czwartek, 25 października 2018

Dziesięciu rycerzy. Egzekucja. Część druga

Gdy wrócili z miasta zastali zdemolowaną chałupę i czekającego na nich wystraszonego kamienicznika. Wyjaśnił im że Dziad z Fazikiem zostali zatrzymani z powodu naruszenia nietykalności cielesnej cielesnej funkcinariuszy pilnujących porządku publicznego wyznaczonych przez tutejsze władze. Lepiej nie róbcie głupstw-Bełkotał wystraszony kamienicznik. Białozębaty się wściekł. Chcą zrobić pokazową egzekucję i festyn zwany ,,Świętem demokracji,, Kto ich zatrzymał?-warknął krótko Kita. Specjalna grupa uderzeniowa policji powołana do wykrywania spisków przeciw demokracji. Podlega Białozębatemu chodz formalnie musi się liczyć z Centralą. Czyli Jarosławowicami. Nie potrzebują nakazów. I mają prawo do użycia środków przymusu bezpośredniego i nieograniczone prawo użycia broni wobec ludzi nieprawomyślnych ideologicznie i podejrzanych o działalność antydemokratyczną.. Takie zalecenia wydał Białozębaty. Może u króla coś byście wskórali ale nie wiadomo czy będzie się chciał w to mieszać bo to sprawa polityczna.
Kamienicznik wydawał się w porządku ale trząsł się jak osika. Gdy spojrzał na rycerzy zobaczył w ich oczach niepokojące błyski. Nie odpuszczą- pomyślał z jękiem. Zwyczajnie nie chciał kłopotów z tego powodu że zamieszkali u niego podejrzani osobnicy. Nigdy nie wiadomo czy nie zechce go ktoś oskarżyć o współudział.

Dziad obudził się zmarznięty. Obok niego jak gdyby nigdy nić chrapał Fazik niczym tartaczna piła. W lochu było chłodno. Zauważył jakąś postać stojącą obok niego. Co?- wychrypiał stary. Napij się- nieznajomy podał Dziadowi bukłak miodu. I nie rób takich głupich min bo wyglądasz jak małpa. Dziad rozpoznał nieznajomego któremu w knajpie uratowali skórę. Trzęsiesz się jak byś z Syberii przyjechał-ciągnął nieznajomy. Rozróby w karczmach, nieciekawa przeszłość i i nie wiadomo co w planach. Dziad zrobił wielkie oczy- Ty...... Nieznajomy uciszył go gestem. Wiem- powiedział krótko. Macie być kozłami ofiarnymi. Zastawialiście skórę za mnie. Jestem Jaksa z Blokowiska. Emisariusz królewski z uprawnieniami do kontroli prowincjonalnych władz. Nienawidzą mnie, ale nie mogą całkiem otwarcie się przeciwstawić. Spróbuję cię wyciągnąć. Nie wiem czy dam radę tego drugiego-wskazał palcem Fazika. Ale pracuję nad tym. Klasńął w ręce. Otworzyły się drzwi. Weszło trzech ludzi. Dwaj wartownicy z halabardami wyglądali normalnie, trzeci w obcisłej kolczudze z wielką spluwą w łapie był chyba z antyterrorystów. Był wyższy rangą od tego który dowodził tymi co ich zatrzymali więc chyba nie pochodził z miasta tylko z województwa gdzie stronnictwo Białozębatych było słabsze. Dziad zbrojnych omiótł tylko wzrokiem, ale jego największe przerażenie wzbudził chudy jak szczapa księżulo z brewiarzem. Ostatnie namaszczenie?-przeleciało mu przez głowę. Ten?-zapytał książ wskazując jakiegoś opryszka pod ścianą. Dziad odetchnął z ulgą. Tego możecie puścić-Jaksa wskazał na Dziada. Ten poderwał się dziarsko. Aby upewnić się dostatecznie wykonał kilka obrażliwych gestów w stronę wartowników które wkurzyły by najtwardszego. Nawet nie drgnęli. Nie przeginaj. Pokombinujemy jeszcze jak wyciągnąć twojego kumpla. Ale powiem małe szanse. No ale spróbuję. No! Zmykaj! Kopnął Dziada w tyłek na pożegnanie. Na szczęście- wyjaśnił Jaksa widząc zdziwioną minę starego. Dziad wybiegł na ulicę. Kulał bo w czasie aresztowania nadwyrężył sobie nogę. W samych gaciach i koszuli wyglądał nieco głupio. Ubrania bowiem mu nie oddali. W ręku ściskał małą maczugę którą gwizdnął wartownikowi przy bramie. Przed jednym z budynków oparte o elegancką kolasę stały dwa typki w gustownych ciuchach. Mieli ogolone na glacę głowy i duże pały przy bokach. Na widok Dziada w bieliżnie wytrzeszczyli oczy. Wyskakiwać z ciuchów-zażądał Dziad. Powóz i konie też zabieram Ino bystro bo czasu nie mam. Ty......wyższy ze świstem nabrał powietrza. Dziad bez słowa zawirował pałką w powietrzu i lekko przymknął oczy. Lepiej by zrobił gdyby zatkał uszy. Jakąś chwilę póżniej pędził poganiając konie przez uśpione miasto. Co to za wrzaski?- Jaksa wyjrzał przez okno. Dowódca antyterrorystów pokręcił głową z podziwem Ten twój protegowany właśnie spuścił łomot dwóm kolesiom z mafii i podprowadził im brykę. Jaksa złapał się za głowę. Jak go dorwą to potorturują go z tydzień i wrzucą na koncu do dołu z wapnem Komandos wzruszył ramionami. Co ty, głupi? Niby jak go dorwą?Ze dwa miesiące nie wyjdą ze szpitala. Swojądrogą nie wiem czy dobrze zrobiłeś puszczając tego wywijasa. Jaksę nagle olśniło. Po pierwsze przydała by mu się taka banda straceńców do niebezpiecznej roboty, a po drugie wpadł na pomysł jak uwolnić Fazika. Przypomniało mu się jak kat miejski ostatnio przy gąsiorku wina wylewał przed nim swoje żale. Postanowił skontaktować się z kimś z tej bandy pozostającej na wolności.

Miało się już dobrze koło południa Przygotowania do egzekucji Fazika szły pełną parą. Na rynku wzniesiono wysoki szafot na którym ustawiono katowski pień z wbitym w niego szerokim toporem. Od rana gromaadziła się gawiedż chcąc zająć najlepsze miejsca by nie stracić nic z widowiska. Jedni nie mogli doczekać się widowiska. Inni współczuli ,,młodemu patriocie,, jak nazywała go szeptana antykonstytucyjna propaganda. Oskarżając przy okazji stronnictwo Białozębatych o skłonność do eutanazji najlepszych synów narodu. Przedsiębiorczy kupcy ustawiali swoje stragany i sprzedawali widzom napitki a ich dzieciom pokolorowane w barwy tęczy nadmuchane powietrzem wołowe pęcherze. Panowała atmosfera ludowego festynu i zabawy. Zgłodniali gapie kupowali masowo szybko przyrządzane małe kołacze przekładane siekanym mięsem i kiszoną kapustą. Popijali gorące polewki sprzedawane w ekologicznych jednorazowych kubkach wykonanych z kory brzozowej Rozlegało się siorbanie i mlaskanie Trubadurzy głośno reklamowali szybkie posiłki spółki żywieniowej MakDenat. Stojący na ulicy drugi herold wykrzykiwał wieści. Gdy mu zaschło w gardle skinął na siedzącego obok trubadura i rozległa się Pieśń o Rolandzie. Gdy trubadur skończył śpiewać herold ogłosił przerwę na reklamę. Kupcy ustawiali się do niego w kolejce a on za parę miedziaków zachwalał ich towary. Dziewiątka rycerzy skierowała się w stronę ogrodzonego drewnianymi barierkami rynku. Barierki, okoliczne budynki oraz szafot pokrywały płachty reklam sponsorów dzisiejszej egzekucji. Na podwyższeniu zamontowane było wielkie sprowadzone z Wenecji lustro. W lustrze tym odbijało się to co działo się na dalej położonym szafocie, tak że można było obserwować egzekucję nie wchodząc na rynek Ponieważ egzekucja miała się odbyć dopiero po południu aby zabawić zgromadzonych aktorzy właśnie wystawiali sztukę Rycerz Roland kontra Spiderman. Endriu jako wielki wielbiciel Melpomeny od razu przystanął i zaczął podziwiać. Jak możesz oglądać te bzdury?- Miodojad z podziwem pokręcił głową. Przecież to ostatnie gówno. Sztuka jest właśnie jak gówno-odparł Endriu Mósisz ją poczuć. Poza tym doceń ich wysiłek Znależli ładny plener. Ustawili dekoracje. Rekwizyty porozkładane, aktorzy na miejscach. Nawet czwórkę koni sprowadzili. Tylko jednego brakuje. Spidermana. Dlaczego?-spytał Retusz. Właśnie zerwał mu się sznurek i go wynieśli. Ma złamaną nogę. Jak sięgnąć dookoła
wszyscy korzystali z okazji do łatwego zarobku. W arkadach jakiejś kamieniczki ksiąz z Miejskiego Urzędu Stanu Cywilnego udzielał ekspresowych ślubów. Obok jakiś rzemieślnik robił szybkie miedzioryty ślubnych obrazów. Co to się porobiło- biadolił Glass. Dają śluby bez zapowiedzi.Ponieważ było jeszcze trochę czasu na szafocie przygrywała cygańska kapela. Pary wirowały w tańcu oczekując na gwóżdż programu czyli egzekucję. Przyjaciele zebrali się razem i uradzali nad sposobem uwolnienia Fazika. Obok nich stał żebrak z tablicą ozdobioną napisem ,,Będę pracował za resztki,,Kupą się zwalimy-proponował Scyzor. Tak Kupy nikt nie ruszy- zgodził się Retusz. A może wywołać zamieszki?- zaproponował Jogi Szybko. Niech ktoś wymyśli jakieś hasło nawołujące do nienawiści. Bóg Honor Ojczyzna?-palnął z głupia frant Autolikos. Eeeeeee- zwątpił Miodojad patrząc na stojącą obok babcię w moherowym berecie z transparentem ,,Ziemia jest płaska. Kopernik jest pierdolnięty,,T o się nie przyjmie. A może skalp z Gregoriusa najlepszym beretem? Eeeee- Też mi hasła-Scyzor machnął ręką. Macie pomysły. Kopernik- krzyknął do babci. Wstrzymaj Ziemię bo ja wysiadam Panowie. Tu nie wojsko. Tu trza myśleć. Mówiąc te słowa gdzieś pobiegł.

Gdy widzę kota, koło płota
Zawsze mu paszczę butem rozpłaszczę
śpiewał wesoło kat szykując się do roboty. Kat nosił specjalną maskę na twarzy by skazaniec go nie rozpoznał i póżniej nie mścił się na nim. Stanął obok pnia z wbitym w niego toporem i założywszy ręce czekał aż przyprowadzą skazańca.Co robić-Retusz czochrał się po głowie. Na pochyłe drzewo i Salomon nie naleje-stwierdził Glass. Tłumy otaczające miejsce każni zaczęły się zbliżać do miejsca egzekucji. Pożądku pilnowało kilka oddziałów straży z halabardami. Rycerze stali w kupie zafrasowani obok gawiedzi która oglądała swoje ulubione Koło Tortury. Rozpięty na nim jakiś nieszczęśnik darł się w niebogłosy gdy tylko któryś z gapiów zakręcił kołem W powietrzu unosił się zapach tysięcy nie mytych nóg. Szkoda chłopaka.-bąknął któryś. Powinniśmy coś zrobić. Nagle jak z pod ziemi pojawił się Kita. Miał na głowie szeroki kapelusz z piórem i ubrany był w długie sięgające za kolana buty. Przy jego boku lśnił wąski rapier. Wyglądał jak Kot w butach. Masz jakiś pomysł?-spytał ktoś z nadzieją. Ten skinął głową. Tak ja odwrócę uwagę tłumu a Dziad ze Scyzorem zajmą się katem. Ale na początek.....Kita odpiął ubranie i wyciągnął szeroki pas wypełniony prochem. Dobrał do niego odpowiedniej długości lont. Trzeba narobić trochę huku i smrody. Gdy będziemy uciekać Weż, to gdzieś podłóż- zwrócił się do Miodojada. Powinno wybuchnąć w czasie największego zamentu. Trzeba będzie Fazika gdzieś ukryć-wtrącił Retusz. Może powinien wyjechać na Litwę?. Do Kowna na przykład. Albo na jakieś Karajeby? Karaiby chyba-poprawił Autolikos. Oooooo! Kogo widzę- usłyszeli jakiś głos Zobaczyli nieznajomego z knajpy przez którego wybuchła cała afera. Prowadził pod rękę jakąś wielką szerokopleczystą babę w zapasce i obwiązaną chustką gębą. Wesoła ferajna Saddama Husajna-zażartował. Nic nie kombinujcie- pogroził palcem. Ja się wszystkim zajmę I odszedł razem z olbrzymią niewiastą. Co to za dziewczyna-zapytał Jogi jakiegoś gapia. Panie. To pewnie kurew jakaś. Dlaczego Bo ten młody futro miał Pewnie jej chciał dać.... Tymczasem przez tłum zaczął torować sobie drogę oddział prowadzący skazańca.. Fazik miał dumnie uniesioną głowę choć był nieco blady. Niektórzy zaczęli tupać nogami i buczeć. Inni współczuli przystojnemu rycerzowi. Koło zamku chlupnęła woda. Ktoś umarł z żalu i wpadł do fosy. Fazik powoli wchodził na szafot. Kat splunął w dłonie i ujął topór. Pies Szczurek zaszczekał ostrzegawczo i pokazał kły. No co?-powiedział kat do Fazika. Głowa do góry. Nie bierz tego do siebie. Osobiście nic do ciebie nie mam. Praca jak każda inna Robota jak kibel. Chodzę bo muszę. Kładż głowę na pieńku. Obiecuję że nie będzie bolało. Sam sobie kładż-odpyskował skazaniec. Ale tobie się pomerdało ze stresu-kat pokręcił głową. Przecież to nie mnie mają łeb ucinać.-zdziwił się kat i kopnął Fazika w zadek. No dalej. Egzekucję masz. To najważniejsze wydarzenie w twoim zakichanym życiu. Fazik rozejrzał się i postanowił zejść z szafotu. Kat ruszył za nim. Ej, ej koleś? Gdzie leziesz?. Nie psuj zabawy Złapał go za ramię i siłą układał głowę na pieńku Pójdziesz prosto do nieba. Bóg cię kocha a tu wszyscy uważają cie za zwykłego dupka. Poza tym masz dla mnie pieniążek?-nawijał kat. Tradycja taka. Tylko talara w drobnej amunicji-wysyczał skazaniec. Kat podniósł topór....... Nim oprawca zdąrzył się przymierzyć pojawiła się na szafocie wielkiego wzrostu i postury niewiasta. Znowu!!!!- ryknął zawiedziny tłum. Baba zarzuciła Fazikowi na głowę jakąś powycieraną szmatę i jak nie ryknie basem. Mój ci on Mój Nie oddam go katu! Beeeeeeeee!-wrzasnął plebs. Cholerne baby Przez nie od pół roku nie może się odbyć porządna egzekucja-narzekała publiczność. Nasz kat zdechnie z głodu- gardłowała jakaś przekupka z koszykiem jaj. Daj kobito żyć człowiekowi Dzieci na studiach ma. A nasz kat pracuje przecież na umowę zlecenie i płacą mu tylko za wykonaną robotę! Ppppppani!-kat wreszcie odzyskał głos Ccccco to jeeeest?! To porządna egzekucja a nie jakiś koncert życzeń.- protestował gapiąc się na kobietę. Co się pan tak gapi-zadudniła grubym głosem niewiasta. Żona biustu nie ma? Swoje prawa znam!. Nałęczką go nakryłam i już! Taki obyczaj i prawo. A który to już raz w tym roku?-zaprotestował kat. Baby notorycznie przeszkadzają mi w egzekucjach! To co?-rykneła baba aż Fazikowi zafalowały włosy. Zakonnicą mam zostać? Never!!!!!! Nagle nie wiadomo zkąd pojawił się braciszek Tuck i wdrapał się na szafot. Niech Bóg by miał wtedy w opiece księzy. Zabieraj go niewiasto-oświadczył głośno. Starym obyczajem ta panna ratuję ci życie młodzieńcze. Hę?-zdziwił się Fazik że jest młodzieńcem.ale nie protestował. Hałas wsród tłumu robił się coraz większy. Pies Szczurek wskoczył na szafot i zaczął obszczekiwać kata. Ten usiłował kopnąć bestie. Ty synu spoconego Wołocha i garbatej glisty-wrzasnął Scyzor. Kop śmiało! Był szczepiony. Ze suką sąsiada-zaśmiał się Jogi. Kat widząc bydle wielkości niedżwiedzia dał spokój. No dalej-zachęcił Fazika braciszek Tuck. Z prochu powstałeś to wstań i się otrzep. Fazik otumaniony jeszcze pokiwał potakująco głową. Kat machnął ręką zrezygnowany. Zmykajcie już. Robotę mam. Dupta sie jak chceta. Toż to oszukaństwo-rozsierdził się siedzący na trybunie honorowej burmistrz z nadania Białozembatego. Jakie oszukaństwo uspokoił stojący obok niego Jaksa. Zwykła polityka.Grupa rycerzy wzieło się pod boki i zaśpiewali w stronę burmistrza.
Idzie Grześ przez miasto
Czapkę w ręku niesie
Jak mu wypierdolim
To się nie podniesie.
Scyzor poklepał Fazika po plecach. A ja już zamówiłem dla ciebie komplet wypoczynkowy.-zmartwił się. Co?-zdziwił się świeżo uratowany. Trumnę i dwa świeczniki. To możesz odsprzedać temu-Fazik pokazał palcem następnego skazańca. Następnym klientem do topora był słynny zbój Masa. Był twardzielem. Zanim sam położył głowę na pieńku wykrzyknął głośno. Niech żyje Janosik!!!. Z tłumu wyleciała jakaś cierpiąca na łysienie plackowate bezzębna starucha i zarzuciła mu szmatę na głowę. Pryskając śliną wrzasnęła. Mój ci on! Mój! No nieeeeeee-westchnął tłum współczując zbójowi. Zbój spojrzał na babę, potem na kata i wyszeptał proszącym spanikowanym głosem. Mistrzu małodobry, nie słuchaj tej baby bo pierdoli głupoty. Rób za co ci płacą. Tłum zaklaskał z aplauzem. Kat podniósł topór.....i wtedy jak nie pierdyknie.....Potężna eksplozja rozsadziła rynkową latrynę. Wszyscy momentalnie zostali pokryci cuchnącą mazią. O kurwa!-zaklął kat spoglądająć na swój nowiutki katowski niedawno uszyty uniform pokryty starym gównem. Co za dzień. Następnie z rozmachem rąbnął toporem o ziemie. Pierdole, nie robie-powiedział. I sobie poszedł Zbój korzystając z zamieszania gdzieś się zmył. Od wybuchu w latrynie zajęła się ogniem sąsiednia kamienica gdzie odbywało się właśnie wesele. Z pożaru pan młody wynosił właśnie swoją świeżo upieczoną żonę. Ze sztątków publicznego sracza wypełzł Miodojadek cały umazany gównem. Widząc to zszokowany Retusz konstatuje. Misiek, ja pierdziu czy ty kurcze nie widzisz różnicy miedzy pszczołami, a muchami? Miodu nie w tym ulu szukałeś. Misiek rozłożył ręce. Kita mówił żebym narobił smrodu i zamieszania. Więc zaminowałem rynkową latrynę. Ale chyba za bardzo skróciłem lont a że zachciało mi się akurat siku......Kita parsknął śmiechem. Nie o taki smród mi chodziło, ale niech tam. Grunt że się udało. Klątwy i wyzwiska zgromadzonych na placu nie miały konca. Nasza prywatna publiczna toaleta-rozpaczał jakiś obszarpaniec. Niektórzy z ciekawością oglądali szczątki zrujnowanego sracza. Nie czyszczona dawno-mędrkowali. Gazy się zebrały i wywaliło. Pamiętacie co się stało jak kiedyś pierdnąłem w stronę ogniska? Fazik chyba za bardzo jeszcze nie doszedł do siebie po stresach bo ukląkł przed tą wielką babą i i oświadczył. Pani. Jestem twój. Może jesteś diabłem ale pojmę cię za żonę. Baba obrzuciła go zdziwionym spojrzeniem Diabeł nie śpi z byle kim rycerzyku A poza tym na twoim miejscu bym uważał. Tyle się teraz mówi o AIDS. Po czym niewiasta ściągnęła chustę zakrywającą jej twarz. Ukazało się obleczone złośliwym uśmiechem oblicze Taplarskiego Dziada./ Fazik zemdlał.
KONIEC
Miś Miodojad



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatni zajazd na Retuszkowo. Część III

Jezuuuuuu, ale nas sprali-powiedział prezes Glizdowicz do kapitana Samogwałta. Może powiedzmy to w ten sposób że zajęliśmy zaszczytne drugi...