wtorek, 29 stycznia 2019

W letnią noc...

Gdy młodość ci we mnie tryskała wesoło,
Trwoniąc swój czas i moc,
Spotkałem ja ciebie w sukience błękitnej
W tę ciepłą lipcową noc.

I warkocz ty miałaś misternie spleciony,
I oczy jak szmaragd zielone,
Włos rudy jak płomień szalony
I usta jak miłość czerwone
Zawiodłem ja Ciebie w łan zboża, jak żniwiarz
Co zbiera już plon dojrzały
A kłosy od ziaren ciężkie swoje głowy
Przed nami z szacunkiem schylały.
I jaśmin zapachniał, a włosy twe rude
Na słomie gniecionej płonęły....
Zniknęłaś gdzieś póżniej. Słyszałem umarłaś.
Mi ślady po Tobie zginęły.

Czy prawda to była, czy majak, już nie wiem,
Bo czas mi tak szybko płynie.
Choć stary już jestem zapomnieć nie mogę,
O pięknej i rudej dziewczynie.

A gdy raz ostatni mi słońce zaświeci.
Bóg zechce mnie zabrać do siebie.
Gdy żywot mój grzeszny przed okiem przeleci...
Czy znajdę się w niebie?

To nie wiem.

Przyjdź do mnie z warkoczem w sukience błękitnej
I zabierz.... Daleko... Do siebie.
Zaplotę ja rękę na twoim warkoczu
I znajdę się w swoim niebie.

Niech wiedzie mnie blask, Twoich oczu zielonych.
Chcę takie ostatnie wspomnienie,
Nie będę żałował tamtych lat szalonych,
Ze śmiercią podobną do Ciebie.

1 komentarz:

Ostatni zajazd na Retuszkowo. Część III

Jezuuuuuu, ale nas sprali-powiedział prezes Glizdowicz do kapitana Samogwałta. Może powiedzmy to w ten sposób że zajęliśmy zaszczytne drugi...