze do siebie My na darmo nie bedziem sie na pańskim zrywać!- krzyczał drugi. To bez tego jegu skarbnika Rosta!! Godo w kółko Pinindzy nima i nie bendzie!! Menda, gnój, skurwysyn- kleli chłopi. Własną matkę by pedałom sprzedał!- gardłował jakiś szczerbaty chłop z jednym pożółkłym zębem. Pedałom?- zdziwił się Dziad- Po co pedałom jego matka? Eee tam-machnął ręką szczerbaty niek bedzie że mojżeszowym. Dziury na drogach takie-wrzeszczał drugi chłop Bo pieniądże ich znajomki pokradli. Jakem oś od fury złamał na drodze to wójt mnie wyśmiał i powiedział ,,Było się ubezpieczyć,, I chcieli bym robili za mniejsze stawki. A m,y żeklim jak jeden chłop że starczy. Za te piniondze niech som zapierdala! I zrobili my blokade! To Rost wymyślił!!! Aancykryst! Arcychuj!- krzyczało wzburzone chłopstwo. Precz z Białozębym, i Kosino Ciżmą Wybory zara niech palatyn Jarosław pożądek z niemi robi! Cicho! krzyknął Dziad wznosząc ręce do góry. Od chłopskich skarg bolała go głowa. Ludzie!- wrzasnął donośnie. Jestem rycerzem który po latach walk za Ojczyznę wraca z towarzyszami do domu. Chcę tu dokonać moich ostatnich dni jakie mi zostały. A nie dogadasz się z Białozębym przeciwko nam?, Bo my przepuszczamy tylko medyków do chorych i księży z ostatnim namaszczeniem? Dziad w geście oburzenia podniósł rękę do góry. Nigdy! A jeśli ten frajer Białozęby albo ktoś od niego gdy umrę przyjdzie na mój pogrzeb albo grób, to obiecuję wm że zmartwychwstanę i przypierdolę mu zniczem! Dobrze gada!- wrzasnął szczerbaty Dziadowi prosto w twarz aż ten choć twardy był ztoczył się od smrodu. Pfu, pfu- Dziad stłubił odruch wymiotny który mógł popsuć negocjacje. Ale śmierdzi wódką. Śmierdzi wódką? Oburzył się chłop Pachnie, kurwa pachnie!. Dobra- Dziad przerwał w zalążku rodzącą się sprzeczkę Dobrzy ludzie! To my jedziemy dalej. Trzeba wam czego? Alkoholu!- wrzasnęli zgodnie chłopi. Dziad westchnął cięzko i odpioł od juków spory bukłak pełen podłego bimbru. I podał szczerbatemu. Chłopi zmruczeli rozkosznie. Nie gniewajcie się panowie rycerze, ale my tą blokadę to tak, w samoobronie zrobili. Przed złodziejstwem. Za napitek dziękujemy a blokadę właśnie mósimy zwijać bo od tej godziny cisza wyborcza a my włościanie praworządni i prawa nie łamiem. Znaczy,,,,,,bym przejechali? - zasapał w złości Dziad. Ano. Szczerbaty mrugnął cwaniacko okiem. Dziad posmutniał- Starzeję się Dałem się oszwabić takim prostakom.

Ostatni zajazd na Retuszkowo. Część III

Jezuuuuuu, ale nas sprali-powiedział prezes Glizdowicz do kapitana Samogwałta. Może powiedzmy to w ten sposób że zajęliśmy zaszczytne drugi...