poniedziałek, 12 listopada 2018

Pomarszowe refleksje.

Dzień wczorajszy należy do historycznych, do niezapomnianych,budujących, wzniosłych i triumfalnych. Po latach pseudoliberalnej platformerskiej smuty, gdy starano się odrzucić Boga i wszelkie poczucie narodowej tożsamości a zaszczepić nam to co sprośne, bezwstydne, pikantne i wulgarne. Wczoraj było widać że mimo prób rozpuszczenia nas w międzynarodowym tyglu pomimo grożnych pomruków brukselskich oficjeli i ich medialnych sługusów Naród zademonstrował swoje przywiązanie do Ojczyzny i na przekór wszystkiemu wykrzyknął; Jesteśmy wolni! Jesteśmy panami u siebie!!! Warszawska ulica  wydawała mi się rozśpiewana, młoda, rozkołysana poczuciem patriotyzmu. Mnie, pomimo swojej maski wesołka jestem raczej człowiekiem wyrachowanym i zgryżliwym, takim co raczej woli mierzyć i ważyć niż ulegać emocji chwili zakręciła się w oku łza wzruszenia co w moim przypadku jest dość rzadkie. Płacz Władek płacz, Bo jak prawdziwy chłop płacze to musi być święto-powiedział Pawlak do Kargula i miał całkowitą słuszność. Jednak jeszcze parę dni temu wszyscy mieliśmy obawy jak to święto nam się potoczy. Jak wiele razy w naszej histori mogły to zniszczyć partyjne interesy i polityczne ambicje. Może wielu tego nie mówiło ale każdy czuł że zarówno strona narodowa jak i rządowa ma w organizacji tego marszu swoje cele i każda z tych stron zechce postawić na swoim. Po absurdalnym postanowieniu HGW i wzięciu po tym MN pod patronat Prezydenta i Premiera istniały uzasadnione obawy że będą dw marsze i znów pójdziemy podzieleni. Każda ze stron miała swoje racje i słuszność. To narodowcy stworzyli i urzeczywistnili ideę Marszu Niepodległości. W czasach gdy dumną polską flagę usiłowano schować do kąta, a podczas świąt narodowych królował tandetny orzeł z czekolady i Bóg raczy wiedzieć z jakich powodów różowe baloniki. Realizowali ideę patriotyzmu wbrew wszelkim przeciwnościom. Prześladowani, opluwani, obrażani najhaniebiejszymi słowy a nawet bici, trwali przy biało czerwonej każdego 11 listopada. Za to im należy się nasza wdzięczność i szacunek. Były obawy że Marsz dostający formułę uroczystości państwowej nie straci na swej spontaniczności. Na szczęście stało się dokładnie odwrotnie. Zyskał nowy wymiar, siłę i moc przy której grożne pomruki sprzedajnych mediów brzmiały niczym popiskiwanie nadepniętych nieostrożną nogą kundelków.Szliśmy razem połączeni wspólną ideą i umiłowaniem Ojczyzny. Ktoś powie, Święto jak każde święto skończy się. A marsz dotrze do końca trasy i ludzie się rozejdą d domów. To prawda Ale zostanie coś czego nie zapomnimy. Poczucie wspólnoty siły i zrozumienia. Nie mam złudzeń. Wrócą spory i różnice poglądów. To normalne wśród wolnych ludzi posiadających Niepodległą Ojczyznę. To nasze prawo mieć własne zdanie. Ale może gdy w ferworze ostrej dyskusji zechcemy rzucić grubym obrażliwym słowem to przypomnijmy sobie ten marsz. Gdy szliśmy dumni, zjednoczeni, szczęśliwi. Jak bracia. Którymi zresztą jesteśmy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatni zajazd na Retuszkowo. Część III

Jezuuuuuu, ale nas sprali-powiedział prezes Glizdowicz do kapitana Samogwałta. Może powiedzmy to w ten sposób że zajęliśmy zaszczytne drugi...