czwartek, 29 listopada 2018

Świąteczna Apokalipsa część druga


Był wieczór. Na dworze szalały tumany śniegu. Mała kometa furkocząc ogniem przeleciała nad kontenerem ze śmieciami i artystycznie zaryła w zaspę która utworzyła się na stojącej tam drewnianej sławojce. . Ze stojącej w pobliżu budy skleconej z falistej blachy i jakichś odpadków wychylił swój zaciekawiony nos Retusz. Złodzieje?-wyraził swoje przypuszczenie półgłosem. Był spokój tylko z pobliskich zabudowań wiatr niósł odgłosy jakiejś pijackiej zadymy. Nagle Retusz ze zdziwieniem usłyszał niosący się od strony kibla dzwięk brzęczących dzwonków. Co dziwniejsze śnieg był pełen śladów
zostawionych niewątpliwie przez zwierzę parzystokopytne. To na pewno delirium – pomyślał Retusz. Z budy wyjrzała reszta bandy zaniepokojona odgłosami więc Retusz ze zdziwieniem sobie przypomniał jak jeden doktorek w telewizji gadał kiedyś o zjawisku zbiorowej halucynacji. Nagle padł strzał. A kula furkocząc przeleciała nad jego głową. Retusz słysząc to skulił się i na wszelki wypadek wpełzł w pozbawione liści krzaki. Co się tam dzieje?-jęknął skacowanym głosem Fazik. Mamy chyba towarzystwo-burknął Scyzor. Przypuszczam że to jakiś zapomniany przez nas gość któremu zależliśmy za skórę. Wypełzli ze swej obskurnej budy. Na przedzie szedł Scyzor. Z wprawą jak u starego partyzanta poruszał się marszem ubezpieczonym. Reszta osłaniała go od tyłu. Przeczołgali się przez śnieg. Retusz uważnie wystawił głowę.. Co jest grane?huknął kolejny strzał. Nie radzę-ryknął Retusz. Celuje w ciebie co najmniej sześdziesięciu moich ludzi. Jesteś otoczony! Chłopaki rozejrzeli się zdziwieni dookoła szukając tak ogromnego wsparcia, zanim pokapowali że to fortel. Daję ci minutę na zastanowienie się i poddanie. W razie oporu otworzymy ogień! Ha!-potwierdził Dziad. Jako żywo! A żeby to.....usłyszeli. Chyba nie mam wyjścia. Glass na wszelki wypadek przyłożył do ramienia obrzyna wykonanego z kawałka ramy od roweru i odwiódł pochodzący z jakiejś osiemnastowiecznej flinty zamek skałkowy. Ktoś napisał donos, że pędzimy bimber... wyraził swoje przypuszczenie Miodojad ściskając tunningowaną sztachetę z żywicy epoksydowej uzbrojoną dodatkowo w trzy gwożdzie z nierdzewnej stali. Dobra-usłyszeli. Przypuścmy że tą rundę wygraliście. Oczywiście-wykrzyknął Retusz. Poddaj się a darujemy ci życie i zdrowie! No cóż- usłyszeli. Wasze na wierzchu. Wygrałeś Dziadku Mrozie. Że jak?-zdziwił się Retusz nazwany Dziadkiem Mrozem. Że niby ja to bolszewicki Mikołaj?-Reti się obraził. Jogi zapalił lampę na dworze. Pod ścianą gdzie stał kibelek siedział jakiś dziadyga brudny jak nieboskie stworzenie. Jego białe włosy i broda utytłane w zawartości wychodka wyglądały na rude. Gdzie ja jestem-zapytał oszołomiony typek. W naszym sraczu-wyjaśnił Retusz i splunął na ziemię.. Co ty tu robisz? To ściśle tajne-wyjaśnił koleś. Nic wam nie powiem.Jak ściśle tajne to powinieneś nam o tym powiedzieć. Rozwaliłeś nam kibel. Tamten łypnął na Retusza. W jego oczach błysnęła nadzieja. Nie jesteście od Dziadka Mroza? Nie Rosjanie? Gdzie?! Od kogo?! W łeb się uderzyłeś? Tu jest Polska. Uffff. To niema problemu-westchnął dziwny gościu. Ale ptica nie kurica, a Polsza nie zgranica, więc pewnie i tak wkrótce dostaniemy po kulce.-przekręcił przysłowie przybyły. Widzisz to?-wskazał ręką w lewo i dopiero teraz Retusz zauważył sanie zaprzężone w szóstkę reniferów. Sanie pokrywały dziury po kulach a w burtach tkwiły odłamki od jakichś pocisków artyleryjskich. Retusz przyjrzał się uważnie. W prawdzie starzec nie wyglądał na wariata, ale kto wie. Na dodatek śmierdział tak jaby świnia się pożygała. Popatrzył uważnie na przybysza. Resztki światła z brudnej lampy kotłowały się w wirujących płatkach śniegu. Coś ci powiem gościu-Retusz teatralnie podłubał w nosie z grożbą w oku. Coś mi się wydaje że robisz nas w konia. Masz szczęście że nie lubię tych dziwnych momentów gdy kopię dół na zwłoki a znajduję tam trupa którego zakopałem tam wcześniej. A żebyś wiedział u nas pełno takich miejsc.. No dobra, już gadam-przybysz wyciągnął z przepastnej kieszeni jakąś butelczynę i kieliszki.A tak wracając do meritum to dłuższa historia i bez wódki ciężko się opowiada...Pal diabli-ucieszył się Retusz. Skoro tak twierdzisz masz rację. Jak mus to mus..Niemniej jednak westchnął ciężko widząc jej niewielką pojemność. Spokojnie-odpowiedział gość widząc jego minę. To jest magiczna flaszka niedopitka. Nigdy się nie opróżnia. Ho, ho-ucieszył się Retusz. A więc cóż cię do nas sprowadza przyjacielu?-sięgnął sam po flaszkę i szybko polał. Otóż sprawa ma się tak-zaczął dziwny gość. Wiesz kim jest święty Mikołaj?-zapytał. Z grubsza tak-odpowiedział Reti. To krewniak Wróżki Zębuszki i Wielkanocnego Zająca. Łazi w czerwonej piżamie.. Znany u nas jako małpa w czerwonym. Mąż niejakiej Merry Christmas. Mikołaj ma jedną noc na rozdanie prezentów więc by zyskać na czasie omija najbiedniejsze rodziny. A wiesz kim jest Dziadek Mróz?- egzaminował dalej. Reti pomyślał chwilę. Czerwona świnia, Bękart Nadieżdy Krupskiej i syfilityka Lenina. Komunistyczny matoł. Facio z podziwem pokręcił głową. Przeryło mi beret, muszę se golnąć. Pociągnął zdrowo aż zagulgotało. Sięgnął po kiszonego ogórka których usłużnie przed chwilą Fazik przyniósł cały słoik.Gadasz do rzeczy więc ci powiem. Święty Mikołaj to ja. Dziadek Mróz to ruska podróba.. Po upadku Związku Sowieckiego nawiązał kontakty z tamtejszą mafią. No co ty-zdziwił się Retusz. Mikołaj? Mikołaj to biskup i święty. A ty mi na księdza nie wyglądasz. Nie masz ani aureoli ani nawet koloratki.. Ale mam papiery na świętego, nie przerywaj. Więc Dziadek Mróz został mafiozem i zajął się początkowo dystrybucją narkotyków. Chodzi w podobnym do mojego czerwonym wdzianku-wskazał na pochlapane gównem swoje ubranie. Żeby dealerzy go rozpoznali. Towar roznosi w skarpetach gdy wchodzi przez komin. O cholera-Reti aż cmoknął ze zdziwienia. Mikołaj podrapał się po skołtunionej głowie. Jakiś czas temu przejął władzę nad tą całą organizacją. Korumpuje oligarchów, wojskowych, polityków. Chodzą słuchy że nawet ruski prezydent jest pod jego wpływem i bardzo się go boi. Mnie też chciał skorumpować ale nie chciałem z nim gadać. Dlatego postanowił mnie załatwić. Jak?- zapytał Retusz. Mikołaj wskazał na pokiereszowane sanie. Rakieta ziemia-powietrze. Goniła mnie od samego Kaliningradu. Dopadła mnie dopiero nad waszą chałupą-palcem wskazał budę zbudowaną ze śmieci i odpadków. Mikołaj westchnął jak ktoś bardzo zmęczony życiem i pociągnął bezpośrednio z flaszki. Mam dość. Ta robota robi się niebezpieczna. Bo widzisz ja jestem w zasadzie spokojnym bawarczykiem. Tam na mnie mówią Santa Klaus. Mam już miłą i przytulną chałupę niedaleko Monachium. Jakieś dwa tysiące metrów kwadratowych.-Mikołaj pociągnął kolejnego łyka z flaszki. Popatrzył na Retusza i ściągnął sobie z palca duży pierścień biskupi z bardzo żadkim czerwonym ametystem. Załóż-poprosił. Weż go sobie. Retusz mało myśląc wcisnął go sobie na palec. Pociemniało mu w oczach. Gdy znowu zrobiło się jasno zauważył że jego kufajka zrobiła się jaskrawoczerwona. Podobnie jak stara zimowa czapka uszanka obszyta teraz białym barankiem a i złachane filcowe buty czerwieniły się niczym usteczka wypindrowanej nastolaty. Drelichowe, robocze spodnie powypychane na kolanach też były tego koloru. Poza tym Retusz odczuł nagle jakąś wewnętrzną idiotyczną potrzebę roznoszenia prezentów. No-uśmiechnął się Santa Klaus. Mikołaj szyty na miarę twoich możliwości. Retuszowi jeszcze szumiało w głowie. Coś ty mi zrobił-wysapał grożnie. Nic- bąknął tamten. Wyznaczyłem następcę. Teraz ty jesteś Świętym Mikołajem. Widząc minę Retusza nieco się wystraszył. Nie za darmo rzecz jasna. Zarobisz w miesiąc tyle co sekretarka prezesa KGHM. Ja ci dorzucę portfel ze skóry złotej rybki gdzie kocą się pieniążki. Niestety cacko to ma limit dzienny ale na drobne wydatki ci wystarczy., i.....-popatrzył z żalem. Flaszkę która nigdy się nie konczy. A jak kiedyś będziesz chciał rzucić tą robotę to po prostu znajdż kogoś i daj mu pierścień. A poza tym bycie świętym ma pewne ciekawe aspekty. Zachowujesz zdrowię i sprawność dwudziestolatka. W razie urazów wszystko się momentalnie regeneruje.. Poza tym zyskujesz różne moce. Jak Batman czy inny Winetou. Z pewnym ociąganiem wręczył Retuszowi flaszkę niewypitkę. A zatem?-spojrzał wyzywająco. Biorę zlecenie-burknął Retusz. Cena jest odpowiednia. Masz jakieś zdjęcie tego łebka, Dziadka Mroza?. Tak. Proszę się z tym zapoznać-wręczył Retuszowi jakiś papier wydrukowany na komputerze.przedstawiający rozczochrańca z czerwonym kinolem. Retusz przypatrywał mu się z uwagą mrucząc coś pod nosem. Potarł w zamyśleniu białą, gęstą brodę która mu wyrosła w ciągu minuty do samej piersi. Zgrzytnął nowiutkimi białymi zębami które mu też się zrewitalizowały. Jestem Mikołajem-mruknął pod nosem. Chcę dobra wszystkich ludzi. Mieć dla siebie-dodał po chwili z wysiłkiem.i uśmiechnął się z zadowoleniem.. Moc pierścienia nie mogła go całkiem zniewolić. Sprawdzając swoje moce wykonał potrójne salto w powietrzu nad kontenerem ze śmieciami i rzucił połamanym znajdującym się w nim parasolem w stronę czającego się w zauku dresiarza.. Moc musiała być niezła bo opryszek z parasolką w dupie przebił ścianę z pustaków i poszybował gdzieś hen.....daleko. Póżniej skierował wzrok na sanie. Znam wiele opowieści o halucynacjach i zwidach ale latać zaprzęgiem reniferów to jest to!. Załóż moją czapkę-namawiał go ex Mikołaj. W tej jesteś za bardzo podobny do Dziadka Mroza. Ja już idę na emeryturę. Papież mógł to i mnie się należy. A teraz słuchaj. To co masz na sobie to służbowy mundur Mikołaja. W wewnętrznej kieszeni kombinezonu masz małą samochodową gaśnicę. Może się przydać w razie wpadnięcia z komina wprost w palący się ogień. W skład kompletu wchodzi też worek o dużej sile ssania. Znaczy się sam pakuje. Hasło do niego brzmi ,,Do wora!.. Teraz sanie.-pociągnął go w kierunku reniferów. Sanie mają hamulec tarczowy na powietrze. I prądnicę na biogaz znajdującą się w zadku Rudolfa. O widzisz te kable które z niego wychodzą? Rudolf ma bardzo czerwony nos więc się go wykorzystuje jako reflektor ze zmianą świateł krótkie długie. Niezłe-ocenił Retusz.a jego wzrok zatrzymał się na przestrzelinach kadłuba. Gdyby tu zamontować kabinę z lufą to miałbym pełnosprawny latający czołg. Santa Klaus pokiwał z aprobatą głową. Trochę tunningu by nie zaszkodziło. To prawdziwy galaktyczny ścigacz. Tylko trzeba uważać przy przekraczaniu bariery dzwięku, bo wtedy troszkę szarpie. Renifery zas....-tu się zawachał i spojrzał nieszczerze. No...tego....będą ci posłuszne. Rudolf! To wasz nowy pan! Rudolf nawet nie raczył odwrócić głowy. A. I jeszcze jedno-kontynuował ex święty. Musisz skombinować sobie swojego elfa bo ja tego zabieram. Zajrzał do wnętrza sań. Gerard! Wyłaż! Tak Panie-rozległo się w saniach i wyczołgał się z tamtąd gościu w zielonym ubranku i nieco szpiczastymi uszami. Lustrował okolicę wypłoszonym wzrokiem. Miał długie wąskie palce poplamione atramentem. Gerart bowiem zajmował się księgowością i odpisywał na listy które przychodziły do św Mikołaja. Retusz zrobił zdziwioną minę. Jak to? Nie ma Śnieżynki? To jest Śnieżynek-oświadczył wesoło Santa Klaus. Jestem gejem, ale Gerart jest strasznie niedotykalski więc nic z tego....No ale dziewczynki też lubię. Też-dodał po chwili widząc że Retusz niebezpiecznie poczerwieniał ze złości. Reti chrząknął niebezpiecznie. Wprawdzie dawno temu lubił oglądać Bolka i Lolka, ale nawet wtedy baczniejszą uwagę zwracał na Tolę.. A Merry Christmas-zapytał. Nie ma jej? Ex Mikołaj rozłożył ręce. A była, była. Tylko że ślubną obrączkę oddała w jakiejś knajpie za kufel piwa.. Od tego piwska to miała gębę czerwoną jakby z pół dnia stała przy ognisku. Zawsze twierdziła że nie jest gruba. Ale zdjęcie które jej zrobiłem w ostatnie święta jeszcze się drukuje, więc sam rozumiesz.. Retusz skinął głową i wskazał reszcie chłopaków sanie aby zajęli miejsce. Popatrzyli na swój barak zrobiony z pordzewiałej blachy. Reti ujął lejce. W jego głowie rozległ się głos reniferzycy Spryciuli. Strasznego podlizucha. Mamy zaszczyt powitać Państwa na pokładzie naszych linii lotniczych. Jeśli wyrazisz zgodę nasz władco przewieziemy cię do krainy św Mikołaja. Oczywiście jestem gotowa wypełnić wszystkie twoje rozkazy by uprzyjemnić przejażdżkę. A jeśli twoje ciało będzie odczuwać seksualny dyskomfort moja cnota jest do twojej dyspozycji. Retusz odczuł że ze zdziwienia opada mu szczęka. Nie mógł uwierzyć w to co słyszał. Tamten koleś musiał być faktycznie nie byle kim że nawet reniferzyca chciała iść z nim do łóżka. Nie, dziękuje-wyszeptał zaskoczony i oburzony. Spryciula odwróciła głowę i mrugnęła okiem. Retuszowi wydawało się że w oczach tego inteligentnego zwierzęcia widzi drwinę. No to wio-rozkazał świeżo upieczony Mikołaj i cmoknął ustami. W odpowiedzi renifer Rudolf urągliwie zacharczał mu odbytnicą prosto w twarz. Głupie bydle-sapnął Retusz rozganiając gazy trawienne renifera. Wieśniak, psychol, degenerat-odezwał się Rudolf w głowie Retusza. Kozojeb-wykrztusił świeżo mianowany święty. Psi chuj, świniopas, krowi cycek, menel-odwdzięczył się Rudolf. Reti poczerwieniał z oburzenia i puścił reniferom taką wiąchę o różnym natężeniu chamstwa że zwierzakom koncówki ogonów aż lekko posiwiał. Widząc że z nowym panem nie przelewki opornie wystartowały. Lecieli. Sanie coraz gwałtowniej wchodziły w depresyjne dziury czyli nie zagojone rany w przestrzeni po wypalonych gwiazdach. Kadłub sań tracił wtedy stabilność i trząsł się w urywanych czknięciach. Twardy fotel też doprowadzał go do szewskiej pasji.podobnie jak bełkotliwe podśpiewywanie Rudolfa rozlegające się w jego głowie. Trzymał się jednak twardo z energią starego kocura. Miał nadzieję że będzie zarabiał tyle co sekretarka w gabinecie prezesa zagłębia miedziowego. Cieszył się nawet że wyrwał się z tego narodowego bajzlu gdzie jak się okazało miotły brak a burdelmama została wrobiona w korupcję. Z zamyślenia wyrwał go głos Spryciuli. Pytała czy mają ochotę na coś z pokładowego baru na kółkach. Skorzystali skwapliwie. Reti poszukał radia. Żeby zagłuszyć irytujące go anglosaskie Ding don deny poszukał jakiejś stacji i na cały głos puścił Córkę rybaka. Głos Rudiego Szuberta roznosił się nad Ziemią. Po jakimś czasie sanie z radością wszystkich śpiewających kolędy reniferów podchodziły do lądowania. Retusz profilaktycznie zapiął pasy. Z daleka zobaczył ogromne igllo otoczone jakimś miasteczkiem. Na dole ze zdziwieniem zauważył jakiegoś kloszarda mimo zimnej pogody w cienkiej koszuli penetrującego kosze na śmieci. Byli też faceci w pomaranczowych kamizelkach odwalający śnieg. Widział też pijaną kobietę i jakąś sprzątaczkę z miotłą i wiadrem wody. Całości dopełniały budki Toy Toy. Kraina świętego Mikołaja nie była tak skomplikowana jak mu się wydawało. Po przyjrzeniu się scenkom rodzajowym Reti uzyskiwał pewność pomieszaną z wrażeniem że znalazł się w jakiejś polskiej nędznej mieścinie w której dotąd nie był, i gdzie wszystko jest zwyczajne. Na ścianie ktoś nasmarował sprayem napis ,,Jebać Mikołaja!,, Wprawdzie na jego widok wszyscy mu się zaczęli kłaniać ale Retusz wiedział że nawet najbardziej uprzejmym ludziom z tym ich dyganiem nie można za bardzo ufać. Wymamrotał coś pod nosem co oznaczało mniej więcej ,,zamknąć dzioby,, Mimo śniegu było całkiem ciepło. Może to przez tą dziurę ozonową nad biegunem którą amerykanie kombinują zatkać tarczą antyrakietową. Przed domami kobiety prały ręcznie gacie swoich chłopów bo była burza i piorun uderzył w transformator więc nie było prądu. Baby o urodzie sowieckich sołdatów spoglądały na niego ponuro. Niebo było ponure jak barłóg na melinie. Nad krainą św Mikołaja unosił się zdrowo wkurzony anioł Meteo. Pada żle. Bo mokro. Słonce żle, bo gorąco I jak tu takim kużwa dogodzić. Reti splunął i udał się do swego mieszkania.Nie dostał na obiad wigilijnego barszczu ani karpia tylko kawał niewypieczonej kluchy w Polsce zwanej jako chleb tostowy. Po obiedzie siedział na łóżku ponury jak złomu. Najeżony jak kot po ataku psa. Nieruchomy jak dmuchana lala. Przeglądał listy pisane do niego z całego świata. Poczekajcie smarki-pomyślał złosliwie. Wziął długopis i czytając zaczął odpisywać. Wyjrzał jeszcze raz przez okno. Na saniach ktoś zdążył już napisać ,,Brudny czołg, hańbą całego batalionu,Reti westchnął i zajął się listami
Kochany Mikołaju
Byłam grzeczną dziewczynką przez cały rok. I wszystko to czego pragnę to by na świecie zapanowała tolerancja, zniknęli rasiści i by ekologowie poprowadzili nas ku świetlanej przyszłościco by było radością dla wszystkich ludzi
Twoja Ania
Droga Aniu-pisał Reti
Twoi rodzice jak cię poczynali to chyba palili trawkę. Albo pomylili paracetamol z antykoncepcją.
Kochany Mikołajku bardzio kocham Justina Bieberka, czy mógłbyś mi przynieść jego płytę?
Kochająca cię Dżessika.
Droga Dzessiko, kupię ci pralkę byś wyprała sobie mózg. Może trochę zmądrzejesz. A Justin dostanie ode mnie pod choinkę granat fosforowy.
Kochany Mikołajku
Zostawiam dla ciebie pod choinką szklankę mleka, a dla reniferów marchewkę
Kochająca Milenka
Droga milenko
Po mleku mam sraczkę taką samą jak moje renifery po marchewce. I co najgorsze pierdzą mi wtedy prosto w twarz.. Chcesz być dla mnie miła? Zostaw butelkę czystej.
Kochany Mikołaju
Co robisz w pozostałe dni w roku gdy nie nosisz prezentów Produkujesz zabawki?

Widzisz mały, wszystkie zabawki są Made in China. Robią je takie bachory jak ty tyrając za pół dolara dziennie. A poza tym mam fajną chatę w Miami gdzie w ramach relaksu kręcę pornole. No cóż. Chciałeś wiedzieć.
Kochany Mikołajuniu
Nie mamy komina w domu, więc jak się dostaniesz do nas?
Kochający Feluś

Po pierwsze przestań nazywać siębie sam Feluś, bo za to właśnie dostajesz stale wpierdol w szkole. Po drugie nie mieszkasz w domu tylko w cholernym M-2 w bloku. Po trzecie wlezę do tej nory jak wszyscy włamywacze. Przez okno.
Drogi Mikołaju
Musisz być zaskoczony że piszę do ciebie ponownie ale pragnę wyjaśnić pewne sprawy. W zeszłym roku prosiłem o rower a dostałem sweter. Chociaż niszczyłem sobie umysł zbierając w szkole same szóstki, łamałem psychikę będąc grzecznym i przeprowadzałem staruszki przez ulicę. Robiłem wszystko społecznie i dla dobra ludzkości
WIĘC GDZIE TY KURWA KUTASIE MASZ JAJA BY MI WCISKAĆ TAKIE GÓWNO!!!
CO TY SOBIE WYOBRAŻASZ TY TŁUSTY PEDALE! JEŚLI W TYM ROKU SPRÓBUJESZ DO MNIE PRZYJŚĆ TO PSEM POSZCZUJĘ I OBRZUCĘ TWOJE DUPSKO KAMIENIAMI! RENIFERY TEŻ ZAPIERDOLĘ I BĘDZIESZ ZASUWAŁ NA TEN SWÓJ ZASRANY BIEGUN NA PIECHOTĘ!. Przyleż tylko to dowiesz się jaki mogę być wredny
Nie pozdrawiam. Jasio z IIIB

No, no mały. Uważaj sobie. Bo jak cię walnę to ci się rosół z pierwszej komunii odbije. Ale poza ty...Moja krew młody. Dostaniesz motorower Harleja. Będziesz mógł nim szpanować przed laskami z klasy aż te będą lały po nogach. I czek na trochę kasy którą będziesz mógł puścić na laski. Zaimponowałeś mi. Powaga. P.S. Wszystko to praeda, ale z tym pedałem to przesadziłeś. Jestem hetero. Życzę ci Wesołych Świąt HO, HO HO, HO [ ha,ha, ha, hi, hi hi...]

Ciąg dalszy nastąpi Miś Miodojad

poniedziałek, 19 listopada 2018

Świąteczna Apokalipsa.

Baza Babilon. Środkowy Irak

Kapitan Michał Anielewicz wyróżniał się z pośród ludzi. Był potężnie zbudowanym mężczyzną i miał ponad dwa metry wzrostu. Głowę okalała falująca burza blond włosów i miał ciemne jak smoła niesamowite oczy ukryte teraz za pustynnymi okularami. Był legendą Oddziałów stabilizacyjnych w Iraku i odsługiwał którąś z kolei turę w tym okupowanym przez NATO kraju. Był tu od samego początku.. Najpierw z żołnierzami Gromu opanowywał irackie umocnienia i rafinerie w czasie ,,Pustynnej Burzy,, a sławę zdobył w największej od zakonczenia II wojny światowej bitwie Wojska polskiego pod Karbalą gdzie czterdziestu polskich komandosów zaryglowanych w ogromnym gmachu City Hall przez trzy dni odpierało ataki kilku tysięcy bojowników Muksady al Sadra. Anielewicz był w wolnych chwilach instruktorem szkoleniowym Gromu a znał takie sztuczki że nawet najlepszym, i co tu gadać zarozumiałym amerykańskim specjalistom opadały szczeny.Poza tym jak na oficera był lubiany przez podwładnych i posiadał charyzmę której mu mogło pozazdrościć większość generałów. Nie mamy tu nic do roboty-zaopiniował kapral Krzos. Pustynia, piach i upał. Może byśmy skręcili w jakieś ustronne i zacienione miejsce i podrzemali. Za parę dni kończy nam się tura i wracamy do domu. Anielewicz tylko pokręcił głową i chrząknął znacząco. Kolumna posuwała się dobrą szosą zbudowaną jeszcze w latach siedemdziesiątych przez polską firmę Dromet. A po prawej stronie bieliły się zbudowania jakiejść wioszczyny. Stać!-blondwłosy kapitan zatrzymał kolumnę i ostrożnie wyskoczył z Rosomaka. To pułapka. Szosa jest zaminowana. Bieńko, SamosiukDo mnie! Dwóch żołnierzy stanęło obok dowódcy. Sprawdzić wioskę i wytyczyć objazd. Weżcie też jednego Rosomaka i Hummera z obsługą. Żołnierze spojrzeli na siebie zdziwieni, ale nie skomentowali sprawy. Kapitan miał jakiś psi węch do wykrywania zasadzek i pułapek zastawianych przez irackich partyzantów. I nigdy się nie mylił. Zawsze wiedział gdzie znajdują się bojownicy wroga, miny pułapki, gdzie można oberwać. A gdzie jest bezpiecznie. Niektórzy uważali że ma dostęp do tajnych raportów wywiadu, ale nie wszystko dało się tym wytłumaczyć. Po prostu jak gadali żołnierze Anielewicz miał nosa do takich spraw. W sumie to niewiele o nim wiedzieli, bo w sprawach osobistych kapitan nie był zbyt wylewny., nawet po pijaku. Chodziły słuchy że służył kiedyś w Legii Cudzoziemskiej, ale były to nie sprawdzone plotki. W każdym razie zawsze można było polegać na jego przeczuciach. W jego kompani nigdy nikt nie został ranny a tym bardziej zabity, Tak jest-bąknął kapral Samosiuk i zaciągnął na twarz przeciwpiaskową chustkę z trupią czachą które jakiś czas temu weszły w modę wśród żołnierzy korpusu. Mężczyżni odbezpieczyli swoje Beryle i ubezpieczani przez Hummera i Rosomaka wjechali w wąską uliczkę wioski. Witały ich ponure miny jakichś starców w turbanach i zakutanych w chusty kobiet. Wokół kręciła się masa smagłolicych rozwrzeszczanych dzieciaków wyciągających ręce po cukierki krówki które Polacy często rozdawali. Krówki bardzo smakowały małym Irakijczykom więc dowództwo uznało je za ważny element stabilizacji nastrojów, tak że każdy transport zaopatrzenia zawierał ich sporą partię. Samosiuk zauważył kilku podejrzanych brodaczy którzy umknęli do budynku stojącego na skraju wioski. Wydawało mu się że w ich rękach lśniły charakterystyczne kształty karabinów Kałasznikowa. Idż lewą stroną-polecił kapralowi Bieńko. Nie podoba mi się ta chałupa na końcu wsi. Zdaje się że widziałem jak włażą tam jacyś brodacze z kałachami. Cholerne szuszwole- pomyślał Bieńko Żadnej wdzięczności że uwolniliśmy ich od Saddama. A może po prostu już za długo siedzimy w tym kraju? Obsługa Rosomaka chyba też coś zauważyła bo skierowała lufę swojego szybkostrzelnego działka w kierunku budynku. Gdyby dali ognia to z tej nędznej budy zrobiła by się kupa kurzu. Samosiuk poprawił mikrofon przymocowany do chełmu i opuścił go na wysokość ust Czyżyk do Orła jeden. Mamy szuszwoli. Są ukryci w białym budynku na krancu wsi. To pewnie obsługa detonatora min. Widzieliśmy typków z kałaszami. Rozwalić ich? Może być ich kilkunastu. Moment- usłyszeli po chwili głos kapitana Anielewicza. Mogą mieć w środku materiały wybuchowe, a tam kręci się dużo cywili. Nie chcę tu drugiej draki jak w Nangar Kel.Samosiuka przeszły ciarki. Wprawdzie to było w Afganistanie ale gdy polscy żołnierze zostali ostrzelani z podobnej wiochy to odpowiedzieli ogniem możdzierza. Zginęło przez to kilku cywili. Zresztą diabli wiedzą kto w takiej wojnie cywil, a kto żołnierz. Grunt że uczestnicy tamtego patrolu w imię poprawności politycznej poszli pod sąd jak pospolici przestępcy mimo że ich pododdział działał w obronie własnej. Od tej pory w wojsku uważano polityków za gnojów którzy wysyłają ludzi na wojnę a zabraniają im się bronić. Rozgłaszali doktrynę że islam jest religią pokoju a nie wszyscy arabowie to terroryści. Jasne- pomyślał Samosiuk Przecież niemowlaki nie umieją strzelać. No i jak?-rozległ się za plecami Samosiuka głos Michała. Ten aż skulił się z zaskoczenia. Cholera. Jak on to robi? Potężny ponad dwumetrowy chłop o niedzwiedziej sile, a poruszał się jak duch. Samosiuk nie wiadomo dlaczego przypomniał sobie jak kiedyś musieli zmienić koło postrzelane w ciężkim opancerzonym Hummerze. Kapitan wtedy jakby od niechcenia złapał pojazd jedną ręką i bez najmniejszego wysiłku przechylił samochód na bok by zobaczyć co się stało. Kapral nie wierzył własnym oczom i uznał to za zwidy wywołane upałem i skrętem trawki którą wypalił wcześniej. Idę tam- oświadczył dowódca. Wy mnie osłaniajcie. Ale......-usiłował zaprotestować kapral Samosiuk. Nie zdążył. Anielewicz z samym pistoletem popędził w kierunku podejrzanego budynku. Cholera!-zaklął sierżant Bieńko. Pierdolony kozak! Teraz nawet nie możemy strzelać! Kurwa! Co on wyprawia?! Samosiuk nerwowo rozejrzał się po okolicy. Otaczały ich jakieś brzydkie jak niemieckie przekleństwo stare baby drące się w niebogłosy. Z budynku usłyszeli charakterystyczne trzaskanie kałasznikowów. Samosiukowi wydawało się że jedna z serii smagnęła Anielewicza. Wyglądało jak by kapitan lekko się zachwiał ale może tylko im się zdawało. Eksplodował wyrzucony przez okno granat. Ryknął odrzutem wystrzelony przez partyzantów pocisk z granatnika RPG i rąbnął w pobliżu cywili. Jakiś dzieciak chyba zdrowo oberwał bo plasnęło nim o ziemię jak mokrą szmatą. Teraz leżał w kałuży krwi. Z chałupy wybiegł jakiś Irakijczyk. Zauważyli że biegnie w ich stronę. Obwiązany był pasem z materiałem wybuchowym. Dostrzegł przyczajonego pod ścianą Anielewicza. Bulanda death! Allach Akbar-wrzasnął i chyba wcisnął detonator albo to sprawiła któraś z wystrzelonych w jego kierunku kul, bo rąbnęło zdrowo bo z zamachowca zostały tylko stojące nogi ubrane w buty. Cholerni samobójcy. Zawsze psują zabawę. Jak taki pieprznie to szukaj łba w Koluszkach a dupy pod Paryżem. Ze zdumieniem zauważyli że choć zamachowiec zdetonował się dość blisko Anielewicza to ten spokojnie stoi pod murem nietknięty i jak gdyby nigdy nic. Farciarz-pomyślał Samosiuk. Taki to nadepnie na minę, wysmarka się i idzie dalej. Kapitan chyba zdecydował że starczy tego bezproduktywnego stania pod ścianą, więc kopem wywalił drzwi i wpadł do środka. W sekundę póżniej rozległo się tam nieludzkie przerażliwe wycie.Kurwa!, Co się tam dzieje!-nie wytrzymał Samosiuk.Za mną! Zanim dobiegli do budynku usłyszeli w słuchawkach głos kapitana Anielewicza. Orzeł 1 i wszystkie Czyżyki. Budynek czysty. Żołnierze wpadli do środka. Bieńko wywalił się jak długi potknąwszy się o leżącego o leżącego pod drzwiami trupa. Widok mroził krew w żyłach. Kapitan spokojnie poprawiał sznurówkę przy wojskowym buciorze a dookoła leżała z dziesiątka trupów. Ich głowy były powykręcane pod różnymi kątami. Jeden miał wyrwaną całkowicie z barku rękę która leżała ze trzy metry dalej a następny szczękę tak wbitą w mózg że aż wystawała przez górną część czaszki. Ja pierdolę-Samosiuk wywalił oczy. Jak......? Pytanie zwisło w powietrzu bez odpowiedzi. Mowę utracił całkowicie gdy zauważył przebiegający ścieg dziur po pociskach na piersi Anielewicza. Panie kapitanie. Nie jest pan ranny? Nie. Nic mi nie jest-wyjaśnił nieco zmieszany dowódca. Kamizelka zatrzymała kule. Żołnierze spojrzeli na niego ze strachem. Dokładnie wiedzieli że Anielewicz nie wziął kamizelki kuloodpornej. Śpieszył się i zostawił ją w transporterze. Przecież widzieli jak biegł w samym mundurze..Dywagacje przerwał lament wieśniaków zgromadzonych wokół leżącego we krwi dzieciaka. Anielewicz wyjrzał przez okno i bezzwłocznie wybiegł. Za nim wyszli żołnierze. Bieńko chyba zdrowo rąbnął nogą przy upadku bo kulał i zaciskał zęby. Boli cię?-zapytał z troską w głosie Samosiuk. Nie, kurwa. Płaczę ze szczęścia-wysyczał. Dzieciak wyglądał w zasadzie na trupa. Lekarz kompani Gustaw Lotz już tam był. Koniec-bąknął patrząc na Anielewicza. Dzieciak nie żyje. Był w bezpośredniej odległości od eksplozji. Po RPG nie trzeba poprawiać, a mały miał najwyżej z pięć lat. Po chwili jego oczy zrobiły się wielkie bo zobaczył dziury po pociskach na mundurze kapitana. Nie jesteś ranny? Michał, wyglądasz jak by ktoś walnął w ciebie cały magazynek! Głupstwa gadasz-Anielewicz machnął ręką. Chyba zachaczyłem o jakiś gwózdż albo co innego. Jesteś pewien że mały zmarł? Sto procent. Podpułkownik Lotz skinął głową. Jako lekarz potrafię przecież zdiagnozować coś tak pospolitego w tych stronach jak śmierć. Anielewicz pochylił się nad ofiarą. Głupstwa pleciesz Guciu. Mały jest tylko oszołomiony. Położył dłonie na jego piersi i zaczął coś mruczeć w jakimś dziwnym języku. Jego oczy zrobiły się tak niesamowite że wrzeszczący dookoła tłum Irakijczyków zamilkł i cofnął się w przerażeniu. Włosy Michała zalśniły jak złoto. Mały nagle się zaksztusił a po chwili szarpnął i zakaszlał łapiąc oddech. Powoli otworzył oczy. W porządku-wyjaśnił kapitan AnielewiczWybuch go tylko ogłuszył/ Mały jest cały i zdrowy. Zagadnął coś do wieśniaków po arabsku. Ci w głębokiej ciszy pochylili głowy. Jakaś kobieta, pewnie matka małego upadła na kolana i całowała ręce oficera dziękując. Doktorowi Lotzowi zawirowało w głowie. Cały i zdrowy? Przecież mały był na wylot przewiercony dziesiątkiem odłamków. Narządy wewnętrzne zmieniły się w kaszę pod wpływem fali uderzeniowej. A mający niemieckie korzenie lekarz z opolszczyzny był wyjątkowo skrupulatny w badaniach swych pacjentów. Żywych czy martwych. Teraz miał mętlik w głowie. Widziałeś?- sierżant Bieńko syknął na ucho wmurowanemu w ziemię ze zdziwienia kapralowi Samosiukowi. Takie numery to robił jeden facet w Palestynie jakieś dwa tysiące lat temu. Kim on jest-wykrztusił wreszcie Samosiuk. Bo chyba nie człowiekiem. Jak myślisz Sławek, co? Może to diabeł-zafrasował się Bieńko. Ale wiesz co? Lepiej w to nie wnikać. Tak na wszelki wypadek. No- potwierdził Samosiuk Ale normalne to to nie jest. Jestem pewien że dostał serię w pierś. Otrzepał się i nic. Kurwa mać!-wystraszył się Bieńko. I co teraz? Samosiuk chrząknął nadrabiając miną. A co ma być. Diabeł czy wampir. Grunt że po naszej stronie.
Dzień póżniej.
Kapitan Michał Anielewicz postawił nogę na stopniu starożytnej świątyni Isztar znajdującej się niedaleko polskiego obozu wojskowego. Rozejrzał się dookoła podziwiając ruiny wspaniałej kiedyś budowli. Pamiętał jak wyglądała w czasach świetności. Była jedną z pereł imperium perskiego zanim Grecy Aleksandra Macedońskiego podbili ten kraj. A pani tego przybytku bogini Izyda pędziła teraz żywot gdzieś w rejonach Podświata prowadząc dla zarobku wykwintny dom publiczny. Michał znał charakter Izydy z którą zetknął się nie raz i wiedział że tego rodzaju działalność najbardziej do niej pasuje. Zresztą jak większość Starych Bogów nie mogła już się panoszyć na ziemi to też musiała sobie poszukać innego zajęcia. Sytuacja ta była między innymi wynikiem działalności takich istot jak Michał. Witaj Michale. Kopę lat-usłyszał za sobą. Tak myślałem-złotowłosy oficer zmrużył oczy. Czego chcesz Gabrielu. Z kolumnady wyłonił się osobnik podobnego do Michała wzrostu o czarnych pozbawionych tęczówek oczach i przysiadł w cieniu resztek starożytnej kolumnady. Za plecami wachlowały mu powietrze widmowe skrzydła. Z nim powoli szedł osobnik w czpce basebolówce i thircie ozdobionym logo Realu Madryt. Asmodeusz też-wyszeptał zdziwiony Michał. Co jest-zapytał. Archanioł Gabriel westchnął ciężko Tak wpadliśmy. Ciężko cię znaleść Michale.Nie piszesz, nie dzwonisz, nie wpadasz na urodzinki do przyjaciół. Komórka mi padła-zakpił Michał. Co miałbym tam robić. Odkąd zostałeś Premierem nieba nudy tam takie...nie miałem nic do roboty. Gdy byłem Zbrojnym ramieniem Pana czułem się potrzebny. A teraz wszystko się zmieniło. Polityka dialogu, ekumenizm Nawet z nimi się dogadujecie-wskazał ruchem na Asmodeusza który się szeroko uśmiechnął. Nie miał kopyt ani rogów bo w sroju regionalnym paradował tylko podczas oficjalnych uroczystości w Czeluści. Nie lubił też imienia Asmodeusz i prosił by na niego mówić z angielska Mody. Z twarzy był podobny do amerykańskiego aktora Christopera Walkena. Przecież Dioda był przed Upadkiem twoim najlepszym kumplem. Byliście nierozłączni. Ale ty posłuchałeś Pana i strąciłeś go w Czeluść. Mody machnął ręką. Stare dzieje Dioda to znaczy Lucyfer nie ma już do ciebie o to pretensji. Stare dzieje a my jakoś się tam urządziliśmy. A teraz mamy do ciebie z Gabrielem sprawę. O co biega-zapytał Michał Gabriela. Ten prychnął i wzruszył ramionami. Nie sądzisz że starczy tego urlopu? Nie było cię w niebie od czasu Odkupienia. Jesteś Archaniołem. Masz swoje obowiązki w Królestwie Niebieskim. Powinieneś wrócić. Co cię opętało? Mógłbyś nawet zająć moje miejsce Przewodniczącego Rady Archaniołów. Oczywiście wolę nim pozostać-zaznaczył Gabriel ale teraz pilnie potrzebujemy cię w Radzie. Mamy największy kryzys od czasu kiedy zbuntował się Dioda,,,to znaczy Lucyfer. Wiesz że od czasu odkupienia Stwórca dał nam wolną wolę, z której obficie korzystasz. Ale wolna wola nie zwalnia od obowiązków. No i przez tą wolną wolę staliśmy się trochę podobni do ludzi i,,,,,,musimy politykować. Sytuacja jest naprawdę poważna. Co się dzieje. Dowiesz się na miejscu-uciął Gabriel gniewnie. Nie ma co robić-burczał Gabriel. A może masz syndrom wypalenia? Czułeś się niepotrzebny? Odstawiony na boczny tor?. Wypłacz się u naszego psychologa to może ci przejdzie. Mody zachichotał cicho-ale urwał w pół. Co?-zjeżył się Michał. Mnie do psychologa wysyłasz? Ty chyba sam dostałeś kuku na muniu od tej polityki! Chyba lepiej płakać u psychologa niż śmiać się u psychiatry. Kwaśno zauważył Asmodeusz. Jeśli jesteś całkiem normalny wielki archaniele Michale, Niszczycielu Światów, Zbrojne ramię pana, Dowódco Wojsk Niebieskich Pogromco Zła czy jak tam cie nazywają to powiedz nam czy to jest normalne żeby ktoś z twoją pozycją został Polakiem i w randze zwykłego kapitana ukręcał łby islamistom? Michał lekcewarząco machnął ręką. W porównaniu do nacji które najeżdżały tą ziemię Greków, Mongołów, Arabów. Turków czy Anglików Polacy zachowują się całkiem przyzwoicie. A ja moi drodzy zawsze byłem żołnierzem. Takim mnie stworzono. A Polakiem już byłem wiele razy. Lubię wojnę. Gdy razem z Sobieskim pobiłem Turków pod Wiedniem...Właśnie-zachichotał Gabriel. Teraz Ausriacy nie potrzebują husarii. Aby wygonić saracenów wystarczy że zmniejszą świadczenia socjalne. Ha, ha- bardzo śmieszne-przedrzeżnił Gabriela Michał. A co tam u Diody? Gabriel chrząknął znacząco i spojrzał na niego. W porządku Widzieliśmy się niedawno. Pogadaliśmy o starych czasach, zjedliśmy wypiliśmy co nieco. Spojrzał na Michała z uwagą. Ciągle cie gryzie że musiałeś swego najlepszego kumpla strącić w otchłań?-zapytał. Nie martw się. Nieżle się tam ustawił a i przebąkują od czasu Odkupienia że Najwyższy być może da im jakąś szansę na łaskę. Plotki ale.... Nie gryzę się-warknął Michał Wykonywałem rozkazy Pana. To i teraz masz wrócić. Pan kazał-wyszeptał cicho Michał. Gabriel pokręcił głową i westchnął. Wiesz jaki jest Szef. Mało mówi. Patrzy....Zostawia takie drobiazgi nam. Michał westchnął i skinął głową. Gabriel zatoczył ręką koło. Na dworze zrobiło się ciemno jak u Murzyna....no ciemno i cała trójka Rozwiała się bez śladu.

Lucyfer oparł lakierowane kopyta o kant biurka. Na plecy miał zarzucone grube futro z mantikory bo ostatnio mieli trudności z opałem i szwankowało ogrzewanie. Na dodatek panowały ciemności bo miał strajk energetyków i szlag trafił elektrownię. Zaskrzpiały drzwi i wszedł łysy potępieniec z pastą i szczoteczką do butów. Ukłonił się nisko. Wasza Mroczność...powiedział i przystąpił do glansowania odświętnych kopyt. Po chwili na biurku zabrzmiał telefon. Dioda podniósł słucxhawkę. Usłyszał tylko jedno słowo. Idą.... Won- powiedział do potępieńca. Ależ Wasza Mroczność jeszcze nie skończyłem. Jeszcze moment i będą się świecić jak Stalinowi jajca. Wypierdalaj Gomułka i się nie podlizuj-Władca piekieł kopnął go zdrowo w zadek. I tak cię chuju nie lubię. Potem od niechcenia by udawać zapracowanego zaczął przeglądać leżące na biurku papiery. Wziął do ręki pismo ze skargą z Piekielnej Fundacji Praw Potępieńca. Urzędnicy tej instytucji pisali monity że należy duszom zapewnić lepsze warunki odbywania kary a funkcjonariuszom penitencjarnym zapewnić warunki bezpieczeństwa. Bo ostatni często znajdowano klafiszy wdeptanych w kotły ze smołą a penitencjariusze tworzyli więzienne gangi trudniące się przemytem i wymuszeniami. Do Komisji weryfikacyjnej masowo też trafiały podania o przeniesienie do Krainy wiecznych łowów, lub egipskiego świata umarłych. Jeśli te urzędasy z Komisji poważnie potraktują te pisma piekło opustoszeje a Lucyferowi obetną dotacje. W dupę anioła-zaklął Cholerny kapitalizm. Lucyfer z ciężkim westchnieniem wcisnął dzwonek. Do środka zajrzało dwóch kosmatych wartowników z ogonami. Z powodu strajku w elektrociepłowni Ubrani byli w grube watowane kufajki z napisem Ochrona na plecach. Ubrali się ciepło bo przyzwyczajone do gorącego klimatu diabły już przy temperaturze plus 20 stopni dostawały zapalenia płuc. Byli chyba trochę pijani a ich widły stały niedbale oparte o ścianę. Prowadzić gości do sali bankietowej- zażądał Dioda.
Archaniołowie i demony siedzieli w dużej sali konferencyjnej Na ścianie wisiał duży plazmowy telewizor w którym właśnie leciał popularny serial Piekielne Biuro Śledcze. Po grzecznościowych zwrotach i toastach archanioł Gabriel przystąpił do rzeczy. Twoje zdrowie zwrócił się do Lucyfera i spełnił toast. Dioda zrobił minę jak by ten mu zaproponował legitymację Koła Przyjaciół Radia Maryja ale grzecznie wypił. ....a więc zagaił Gabriel W czasie gdy hitlerowcy uganiali się za Arką przymierza w czym skutecznie im przeszkadzał jeden amerykański profesor archeologi w kapeluszu i z batem to sowieci po cichutku i systematycznie rozpoczęli poszukiwania judaszowych srebrników. Poszukiwaniom przewodzi łakademik archeologi Mamonow w randze pułkownika NKWD. WERTOWANIE STARYCH MANUSKRYPTÓW I ELIMINOWANIE FAŁSZYWYCH TROPÓW zajeło im dziesięc lat. Co spowodowało że Rosjanie tak mocno chcieli dostać te 30 kawałków starego srebra? Ano dowiedzieli się że te monety zostały po wydaniu Jezusa naznaczone i przeklęte. Po co im to? A po to że judaszowe srebrniki mają wprost nieograniczoną moc korumpującą. Wystarczy że ktoś włoży go komuś do ręki a tamten traci rozum i godzi się na wszystko. Pieniążek po jakimś czasie bezpowrotnie znika bowiem można go użyć tylko raz.. Mamonow przywiózł je do Moskwy w połowie 43. To dlatego Stalin zgodził się wziąć udział w konferencji w Teheranie. Podstępem zwabił wykorzystując informacje o planowanym na nich zamachu do sowieckiej ambasady Roosvelta i niby przypadkiem pokazał mu srebrnika i wcisnął go do ręki. Następnie wypowiedział swoje rządania. Chciał całej Europy środkowej jako strefy wpływów i połowy Niemiec. Roosvelt kompletnie zgłupiał i zgodził się na wszystko Póżniej Churchil ze zdumieniem słuchał prezydenta USA popierającego we wszystkim Stalina. Nic nie rozumiał. Przecież umówił się z Amerykanami że inwazja na Europę nastąpi przez Bałkany i wyzwoli kraje Europy środkowej. Stalin z Rosveltem żartowali sobie z niego i drwili a stary Winston mógł tylko bezsilnie przygryzać cygaro i wycierać spocone czoło wychylając swoje codzienne porcje whisky. Tyle o tym. No i,,,,tu się Gabriel zawachał. Skradziono nam Księgę Siedmiu pieczęci. Po kościach demonów i aniołów przeszedł mróz. Daliście sobie ukraść Księgę Siedmiu pieczęci-wychrypiał Michał aż wstając. Kto mógł to zrobić zapytał pobladły Lucyfer. Prawdopodobnie Dziadek Mróz-Gabriel zwiesił głowę. Jak się dostał w zaświaty?-zapytał Mody. Na koniku Garbusku. To magiczne bydle więc może podróżować między wymiarami. Podobnie jak renifery Mikołaja i inne bestie boskie. Co mają do tego srebrniki-zapytał ktoś. Gabriel westchnął i zaczął dalej swą opowieść. Zaraz po wojnie sowieci przekupili małżeństwo fizyków jądrowych Rosenbergów i uzyskali od nich plany broni atomowej. W latach sześćdziesiątych jednego też dostał Fidel Castro aby ten się zgodził na rozmieszczenie na Kubie rakiet średniego zasięgu co jak wiadomo dzięki Kennedemu nie wypalił. To by zostało 27 sztuk. Nie możemy dotykać żadnych srebrnych pieniązków Prawdopodobnie jednego dostał anioł Strażnik Księgi. To by było 26. Na wszystko zwracać baczną uwagę. A wiadomo kto je teraz ma?- dopytywał się Dioda. Po rozpadzie ZSRR przejeła je prawdopodobnie rosyjska mafia. A jej batiuszką jest nie kto inny ale Dziadek Mróz. Chcesz powiedzieć że Księga Siedmiu pieczęci z Apokalipsy św Jana jest w posiadaniu ruskiej mafi!!-najeżył się Dioda. Że istnienie Ziemi Nieba I Czeluści zależy od ich kaprysu?!!!......a potem nastąpi Nowa Ziemia i Nowe Niebo-zacytował fragment Pisma Mody. Ale bez nas -warknął Michał Gabryś-Lucyfer złapał archaniła za szaty. Czy ty sobie kurwa zdajesz sprawę kim oni są. Oni są gorsi od moich najgorszych szatanów. To diabły z piekła rodem!-cholera.Złapał się za głowę Co ja wygaduję. No ale to kompletna katastrofa. Może przesłucham tego Stalina. Każę do kotła dosypać wysokokalorycznego węgla.... To nic nie da-stwierdził Asmodeusz. On nie wie co się działo na ziemi po jego śmierci. Mamy kogoś wsród ruskich?-zapytał Michał. Likwidują naszych agentów.-zaciukał się Gabriel. A ty masz tam kogoś Dioda?-zwrócił się jego przezwiskiem do pana piekieł. Ten machnął ręką z rezygnacją. Gdy zapanował w Rosji komunizm to odpuściliśmy. Działy się tam takie rzeczy że najtwardszym diabłom cierpła skóra. No to kicha-zmartwił się Michał. Zanim zainstalujemy jakąś agenturę i zrobimy rozpoznanie oni wyskubią nam pióra ze skrzydeł. A jak zadziała Księga Siedmiu pieczęci-zapytał z głupia frant Mody. W ręku ruskich? Zastanowił się Gabriel Pojęcia nie mam. Będziemy mieli niekontrolowaną Apokalipsę. Jak wiecie Pan stworzył świat z niczego. Uczeni na ziemi nazywają to Modelem Inflacyjnym powstania wszechświata czy jakoś tak....Może wszystko zniknąć ot tak, albo z efektami specjalnymi Cholera wie.. Może by wysłać do Rosji komando Jerychończyków-zaproponował Michał. Miał na myśli elitarny zastęp anielskich żołnierzy do zadań specjalnych. Nie- Gabriel pokręcił głową. Oni rozpieprzą wszystko jak leci a gucio znajdą. A w tym czasie ruscy zaczną łamać pieczęcie i będzie po ptokach. To może jakiś wampir albo zombi. Też nie Wampiry są wprawdzie inteligentne ale stale gryzą i się zdekonspirują. Zombi zaś są głupie i śmierdzą. Poza tym chodzą jak połamane i każdy je rozpozna. A ruska mafia ma w swych szeregach wszystkie tego typu stwory. Wyczują. A może ktoś budzący sympatię i miłe uczucia. Na przykład Królewnę Śnieżkę. Phi Też wymyśliłeś. Zgwałcą i zamkną w jakimś burdelu i tyle będziemy wiedzieć. Zrobił byś im prezent jak św Mikołaj. Coś ty powiedział Michał gwałtownie się odwrócił. Że zgwałcą i.... Ni! To na koncu! Mikołaj Spojrzeli na siebie i zrozumieli Tak Mikołaj. Mikołaj odchodzi na emeryturę- westchnął ciężko Gabriel Musimy znaleśc nowego. Dawno się miałem tym zająć ale tyle spraw...sami wiecie. Ale czy on by podołał. To zwykły kapustożerny bawół ochlany piwem. Nie wiem czy Santa Klaus bo obecny Mikołaj to Niemiec się nada. Jest głupi jak baran z temperówką na nosie. Nie tak całkiem-wtrącił Mody. Bardzo zgrabnie zdefraudował pewną sumkę pieniędzy za którą kupił sobie wypasioną willę w Bawarii. Zresztą jest na emeryturze. Robimy podmiankę. A kogo. Mody uśmiechnął się i wyciągnął akta. Mam tu komplet. Nowy Mikołaj będzie miał jeszcze swoją bandę elfów. Takich samych zakapiorów jak on. Przeglądali akta. Gabriel wyciągnął laptopa i pogrzebał w niebnecie, Po pierwsze to Polak Nie lubi ruskich a po drugie niezłe zioło. Razem z kolesiami gwizdnął kiedyś czeczeńskiej mafii bombę wodorową której ta banda użyła walcząc z najeżcami z kosmosu. Zmienili historię w jednym z alternatywnych światów robiąc z Polski supermocarstwo. O. Widzę że też trochę namieszali w średniowieczu. Poza tym wszyscy byli wielokrotnie oskarżani i skazywani przez sądy za pobicia bimbrownictwo, jazdę na rowerze w stanie nietrzeżwym i nielegalny wyrąb w Lasach państwowych. Zaraz- lucyfer podszedł do anielskiego laptopa i powiększył zdjęcie. Ja chyba tych typków znam Mają u mnie niezłą kartotekę. Jak ich chcecie wysłać z taką misją to niech lepiej mafiozi zaczną łamać te pieczęcie. Na jedno wyjdzie-Lucyfer był wyrażnie przestraszony. Uspokój się Dioda. Mody trącił go łokciem Właśnie dlatego się nadadzą. Zapadła cisza Róbcie jak chcecie-westchnął Pan Piekieł. Tylko żeby nie było że nie ostrzegałem i klapnął ciężko na fotelu całkiem zrezygnowany. I włączył telewizor udając że ogląda. Leciał właśnie program dla dzieci Moherowa landrynka.A kogo postanowiłeś zrobić Mikołajem-zapytał Michał Gabriela. Ten westchnął ciężko i rzekł. Po namyśle stwierdziłem że lepiej będzie jak ustalą to między sobą. Wszyscy przytakneli w ciszy. To co?- zapytał Gabriel Wysyłamy naszego emerytowanego Mikołaja z misją do nich? Zaraz gdzie to jest. Jakiś kuntenerek. Co ty na to Dioda? -zwrócił się do władcy piekieł Lucyfer zabulgotał coś niewyrażnie pod nosem co oznaczało mniej więcej Odpierdol się. Rópta co kceta Jeśli chcecie tam wysłać tą bandę to ja za to nie odpowiadam Ale niestety beknę jak wszyscy- dodał po namyśle. No ale jakie mamy wyjście? Dobra niech będzie. Jestem z wami
Koniec częsci pierwszej MiśMiodojad+

poniedziałek, 12 listopada 2018

Pomarszowe refleksje.

Dzień wczorajszy należy do historycznych, do niezapomnianych,budujących, wzniosłych i triumfalnych. Po latach pseudoliberalnej platformerskiej smuty, gdy starano się odrzucić Boga i wszelkie poczucie narodowej tożsamości a zaszczepić nam to co sprośne, bezwstydne, pikantne i wulgarne. Wczoraj było widać że mimo prób rozpuszczenia nas w międzynarodowym tyglu pomimo grożnych pomruków brukselskich oficjeli i ich medialnych sługusów Naród zademonstrował swoje przywiązanie do Ojczyzny i na przekór wszystkiemu wykrzyknął; Jesteśmy wolni! Jesteśmy panami u siebie!!! Warszawska ulica  wydawała mi się rozśpiewana, młoda, rozkołysana poczuciem patriotyzmu. Mnie, pomimo swojej maski wesołka jestem raczej człowiekiem wyrachowanym i zgryżliwym, takim co raczej woli mierzyć i ważyć niż ulegać emocji chwili zakręciła się w oku łza wzruszenia co w moim przypadku jest dość rzadkie. Płacz Władek płacz, Bo jak prawdziwy chłop płacze to musi być święto-powiedział Pawlak do Kargula i miał całkowitą słuszność. Jednak jeszcze parę dni temu wszyscy mieliśmy obawy jak to święto nam się potoczy. Jak wiele razy w naszej histori mogły to zniszczyć partyjne interesy i polityczne ambicje. Może wielu tego nie mówiło ale każdy czuł że zarówno strona narodowa jak i rządowa ma w organizacji tego marszu swoje cele i każda z tych stron zechce postawić na swoim. Po absurdalnym postanowieniu HGW i wzięciu po tym MN pod patronat Prezydenta i Premiera istniały uzasadnione obawy że będą dw marsze i znów pójdziemy podzieleni. Każda ze stron miała swoje racje i słuszność. To narodowcy stworzyli i urzeczywistnili ideę Marszu Niepodległości. W czasach gdy dumną polską flagę usiłowano schować do kąta, a podczas świąt narodowych królował tandetny orzeł z czekolady i Bóg raczy wiedzieć z jakich powodów różowe baloniki. Realizowali ideę patriotyzmu wbrew wszelkim przeciwnościom. Prześladowani, opluwani, obrażani najhaniebiejszymi słowy a nawet bici, trwali przy biało czerwonej każdego 11 listopada. Za to im należy się nasza wdzięczność i szacunek. Były obawy że Marsz dostający formułę uroczystości państwowej nie straci na swej spontaniczności. Na szczęście stało się dokładnie odwrotnie. Zyskał nowy wymiar, siłę i moc przy której grożne pomruki sprzedajnych mediów brzmiały niczym popiskiwanie nadepniętych nieostrożną nogą kundelków.Szliśmy razem połączeni wspólną ideą i umiłowaniem Ojczyzny. Ktoś powie, Święto jak każde święto skończy się. A marsz dotrze do końca trasy i ludzie się rozejdą d domów. To prawda Ale zostanie coś czego nie zapomnimy. Poczucie wspólnoty siły i zrozumienia. Nie mam złudzeń. Wrócą spory i różnice poglądów. To normalne wśród wolnych ludzi posiadających Niepodległą Ojczyznę. To nasze prawo mieć własne zdanie. Ale może gdy w ferworze ostrej dyskusji zechcemy rzucić grubym obrażliwym słowem to przypomnijmy sobie ten marsz. Gdy szliśmy dumni, zjednoczeni, szczęśliwi. Jak bracia. Którymi zresztą jesteśmy...

Ostatni zajazd na Retuszkowo. Część III

Jezuuuuuu, ale nas sprali-powiedział prezes Glizdowicz do kapitana Samogwałta. Może powiedzmy to w ten sposób że zajęliśmy zaszczytne drugi...