sobota, 19 stycznia 2019

Odwiedziny czyli ostatni zajazd na Retuszkowo. część druga

Weś sobie poszukaj-wskazał na zgromadzone części. Napijesz się? Niestety mam tu tylko mineralną. Dziad wziął butelkę i pociągnął łyczka. Badawczo przyglądał się Retiemu. Coś cie gryzie-stwierdził. Reti westchnął Kiedyś to tu była atrakcja turystyczna pierwsza klasa. Teraz to zwykła prowincjonalna dziura. Ale znalazł się jeden politycznie umocowany cwaniak co trudni się deweloperką. Odkupił jakieś żydowskie roszczenia, posmarował komu trzeba i teoretycznie został włascicielem tych terenów. Chce tu pobudować luksusowe osiedle dla burżujów. Akwapark, szkoły, strzeżone parkingi. Jeszcze trochę a nasi do szkół pójdą. Może profesorami zostaną-Retusz splunął z niechęcią. Ludzka pamięć zaciera się powoli-pocieszał Retiego Dziad. Nowe obyczaje przyjmują się opornie. Co to za jeden ten deweloper? Ano były senator. Siedzi w radach nadzorczych kilku spółek. Samorząd miasta ma w kieszeni. Nie cierpią go ani jego partyjni koledzy, ani samorządowcy. Ale ma wtyki i układy więc się z nim liczą. Menda i pasożyt społeczny. Jak wygląda?-zainteresował się Dziad. Sto kilo słoniny, łysiejący rudzielec koło czterdziestki w dodatku cham i kombinator.-zobrazował prezesa Reti. Młody jeszcze dorośnie schudnie, może charakter mu się poprawi. Retusz wątpiąco pokręcił głową. Nie ma mowy. Ma dziwne nazwisko i mu często odwala. Jest z niego taki zarozumiały narcyz że jak by mógł podrywałby samego siebie.No to może zamiast biadolić byście go gdzieś zwabili i po cichu stuknęli-poradził Dziad. Znaczy...siłą go?-zgodził się Retusz. A niby jak matołku-przytaknął Dziad. Przecież nie po dobroci. Zamalujesz bejsbolem przez łeb i tyle. Z pałą na niego w otoczonej murem i fosą rezydencji trudna sprawa. Pilnuje go cała skoszarowana agencja ochrony. To taka jego prywatna armia. Sam pomysł niby dobry ale....bramy strzeżonej przez tych oprychów z kopa nie otworzysz. Będziemy szturmować-zapalił się do pomysłu Dziad. Retusz wątpiąco pokręcił głową. Nie tacy próbowali. Tu trza sposobem nie siłą. Umcy, umcy umcy-do bunkra cały czas dochodziła muzyczka. Widać impreza cały czas trwała. Pomaszerowali po schodach.Wybiegli na górę i wyszli przez kurnik na zewnątrz. Nieludzki skowyt dobiegający ich uszu powodował że skóra cierpła. Żal mi jest tego pana co jest taki bity-wyszeptał Dziad. Retusz machnął ręką. To tylko chłopaki grają w dupnika. Nie boicie się że gdy tak balujecie ktoś was napadnie?-zapytał Dziad. Retusz wskazał ręką do góry. Popatrz na te drzewa. Umieściłem monitoring-wskazał usmarkanych, kilkuletnich dzieciaków bystro obserwujących okolicę. Te szczawiki na kilometr wypatrzą każdego obcego. Każdy z dzieciaków miał przy boku bębenek. Tymi bębnami porozumiewamy się na odległość.-tłumaczył Retusz. Podpatrzyłem to u murzynów z Afryki. Można porozumieć się nawet z tą wioską za działkami. Retusz wykonał skomplikowaną sekwencję puknięć. No i nie ma zagrożenia podsłuchu przez komórkę. Ten kod stukowy sam wymyśliłem. Dobry pomysł-pochwalił Dziad. Tyle teraz się słyszy o jakimś Haiłej....Przechodzili obok pordzewiałego opłotka zrobionego chyba ze starych rurek wodociągowych. Dziad rozejrzał się wokoło. Jeśli faktycznie ten deweloper dopnie swego krzywe płotki zostaną zastąpione przez ceglane murki, położą chodniki i asfalt, powstaną drogie apartamentowce a tubylcy zostaną rozegnani na cztery wiatry. Nastąpi upadek starych dobrych morderczych obyczajów. Odczuł pewien żal. Niedługo wszędzie będzie tak samo... Nagle powietrze rozdarł donośny dzwięk gwizdka. Z cienia za bramą wyłonił się jakiś brodaty typek. Brzytwobrody-napstroszył się Retusz. Co hałasujesz. Ochroniarze Glizdowicza i brygady robotników z koparkami. ! Ciągną na nas! Reti pozornie wyglądał na całkiem spokojnego. Różne męty walczą z nami od setek lat i nie mogą dać rady. Spojrzał na bawiących się chłopaków. Miodojadek z Pedrem w najlepsze pili z jego kumplem Łokerem. Znanym i dużym chodowcą bydła mięsnego. Łoker specjalizował się w hodowli pewnej osiągającej spore rozmiary rasie hiszpańskich byków. Zarabiał na wołowinie spore pieniądze. Tłumaczył właśnie Miodojadowi o sposobach zwalczania różnych chorób zwierzęcych. Retusz kombinował przez chwilę i zawołał Miodojadka. Ten wprawdzie ledwie się trzymał na nogach ale to nawet lepiej. Mógł mieć wtedy odciążony móżg. Przywołał go i wtajemniczył w swoje sprawy. Ten myślał intensywnie aż mu dym poszedł z czachy. Pisał coś w notesie. Po chwili na jego pijanej gębie zagościł wyjątkowo paskudny uśmiech. A więc zrobimy tak-oświadczył....

Już myślałem że się nie doczekam-marudził prezes Glizdowicz. Trochę trwało zanim ustaliłem gdzie poleżli-sumitował się kapitan Samogwałt, szef ochrony prezesa Glizdowicza. Trochę trwało zanim ustaliłem gdzie poleżli. Potem poszło łatwiej bo hałas było słychać na parę kilometrów. Co z nimi zrobić? Prezes zmarszczył czoło. Nich wracają. O konsekwencjach pomyślimy póżniej, Nastroje wśród robotników panowały ponure. Ucieczka brygady podwykonawców składającej się głównie z młodych odrabiających za darmo staż pracowników zdenerwowała prezesa Glizdowicza. Nie jestem pewien czy żądanie powrotu będzie wystarczające- szef ochrony pogładził się po szturmowej plastikowej przyłbicy. A jeśli mimo wszystko mnie nie posłuchają? Nie bój żaby. W najgorszym razie otoczymy ich twoimi ludzmi tam gdzie obozują jest dość ciasno więc nie będzie problemu. Może i tak-zgodził się Samogwałt. Poza tym-ciągnął dalej. Nie są sami. Mają gości. Kogo?-zainteresował się Glizdowicz. Przedstawicieli działkowców. Z uwzględnieniem ich żeńskiej częśći. Cholera! Za długo siedzieli bez roboty! Ich zamiłowanie do rozrywki przybrało charakter patologiczny....Żmiję żeśmy na własnej piersi wyhodowali!. Eeee kto by tam się chciał żywić prezesa piersiami. Gadaj zdrów Państwo mi płaci za ich staż. Tym samym zawiera umowę konsumencką. Mamy z nich zrobić fachowców. Państwo płaci z góry i gucio obchodzi go reszta. Zrobimy z nich budowlańców na przekór im samym-perrorował prezes. To może z nimi jakoś się dogadamy?-zaproponował kapitan Samogwałt. Niech szef odpali im po dwie dychy to może nie będą stwarzać problemów. Po skonczonej robocie mogą spadać. Był staż? Był Dopełnimy w ten sposób warunków umowy. Ale ja nie mam-oczy prezesa zapałały oburzeniem połączonym z chciwością. No to może im naobiecujmy-ochroniarz walnął się w głowę. A po robocie mogą szefa cmoknąć w zad! Prezes namyślał się głęboko. A jak zażądają potwierdzenia na piśmie to co wtedy? Ładnie byśmy przed Unią Europejską wyglądali. Dostałem przecież dotacje i muszę się rozliczyć. Samogwałt! A po co ty wogóle z tymi naciągaczami chcesz gadać! Dajmy im po ryjach i tyle. Jak bym się ze wszystkimi podwykonawcami tak cackał to do niczego bym nie doszedł. Prezes teraz dopiero naprawdę się wkurzył. Nie miał zamiaru nikomu płacić. No to mają przekichane-zgodził się kapitan Samogwałt. Jak można jak te sieroty łazić po obcym terenie bez grosza przy duszy. Czy nie tłumaczyliśmy im że najpierw nauka póżniej zarobki? Tak!-poderwał się prezes To oburzające! To by było złamanie zasad rządzących współczesną ekonomią! Acha-zgodził się ochroniarz. Więc jaki szef ma plan? Pojedziemy tam wszyscy!-wrzeszczał Glizdowicz. Otoczymy ich i zażądamy powrotu do pracy! Wysmaruję im w aktach taką opinię że im w pięty pójdzie Samowolne opuszczenie miejsca pracy, pijaństwo, sodomię i gomorię!. No. Coś tam wymyślę.Więc jedziemy?-zapytał Samogwałt. Tak. Zbieraj swoich ludzi. Weście sprzęt do rozpraszania tłumów. Armatka wodna też się przyda. Odpalać silniki samochodów.!!!

Wod Stok-ukrainskiego pochodzenia zwiadowca -ochroniarz pracujący dla Samogwałta wskazał porośniętą krzakami górkę z której dochodziła jakaś muzyczka. W oddali majaczyły ogródki działkowe, teraz otoczone jakąś drewnianą palisadą dzięki której przypominały fort z czasów wojny z indianami. Glizdowicz i Samogwałt podjechali bliżej chcąc się przyjrzeć. Ze zdziwieniem zobaczyli jakiegoś gościa roztawiającego aparaty fotograficzne i kamery. Towarzyszyło mu kilka seksownych prezenterek z mikrofonami. Obsługa miała kamizelki z napisem Telewizja. Kurwa-zaklął Glizdowicz. Jak się dowiem kto dał znać tym hienom to jaja z dupy powyrywa. Jedna z prezenterek chyba go zauważyła. Podbiegła i z czarującym uśmiechem. Redaktor Jogobella-przedstawiła się. Czy to prawda że zamierza pan dokonać pacyfikacji ogródków działkowych?. Dziad podbiegł z kamerą i zawzięcie coś filmował. Samogwałt zasłonił soczewkę łapą. Nie filmować.... Mamy inne kamery-oświadczył z czarującym uśmiechem Dziad pokazując stojące dalej na statywach aparaty. Nadajemy obecnie na żywo. Można nas też śledzić w internecie i na platformach cyfrowych w systemie perperviu. Działamy zgodnie z prawem prasowym-tu mignął mu przed oczami jakąś etykietką od jabola, ale tak szybko że tamci nie zdążyli zeskanować oczami.Mój rzecznik prasowy wyda wieczorem oświadczenie-mruknął ponuro Glizdowicz a jego szofer wcisnął wsteczny. Jasna cholera-myślał gorączkowo. Muszę podzwonić po znajomych w mediach. Za parę przysług odstawią taki reportarzyk ze wyjdę na dobrodzieja a tamci na warchołów. Na PR nie ma co żałować. Stanęli. Za nimi w kolumnach marszowych i cięzkim umundurowaniu stanęła cała firma ochroniarszka będąca de fakto jego prywatną armią. Między szeregami grożnie powarkiwały silniki dwóch armatek wodnych. Wyglansowane czarne tonfy lśniły w łapach umundurowanych zbirów. A na polance obozowała cała brygada stażystów, podwykonawców. W rurach wydechowych koparek i spycharek mieli pozatykane kwiaty. Na drzwiach maszyn widniały wymalowane pacyfy. Prezes rozejrzał się łapiąc się za głowę. Oprócz robotniczej młodzieży było tu sporo miejscowych. Jacyś starcy z siwymi brodami, kobiety w średnim wieku, i cała kupa fajnych młodych lasek Ubrani byli w długie białe szaty a dziewczyny w haftowane spódnice. Na głowach mieli wience z kwiatów i kłosów zbóż Widać mieli ważne święto skoro tak się wystroili. Niektórzy tarli zaspane oczy. Pewnie wieść o imprezie wyrwała ich z łóżek. Ba. Nawet dzieciaki przyprowadzili. No ładnie-oburzył się w duchu prezes. Przecież oglądanie scen pacyfikacji działek będzie dla psychiki tych dzieciaków bardziej szkodliwe niż nadmiar przemocy w dobranockach. W otwartych drzwiach jednez koparek grał puszczony na całą parę odtwarzacz MP3
for those who come to San Francisco
Summertime will be a love-in there
In the streets of San Francisco
Gentle people with flowers in their hair
Zawodził z głośników Scott MacKenzie. Bracia i siostry!-usłyszał zawodzenie odprawiającego jakieś obrzędy podstarzałego łysego hippisa. Kochajmy się! Wszyscy z aplauzem odkrzyknęli. Miłość! Love! Mir! Prezesowi chciało się płakać ze złości gdy zobaczył wzoszących te okrzyki razem z hippisami swych podwykonawców. Co za wybrakowane zasoby ludzkie teraz w tym kraju.Coraz trudniej o dobrych pracowników. Zaczął żałować że lata 90te nie trwają nadal. Zaintonowali jakąś pieśń. Wysoki łysol wybijał rytm na cymbałach. Jakiś gostek w kapeluszu przygrywał mu na oboju. No to koniec-pomyślał. Nawet nie będę musiał za wiele kłamać w tych aktach. Dziewczęta w haftowanych spódnicach i wiankach na głowie siedziały przy ogniskach obejmując robotniczą młodzież. Wszyscy kopcili w fajkach jakieś zioła i mieli nieprzytomne oczy. Na drzewach na kawałkach kartonów powypisywane było Make Love, Mir, Pokój Peace. Precz z bombą A. Unosiła się pieśń
pust wsiegda budiet sonce,
pust wsiegda budiet nieba
pust wsiegda budiet mama,
pust wsiegda budu ja
Mężczyżni w odświętnych koszulach które mieli na niedzielę polewali do szklanek wino owocowe. Prezes z Samogwałtem przeszli obok napisu Chrońmy lasy deszczowe. Potem ich wzrok zatrzymał się na transparencie Precz z wojną w Wietnamie. Ochroniarz pokręcił głową. Ale tu zacofanie. Oni ciągle tkwią w latach sześćdziesiątych. Na stołach skleconych z jakichś okorków piętrzyły się wegetariańskiego ptrawy. Prezes z oburzeniem spojrzał na gotowane korzonki Pora umierać-pomyślał. Jak taka młodzierz rośnie to nie ma po co żyć. Krytycznie spojrzał na tłum ludzi ubranych jak pajace i dziewczyny w przezroczystych halkach. Co to do cholery jest!! Atakować- wydał już nieco ciszej polecenie szefowi ochrony.Ten zagadał coś przez komórkę. Zwarty szereg ochroniarzy dał kilkja kroków w przód. Syknęły wyciągfane tonfy. Jękneły silniki odpalanych armatek wodnych. A to co-zdziwił się nagle. Nadstawiając ucho. Wszyscy usłyszeli jakiś potężny łomot od którego ziemia drżała. Dużo potężniejszy niż wszystkie odpalone silniki pojazdów prezesa. O wiele potężniejszy.....Na choryzoncie ukazały się kłęby kurzu i coś niczym tocząca się skalna lawina. Z boków lasu wynurzyli się działkowcy maszerujący w długich kolumnach. Nieśli sztandary związku działkowego i portrety swoich prezesów z ostatnich dekad. Wymachiwali bejsbolami sztachetami i przeróżnym sprzętem ogrodniczym. Dęli w wuwuzele wydający złowrogi dzwięk. W środku między kolumnami działkowców galopowało dwóch jeżdżców na koniach w kowbojskich kapeluszach. Pedro z Łokerem Za nimi galopowało wielkie stado ważących ponad tonę każdy hiszpańskich byków z ponad metrowej długości rogami. Maszerujący po bokach działkowcy różnili się właściwie od bydła tylko brakiem sierści i kopyt. Ale ochroniarze wcale do końca nie byli tacy pewni...Zmartwieli ze strachy. Bydlęca lawina zbliżała się niczym erupcja wulkanu. Terenowy samochód prezesa szturnięty rogami fiknął malowniczego kozła i upadł na dach. Przetaczające się po nim stado w jednej chwili zmieniło go w powykręcaną kupę złomu. Młodych stażystów z brygady podwykonawców młode działkowiczki powciągały w krzaki ratując im życie. Najlepsza firma ochroniarska w Polsce została w jednej chwili pokonana przez stado byków i podróbę pochodu pierwszomajowego. Tej szarży nie mogli odeprzeć. W imię Ojca-przeżegnał się prezes. Śmierć idzie.....Odwrót!!!!!
Ciąg dalszy nastąpi


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatni zajazd na Retuszkowo. Część III

Jezuuuuuu, ale nas sprali-powiedział prezes Glizdowicz do kapitana Samogwałta. Może powiedzmy to w ten sposób że zajęliśmy zaszczytne drugi...