wtorek, 22 stycznia 2019

Zagadka Orfeusza.


Do wypełnionego letnim żarem pokoju wpadła brzęcząca pszczoła. Chwilkę polatała po pokoju wokół żyrandola, następnie zaplątawszy się w okienną firankę machała bezradnie skrzydełkami. Po chwili oswobodziła się i wyleciała przez uchylone okno. Pawej odłożył obój. W mieszkaniu w którym przed chwilą rozlegała się leniwa muzyka preludium Popołudnia fauna Debussy’ego . było już tylko słychać rytmiczne cykanie zegara.Uchylił drzwi balkonowe jak szeroko. Wiatr się wzmagał. Niesie z rozpalonego wnętrza miasta drobiny piasku. Można się nim upić, tym wiatrem. Zachłysnąć, oszołomić, do głębi nałykać pożadanego chłodu. Jakaś turystka w dole wachluje się mapą turystyczną, że niby tak jej nudno i gorąco. Znał takie jak ona. Płaska, pospolita twarz bez śladu makijażu, na opitolonych jak po tyfusie mysich włosach szmaciany kapelusz . W oddali leniwie kręciło się koło pionowej karuzeli ustawionej tu jakiś czas temu przez obwożnego rozrywkowego przedsiębiorcę.Leniwym gestem sięgnął do kieszeni, wyjmuję papierosa. Strzela zippo, ogień parzy palce, którymi starał się osłonić go od wiatru. Chwilę intymnego spokoju przerywa dzwonek do drzwi. Drażniący, bezczelny niczym sprzątaczka z czasów PRLu włażąca ze szmatą do hotelowych pokoi zajętych już przez zajnującymi się swoimi sprawami goścmi.Westchnął i otworzył drzwi. Robert!- Uśmiechniętą twarz kumpla okrywała opalenizna jakiej można się dorobić tylko w solarium lub nad ciepłym, egzotycznym morzem. Jak tam w Grecji? Już wróciłeś? Widząc na twarzy gościa oprócz uśmiechu radości ze spotkania się ze starym kumplem wyraz jakiegoś przygnębienia połączonego z napadem kurwicy Paweł machinalnie zawołał. Kawy?-przybyły popatrzył jak by ten gadał od rzeczy ale w koncu machnął ręką i powiedział. Zrób. Ale takiej by łyżeczka stała. Dziś mi już nic więcej nie jest w stanie podnieść ciśnienia. Co się stało-zapytał Paweł widząc frasunek na twarzy kumpla. Ten machnął ręką. Teraz to już nieważne. Jak wiesz byłem na tych wykopaliskach . Kazastanos, ten mój kumpel i wykładowca archeologii co mnie ściągnął na Samos odkrył tam zagrzebane w ziemi ruiny malutkiej świątyni poświęconej Erosowi i Afrodycie. Pojechałem i kopaliśmy. Znalezisko było dość stare. Wybudowana była w czasach tak zwanego greckiego średniowiecza. To jest po upadku kultury Achajów wynikłym z powodu najazdu Dorów z europy środkowej. To dość tajemnicze czasy Grecji przedklasycznej. No wiesz. Przełom epoki brązu i żelaza. No nieważne. W każdym razie w trakcie wykopalisk znależliśmy kawał płaskorzeżby z tego okresu. Przedstawiała fauna i pokryta była jakimś dziwnym zapisem. Był też grecki napis oznajmiający że to pieśń miłosna Orfeusza. On istniał-zdziwił się Paweł. Myślałem że to mit? Robert wzruszył ramionami. Może mit, może nie. Mógł istnieć jakiś starożytny bard którego życie obrosło legendą tak że po wiekach wydaje się że to postać mityczna. Niektórzy i dziś wątpią w istnienie Homera, a przecież Iliada i Odyseja sama się nie napisała. Ale ad rem. Płyte zauważyli zakonnicy z niedaleko położonego monastyry. Nie wiem dlaczego ale strasznie ich zdenerwowała. Wykłucali się całe dnie z ekipą archeologiczną. Nie znam greki więc zrozumiałem tylko tyle że mówili o jakimś szataństwie. Jednej nocy płaskorzeżba zniknęła....wyobrażasz sobie? Pewnie ukradli gnojki. Jedyny dowód że Orfeusz mógł istnieć naprawdę. Zdobył by człowiek troche sławy a tu marzenia się posrały. Ale ja zrobiłem ręczny zapis tego dziwnego kodu. Dałem go kumplowi. Jest niezłym informatykiem. Interesuje się kryptologią. Pomęczył się pogłówkował...i jest. Robert wyciągnął zeszyt. Taki jaki mają dzieciaki w podstawówce do nauki muzyki. Był zapisany nutami. Ten zapis który zdążyłem skopiować to była jakaś pierwotna forma zapisu dzwięków.Ojciec Darka no tego informatyka, jest neurologiem. Powiedział że to raczej przypomina mu zapis fal mózgowych niż piosenkę.W sumie nuda. Teraz gdy tat ablica znikneła i nie mam dowodów to już bezwartościowe. Kazałem Darkowi skasować tamte pliki a to miałem wyrzucić...ale przypomniałem sobie o tobie. Mnie to już na nic a ciebie może zainteresuje. Robert wielkimi chaustami dopijał kawę jak by się śpieszył. Lecę.-oświadczył Marta wróciła z Włoch, a niewidzieliśmy się dwa miesiące. Pożegnał się i wybiegł,Paweł żegnając go w drzwiach zauważył kręcącą się niczym wieżyczka czołgu głowę Walisiakowej. Okropnego, podobnego do ropuchy babska będącego jego sąsiadką.Paweł pokręcił głową. Nie cierpiał baby. Nie wiedział czy swojego męża bardziej wykończyła paskudnym charakterem czy upiornym wyglądem. Zamknął drzwi i przez chwilę ulegał mocy leniwego popołudnia. Zerknął na nuty. Na oko około 20 minut utworu. Wydawał się monotonny, poprzerywany jakimiś interwałami wibracji. Co mi szkodzi...sięgnął po obó. Po namyśle wyszedł na balkon wyglądający na ulicę. Nuty płynęły wolno, gęste niczym syrop wypełniając każdą szparę. Wciskając się w przestrzeń ulic i unosząc w ciepłym powietrzu. Paweł poczuł dziwne mrowienie w palcach. Utwór nie miał określonej linii melodycznej. Był monotonną frazą poprzecinaną mniejszymi bąż większymi modulacjami. Zdawało mu się że w początkowej części słyszy stary szlagier Moon River ze słynnego filmu Śniadanie u Tiffaniego który póżniej przeszedł w nostalgiczną francuską pościelówę Jet taime by całość zakończyć znanym Nie płacz kiedy odjadę. Ale to wszystko mu się tylko zdawało. Grało w jego głowie. Utwór w każdym wyzwalał jakieś ukryte emocje.

Walisiakowej, 68 letniej emerytce wydawało się że śmierć już jej prędzej zagra marsza osełką na kosie niż zazna szczęścia w życiu. Po chwili zobaczyła w drzwiach 34 letniego listonosza Romana Walczaka który co miesiąc dostarczał jej emeryturę. Ten spojrzał w jej oczy i stanął jak wmurowany. Tak- powiedziała muzyka listonoszowi która Walczakowi opętała przysadkę mózgową a płaty czołowe połechtane nagłym nagłym wyrzutem chormonów roztoczyły przed oczami listonosza cudowną fatamorganę. Patrzył wzruszony jak dwie kropelki drżą w kącikach oczu Walisiakowej. Żyłam tu sama przez te wszystkie lata a ty mnie kochałeś.....Listonosz przygarnął jej kochaną główkę do piersi. Całuje kostropaty perkaty nos.Uwolnione z biustonosza piersi kusząco zwisają ku podłodze sutkami sięgając cierpiących na puchlinę kolan Ekstaza wlała się w Walisiakową z impetem. Ciepła fala uniesienia zalała jej brzuch i poprzez rdzeń kręgowy trysnęła pienistą przyjemnością aż po sklepienie czaszki.

Magister Łachciak pracownik katedry etnografii i antropologii konsumując pulpety w sosie pomidorowym z Biedronki z gniewem myślał o tym idiocie rektorze i coraz trudniej ukrywał nienawiść do swych durnych kolegów niedoceniających jego wybitnych osiągnięć naukowych w badaniach zwyczajów inicjacyjnych myśliwskiego plemienia Samojedów znad rzeki Ob na Syberii. Pochłaniał pulpety ze słoika na przemian myśląc o socjologicznym podłożu onych zachowań interesującej go kultury przeplatając wizjami Eweliny Marciniakowej. Seksownej 39letniej żony Eugeniusza Marciniaka, początkującego biznesmena zajmującego się handlem artykułami metalowymi. Marciniakowa była obiektem erotycznych snów 35 letniego samotnego naukowca ale niestety nigdy na niego nie zwracała uwagi Nawet wyniośle ignorowała jego pełne pokory ,,dzień dobry,, gdy mijali się na klatce schodowej. Magister Łachciak nie raz widział oczyma wyobrażni wchodzącą do pokoju sąsiadkę i przed rzuceniem się mu w ramiona ściągająćą bluzkę ukrywająćą imponujących rozmiarów piersi. Jego myśli przerwało nagle gwałtowne szarpnięcie drzwiami w których niby spełnienie marzeń stanęła Ewelina Marciniak. Docent Łachciak w jednej chwili stracił połowę pewności siebie. Sąsiadka zaczęła się nagle rozbierać ale nie od góry tylko od dołu. To znaczy od spódnicy i rajstop. Kocham cię..powiedziała mu gdy ze łzami pełnymi oddania pocałowała go w usta pachnące cudownym zapachem pulpetów w sosie pomidorowym z Biedronki. O godż 14-50 jego kochanka dostała nagle uśmiech Giokondy ukąszonej przez pszczołę w miejsce którego da Vinci nie uwiecznił na swym obrazie. Z rozmachem strzeliła magistra Łachciaka w twarz i wybiegła .Magister Łachciak powoli dochodził do siebie. Przypomniał sobie prawie wszystko. To że to była prawda a nie sen świadczyły czerwone majteczki Eweliny zwisające z półki na której stało ekskluzywne wydanie ,,Życia seksualnego dzikich,, Bronisława Malinowskiego. Nie mógł sobie tylko przypomnieć o której mąż sąsiadki wraca z pracy. A o którym słyszał że namiętnie trenuje boks.....

Paweł odłożył obój. Czuł się dziwnie wyczerpany ale złożył to na karb upalnej pogody. Z pod stojącej dalej karuzeli dochodziły go jakieś piski i wrzaski. Na ulicy wszystko się kotłowało. Kątem oka zauważył wybiegającego z budynku Listonosza Marciniaka. Miał rozchełstaną koszulę i jak się wydaje podbite oko. Położył się na łóżku i zasnął. ......Bum, bum bum-obudziło go walenie do drzwi. Paweł! Jesteś tam?-usłyszał wołanie. Otworzył zamek. W drzwiach stał dzielnicowy, Staszek Glanc. Kumpel z kawalerki Pawła i sąsiad mieszkający piętro wyżej. Słyszałeś paweł?-zaczął ktoś się wreszcie dobrał do naszej Wolnej Europy-zaczął sierżant sztabowy Coooo-zdziwił się Paweł. Ano miałem zgłoszone usiłowanie gwałtu. Dzwoniła że ze strony listonosza Marciniaka. Tyle że Marciniak pierwszy przyleciał na komendę żaląc się że baba go molestowała po czym walnęła w czoło aparatem do mierzenia ciśnienia. Glina obtarł czoło. Takiego dnia jak dziś nie miałem od początku służby, a za tydzień odchodzę na emeryturę. Masz coś do picia? Paweł widząc twarz kumla polał solidną porcję łiskacza którą doprawił odrobinką coli. Staszek sirbnął tęgiego łyka. Po służbie już to mogę-mruknął na usprawiedliwienie. Powiedziałem że Walisiakową przesłucham po godzinach. Wiesz co ci powiem? To usiłowanie gwałtu to nic. Między 13/30 a 13/50 wszystkim na tym osiedlu odpierdoliło. Józek Glapa o ty godzinie zatrzymał karuzelę. Opuścił portki i zprowodzoł sobie z karuzeli na dół siodełko po siodełku baby co tam się karuzelowały i posuwał każdą co tam siedziała. A był ich cały autobus sztuk czterdzieści dwie bo to była wycieczka z koła gospodyń wiejskich z jakiejś wiochy z pod Ustrzyk Dolnych. Zerżnął wszystkie. I takie co miały lat dwadzieścia i tym z siedemdziesiątką na karku nie odpuścił I wyobraż sobie te cholery się wcale nie broniły ino jeszcze się nadstawiały. Pociągnął kolejnego solidnego łyka. Tera Józek leży w szpitalu na intensywnej terapii w stanie skrajnego wycieńczenia.Ku...wa mać!-wykrzyknął Paweł. Ale to nie jedyny taki przypadek. Mamy już pełną komendę i nie mamy gdzie unieszczać zatrzymanych. Straż obiecała użyczyć remize. W przychodni doktor Banasiewicz co miał dyżur zgwałcił pacjentkę z gorączką, dwie pielęgniarki oraz dentystkę z asystentką. Na dodatek rencistę Eustachego Bolączkę, ale tego jak twierdził w zeznaniach to z rozpędu. Bolączko to właściwie homoseksualista i się nie skarżył ale odczuwał bóle krzyża a teraz na dodatek twierdzi że wskutek niedelikatności doktora Banasiewicza dostał jeszcze rwy kulszowej. Na dodatek Mietka Sabiniukowa. Ta co sprząta w szkole. Baba prawie pięćdziesiątka na karku a rozprawiczyła sprzątając salę gimnastyczną całą drużynę piłkarską z gimnazjum nr 4 razem z bramkarzem i rezerwowymi. Sabiniuk też siedzi bo jak przyszedł z roboty i dowiedział się co jego baba wyprawia to ją chciał zatłuc wałkiem do ciasta. Mieliśmy też zgłoszenia o obrazę moralności. Gienek Rymko gonił swoją suczkę rasy pudel po ulicy z przyrodzeniem w garsci a na przystanku-Stasiek wyciągnął jakiś papier i zaczął czytać, Obywatel Zenon W czekając na powracającą z zakupów żonę dokonał aktu kopulacyjnego ze swoją szwagierką Anetą S na przystanku autobusowym lini 21. Zajście to obserwowała grupa nieletnich w wieku szkolnym. Wracająca autobusem z zakupów żona Zenona W Janina W widząc z daleka co się dzieje wpadła w szał. Zaatakowała fizycznie i werbalnie nietykalność cielesną swej siostry wykrzykująć słowa; Ty kurwo,zawsze to podejrzewałam. Kłaki ci powyrywam i ślepia wydrapię. Zenon W pragnąc rozdzielić walczące siostry został przez nie obie zaatakowany. Przez swoją żonę butelką szklaną soku jabłkowego firmy Tymbark a szwagierkę obcasem buta. W skutek bicia połączonego z okrzykami Ty chuju i zboczeńcu doznał licznych urazów twarzoczaszki i znajduje się obecnie na oddziale chirurgii plastycznej.Paweł ledwie go słuchał. Wszystko zaczynało mu się spinać w logiczną całość. Wszystkie te akty seksualnej nadpobudliwośći zdarzyły się na terenie jego osiedla i dotyczyły sąsiadów i znajomych. Chole....sterol-zaklął niewulgarnie. Staszek dopił drinka i założył służbową czapkę. A wiesz że i na plebani było ciekawie? Nasz proboszcz asceta wzdychający do swej gosposi niczym średniowieczny Abelard do Heloizy w tym czasie też sobie uświadomił że ona ma tyłek.Wiesz. Dobrze że kończę już służbę. Chłopaki z popołudniowej zmiany biorą się teraz za przesłuchiwanie klientów i obsługi marketu. Tam dopiero był burdel i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Gra w słoneczko uprawiana kiedyś przez nastolatków w gimnazjach to niewinne igraszki przy tym co tam się działo. No lecę-Staszek podał mu rękę. Muszę zjrzeć do chałupy i sprawdzić czy u mojej starej nie było akurat hydraulika-usiłował zażartować ale wyrażnie było widać że nie jest mu do śmiechu. Paweł został sam pogrążony w myślach. Więc natym polegała zagadka Orfeusza. Mitycznego barda który swoim graniem potrafił nawet oczarować Cerbera strzegącego Hadesu. Na odpowiednim dostrojeniu wibracji dzwięków do fal mózgowych. Gdyby ktoś wykorzystał tą wiedzę mógł by trzymać za gardło całe narody, Mógłby skłonić ludzi do głosowania na określoną partię. Poparcia swoich idei. Zmusić do realizowania własnych projektów. Co za cudowne narzędzie dla wszelkiej maści dyktatorów i domorosłych Hitlerków. Wystarczyło by nadawać muzyczkę o określonej wibracjii przez radio. A gdyby on tak poszedł tą drogą-Pawła zaczął diabeł kusić. Znał tajemnicę orfików odprawiających w starożytności swe misteria. Zdobył by sławę, pieniądze, został by muzycznym geniuszem przy którym Mozart byłby niczym podrzędny śpiewak disco polo. Zdusił w sobie tą myśl. Mamy dwudziesty pierwszy wiek. Uczeni rozebrali by jego nuty na części pierwsze. Zrozumieli by prędzej czy póżniej zasadę rządzącą orfickimi dzwiękami. Misteria orfickie. Ciekawe jakie melodie wygrywali orficcy kapłani. Czy ktoś przygrywał Spartanom Leonidasa w termopilskim wąwozie? Co podśpiewywał sobie Fillipides gdy biegł z wieścią do Aten by zanieść wieść o zwycięstwie pod Maratonem? Czy żołnierze Aleksandra podbijający perskie imperium mieli orfickich bardów?. Czy niesamowity wzrost kultury starożytnej Grecji był wynikiem wspomagania mózgu orfickimi rytmami? Pytań było wiele. Robert, młody archeolog otarł się o tajemnicę. Ale to mnich który ukradł płaskorzeżbę miał rację. Pewnych rzeczy z przeszłości nie powinno się odkopywać. Powinny zostać zakryte. W ręku Pawła błysnęła strumieniem ognia zapalniczka. Płomień przez chwilę lizał papier nutowy, który po pewnym czasie zaczął brązowieć i się zwijać. Wkrótce pochłonął tajemnicę Orfrusza na zawsze.

Dwa dni póżniej gazety podały króciutką wzmiankę jakby wstydliwie że zatrzymano właściciela apteki pod zarzutem niewłaściwego składowania przeterninowanej viagry co jak podejrzewano w skutek wysokich temperatur doprowadziło do ztrucia powietrza. Jednak po śledztwie zwolnono go z braku dowodów winy. Większość spraw o gwałt umożono bo jak wynikło w trakcie przesłuchań do stosunków dochodziło za obopulną zgodą. Tylko kilkadziesiąt spraw o alimenty znalazło swój finał na sali sądowej
KONIEC MIŚ MIODOJAD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatni zajazd na Retuszkowo. Część III

Jezuuuuuu, ale nas sprali-powiedział prezes Glizdowicz do kapitana Samogwałta. Może powiedzmy to w ten sposób że zajęliśmy zaszczytne drugi...