środa, 2 maja 2018

DZIEŃ NIEPODLEGŁOŚCI

DZIEŃ NIEPODLEGŁOŚCI
Był słoneczny i dość ciepły dzień mimo niezbyt ciekawej listopadowej pory roku. Dziad Taplarski krytycznie przyglądał się swojej koszuli. Środek jej ozdabiała malownicza wypalona żelazkiem, podobna do wejścia psiej budy dziura. Założy się kapotę to nie będzie widać- pomyślał zadowolony ze swej inteligencji Dziad.. Urzędował właśnie w stojącym obok kuntenerka blaszanym garażu którego właściciel wyjechawszy do Anglii dał nam klucze byśmy mogli tam trzymać uzbierane surowce wtórne i w razie potrzeby korzystać z narzędzi gdyby trzeba było dokonać jakiejś drobnej naprawy. Jutro był 11 listopada. Dziad podobnie jak my wszyscy wybierał się na Marsz Niepodległości w związku z czym wziął się za prasowanie bo w takie święto trzeba było się przecież odsztafirować. Z głośnym trzaśnięciem otworzyły się drzwi. To Vikin ze Sinką wracali z organizowanego przez Zarząd oczyszczania miasta zebrania. Było spotkanie z jakimś przydupasem Unii Europejskiej który przywiózł z Brukseli nowe zarządzenia i dyrektywy dotyczące surowców wtórnych. Dziad wyczuł od nich delikatny zapach zbuczałych jaj a ubrania chłopaków pokrywały czerwone rozbryzgi zgniłych pomidorów. Vikungowi naderwany róg smętnie wisiał na chełmie trzymając się na jakimś włosku a Sinka miał podbite oko i poszarpaną lekarską torbę którą okładał miejskich urzędasów. Dziadul - krzyknął z progu Viking. Karmiłeś kota? Ychyyy- burknął Dziad. To se go teraz kurde zakop! Mówiłem ci tyle razy żebyś mu nie dawał żarcia ze swojego talerza. Koty to delikatne zwierzaki. Dziad podrapał się po czuprynie. Zaaferowane gnidy ciekawsko wyjrzały z pod kapelusza. Zaraz tam zakop- oburzył się Dziad. Obedrze się ze skóry dołoży się trochę tego co wyrzucają z Biedronki i zrobi się pasztet. Wszystko byście wyrzucali- oburzył się. W swoim długim tyciu Dziad nauczył się że nic nie powinno się marnować. Viking zaczerpnął metalową puszką po konserwie wody z wiadra stojącego pod ścianą i pił chciwie.
Na zebraniu darli się jeden przez drugiego więc zaschło mu w gardle. Pod koniec pamiętał że w powietrzu latały zbuczałe jaja i zgniłe pomidory. Burmistrz dzielnicy musiał ratować się ucieczką przez okno a samochód unijnego urzędasa zmienił się w malowniczą, powykręcaną kupę złomu. Co tam na zebraniu?- zapylał Dziad. Viking z trzaskiem odłożył puszkę. Wszystkie znalezione puszki mają mieć protokół miejsca znalezienia oraz certyfikat z datą jej podniesienia. Na dodatek wszystkie trzeba ometkować specjalną banderolą ze znakiem wodnym na własny koszt. Nieometkowane będą konfiskowane jako nielegalnego pochodzenia. Butelki należy opatrzyć specjalnym chologramem z normami ISO a na makulaturę mieć zaświadczenie że nie pochodzi z drzew wyciętych w Puszczy Białowieskiej. Viking poprawił rozdartą na plecach koszulę. Stary nurek śmietnikowy Wołek złapał go za rękę gdy chciał przefasonować burmistrzowi facjatę. Byli już tacy co nam wszystko znakowali- powiedział z namysłem Dziad. Powiesili ich potem w Norymberdze. Nie te czasy- wtrącił się Sinka. Wtedy była okupacja a teraz dobrowolna Unia. Ale my w Kuntenerku może jesteśmy zacofani a w Europie lepiej wiedzą- Snce zebrało się na filozofowanie. Dziad spojrzał na niego ze żdziwieniem. Maroś- powiedział łagodnie. Za dużo telewizora się naoglądałeś. Umysł po prawdzie należy mieć otwarty. Ale nie za mocno- Dziad podniósł palec do góry. Aby mózg nie wyleciał Poprawił kapelusz. No idę przejrzeć śmietniczki. Samo się nie zrobi a z czegoś żyć trzeba. Reszta chłopaków już od rana w terenie. Ja zostanę- stwierdził Viking. Róg mi się naderwał, pospawać muszę. A i Sinka musi swoje narzędzia chirurgiczne poostrzyć bo widziałem jak skalpelem na koniec przecinał opony w samochodach urzędasów. No- Dziad się uśmiechnął i poprawił mu naderwany kołnierzyk. Co ja tam będę wam rządził. Róbta. Dziad złapał za swój złomiarski wózek i ruszył w obchód. Sinka włączył mały telewizorek stojący na przykręconej do ściany półce. Leciał właśnie na Discowery jakiś amerykański film w którym wypowiadali się ludzie którzy jak twierdzili byli porwani przez kosmitów.
Kosmici instalowali im w głowach jakieś metalowe inplanty i robili eksperymenty. Mało później z tego pamiętali ale opowiadali o swoich przejściach w latających talerzach z płaczem. Na twarzach Sinki i Vikusia malowała się zgroza. Nawet stary szczur siedzący pod ścianą patrzył w telewizor z niedowierzaniem. Miał już prawie metr długości bo Sinka do żarcia dosypywał mu jakichś sterydów ukradzionych w szpitalu. W życiu już wkosmos nie polecę- z przejęciem wyszeptał Viking. Na samą myśl że ufoludki mogły by mu zakładać implanty rozbolała go głowa. Na ekranie już film się kończył i leciały już litery a oni obaj ciągle milczeli. Cholerne zielone popaprańce- wykrztusił Sinka i aby uspokoić nerwy polał do słoików po dżemie solidne porcje alpaćka.
800 kilometrów nad ziemią zawisł latający talerz. Przyleciał z sąsiedniej galaktyki i miał 40 kilometrów średnicy.Przy wiózł przedstawicieli cywilizacji Ygrrrr. starego gatunku który osiągnął już wszystko. Jak na tak wysoko rozwiniętą cywilizację przystało nie mieli nic do robotyr za to uwielbiali wsadzać czułki w nie swoje sprawy. Nie byli ani dobrzy ani źli. po prostu byli ciekawscy Na ziemię ściągnęło ich promieniowanie poprawności politycznej Jego częstotliwość wskazywała że ta ideologia niedługo osiągnie wartość krytyczną i nastąpi zagłada tutejszej prymitywnej cywilizacji. Zjawiali się zawsze tam gdzie miało wydarzyć się jakieś nieszczęście. Bo nic im nie podnosiło tak samopoczucia jak cudza krzywda. Cywilizacja Ygrrr nie bała się nikogo. Gdyby ktoś zaatakował choć jednego z nich mieli zainstalowane na talerzu potężne działo plazmowe zajmujące jedną czwartą powierzchni statku. Zdolne do niszczenia całuch światów. Dowódca kosmitów książę Prchhhh następca tronu planety' Ygrrr postanowił sobie zrobić małą wycieczkę na Żiemię. Chciał popatrzeć jak wygląda życie tej prymitywnej białkowej formy inteligencji. Dowódctwo zdał swojemu następcy Krrrhowi z Dhamrraru i pomachał osadzonymi na długich czułkach oczami żegnającym go pobratymcom na platformie startowej.
Po chwili od Statku Matki oderwał się mały dyskoidalny pojazd i pomknął jak strzała w kierunku błękitnej planety.
Viking wyłączył spawarkę. Popukał z zadowoleniem róg na chełmie. Trzymał się mocno więc był zadowolony z naprawy. Sinka odłożył szlifierkę kątową i palcem sprawdzał ostrość swoich chirurgicznych narzędzi. Przerywając robotę między jednym łykiem apaćka a drugim przyjaciele spojrzeli w niebo. Absolutnie nie wiedzieli p co ale jakoś tak wyszło. Mimo słonecznego dnia było na nim widać jakąś gwiazdę. Nagle gwiazda oderwała się od nieba i zaczęła spadać. Robiła się większa i większa. W końcu upadła gdzieś za kuntenerkim. Chłopaki spojrzeli na siebie bez słowa. Na trawniku zobaczyli kilka foremnych kręgów w kształcie ułożonym w czterolistną koniczynkę. Zaklęli szpetnie. Obok kuntenerka stał latający talerz. Bok pojazdu otworzył się i wylazł z niego jakiś niewysoki, zielony cudak. Jego rurkowate odroślą na głowie w których były osadzone duże ciekawskie oczy rozglądały się wokoło. Cholera, to chyba marsjanin- wyszeptał podekscytowany Viking. Psia mać ufolud- zaklął Sinka. Obydwu przypomniał się niedawno oglądany film. Chce nam wsadzić te metalowe gówno w głowę i robić eksperymenty. Może nawet zmolestuje seksualnie. Pięści chłopaków zacisnęły się groźnie. Ja mu pokaże że zapamięta nasz kuntenerek jak drugie piepszone Roswel- wysyczał Wiking. Jego nęka spoczęła na wyciągniętym z garażu ciężkim hydraulicznym lewarku. Sinka chwycił wiszącą na gwoździu starą Dziadowa kufajkę. Przeczołgali się wzdłuż muru w niekoszonej trawie. Zielony widocznie usłyszał jakieś szuranie. Z chwilą gdy odwracał głowę zdarzył zauważyć tylko pędzący w jego stronę z ogromną prędkością kształt dziesięciokilowego podnośnika do ciężarówek. Istoty z gatunku księcia Prrrhy miały twarde krystaliczne szkielety jak to u krzemowych form tycia bywa. Ale ponieważ żelazo i tak jest twardsze obcy stracił na chwilę przytomność a jego czaszka zawibrowała donośnie niczym licheriski dzwon św Józef. Sinka zarzucił kossmicie kufajkę na głowę i wziął pod pachę. Kosmita piszczał coś i wysyłał telepatyczne sygnały do krążącego po orbicie statku. Jesteś za bardzo nerwowy- skarcił Vikinga Sinka. Nie musiałeś tak mocno walić tym lewarkiem. Jeszcze nam zdechnie nim przeprowadzę na nim badania. Wcale nie jestem nerwowy- wrzasnął Viking. Po prostu miałem ochotę mu przypierdolić. Rzucili ufoludka na podłodze w garażu wśród poniewierających się narzędzi. Co z nim zrobimy?- zaczął poważnie zastanawiać się Viking. Sinka zamyślił się. Kosmici są bardzo mądrzy, może go przesłuchamy. Może wie jak skończy się Moda na sukces? Myślisz że ogląda telewizję?- zwątpił Viking. Zresztą po jakiemu będziesz z nim gadał? On chyba nie umie po naszemu? Mam lepszy pomyśl- Since (rozbłysnęły oczy. Zrobimy mu to co oni robili tym porwanym ludziom. Przeprowadzę eksperymenty i badania. Dokonam analizy krwi, moczu i układu narządów wewnętrznych. Ty pobierzesz próbkę płynu rdzeniowo mózgowego. Będziesz moim asystentem- dodał z zadowoleniem sinka. Po chwili imadło opuścił prostowany przed chwilą chełm Vikusia a jego miejsce zajęła baniasta głowa ufoka. Książe Prrrch gwizdnął zaniepokojony. Jego czułki z niepokojem śledziły chłopaków. Tubylcy okazali się agresywni i zaczynał się bać. W ręku Sinki pojawiły się chirurgiczne przyrządy i fachowo zabrał się do badania narządów* wewnętrznych. Wiking złośliwie zgarnął puszkę małych gweżdzi papiaków i w*aląc młotkiem usiłował w*bić jeden kosmicie w* głow*ę w* charakterze implanta Tw*arda krystaliczna czaszka była bardzo gruba i Wiking w*alił z całych sił aż w* garażu z dawno nie sprzątanych półek podnosił się kurz. Następnie chwycił wiertarkę i zgodnie z zaleceniami Sinki przystąpił do pobrania próbki płynu mózgowe rdzeniowego Z wiertarki szedł gęsty dym jęczącego pod dużym obciążeniem silnika a na całym osiedlu przygasało światło. Tw*arda krystaliczna czaszka była bardzo gruba więc obcy nie tracił przytomności ale czuł się jak podczas wizyty u w*yjątkow*o sadystycznego dentysty.
Ma cholernie twardy łeb- mruknął zakładając nowe widłowe wiertło ze znakomitej szweckiej stali. Kosmita ze strachu zrobił się niebieski a jego czułki kręciły się na boki rozpaczliwie. Tymczasem chłopaki uwijali się przy nim jak w ukropie. Sygnały które cały czas wysyłał do swoich żądały by zniszczyć tutejszą cywilizację. Nagle w garażu rozległ się brzęk aluminiowych puszek po piwie niesionych w reklamówkach. A co wy tu robicie chłopaki- zapytał Dziad. Za nim maszerowała reszta bandy. My???- sprawcy zrobili miny niewiniątek Ufoludek spojrzał na Dziada obracając osadzone na czułkach oczy. Na jego głowie lśnił równy rządek wbitych przez Fazika papiaków. To za porwanych przez UFO- próbował tłumaczyć się Sinka. Dziad z ciekawością przyglądał się kosmicie. Flaki stwora ozdabiały garażowy warsztacik kolorową pajęczyną. Ale wypruwanie flaków i moczenie ich w gorącej wodzie to chyba lekka przesada. A poza tym włączcie telewizor na wiadomości. Zobaczcie co żeście nawywijali. Włączyli i wszyscy zaczęli się gapić. Latające talerze niszczyły Los Angeles. Płonął napis HOLLYWOD. W Nowym Jorku znowu waliły się jakieś wierzowce. To nie u nas -wybełkotał Viking. To nie nasza sprawa. Amerykanie niech się martwią. Zawsze tacy mądrzy to dobrze im tak. Rozpętaliście III Wojnę światową.- powiedział Dziad. Raczej wojnę światów - sprostował Retusz. Wstyd na całą planetę. Dodał Endriu. Pierwszy kontakt z obcą formą intelgentnego życia a wy żeście mu gwoździ w łeb na wbijali. Dajcie spokój chłopakom- wziął ich w obronę Scyzor. Przecie na garażach wisi tabliczka obcym wstęp wzbroniony. A ten zielony obcy przecie. Zamilkli. Prawo własności święte jest więc argument Scyzora miał swoją wagę. W telewizji waliła się właśnie przecięta laserem Statuła Wolności. Z wystrzelonych przez Amerykanów atomowych rakiet żadna nie doszła do celu. Statki obcych otaczało jakieś pole siłowe. Jak Amerykanie dowiedzą się że to my zaczęliśmy tą rozróbę-zastanowił się Yogi To ściągną nam na głowę swoich adwokatów. Będą żądali odszkodowania. Patrzył na płonące amerykańskie miasta.
No- potwierdził Profesor Butelka. Później naślą na nas komornika. Zabiorą nam kuńtenerek. moje butelki i te puszki co mamy zapas na czarną godzinę. Wskazał gestem worki ze złomem stojącą pod ścianą żelazną rezerwę na trudne czasy. Tak- potwierdził Retusz Będą chcieli powetować sobie straty; Dziad walnął z wściekłością pięścią w stojący mały garażowy stoliczek. Nie będzie Adwokat pluł nam w twarz a komornik puszek obmacywał. Jak przylezą założy się im betonowe skarpety i do wody.-oświadczył groźnym donośnym głosem. A co z inwazją - zapylał Endriu? Dziad namyślał się chwilę. Spojrzał na mnie. Misiek. Przynieś wszystkie płyty z filmami o kosmitach jakie wygrzebaliśmy w śmietnikach. Mamy tu stary ale sprawny odtw'arzaczyk. Ludzie tam zaw'sze wygrywają. Obejżymy sobie. Potrzebny nam fachowy instruktaż. Kopnąłem z buta po pudło z filmami. Pochyliliśmy się nad zawartością. Dziad nasunął na oczy okulary' i czytał tytuły na obwolutach. Kochaj i tańcz- odłoży! z boku. Niedobre. Columbo- to kryminał. Też odłożył. Seksowne kosmitki zainteresował się Dziad. Może tu coś będzie....Nie - przerwnł mu Retusz. To jest raczej o bardziej pokojowych kontaktach. Scyzor też pochylił się nad pudłem. Kamienny łeb. Historia boksera Wałujewra. Pokiwnł głowrą. Lubił takie klimaty; A to Yogi wygrzebał jakąś płytę. Dzień niepodległości- przeliterownł. Nie- Dziad machnął ręką. To pewnie o Piłsudzkim. Nagle jego brwi powędrowały do góry; Opakowanie ozdabiał latający talerz. Taki sam jaki u nas stał za kontenerkiem. To z kim właściwie była ta w'ojna w 20 roku bo mi wydawrało się że z bolszewikami. Umieścił płytę w' odtw'arzaczu Dwie godzinki zleciały'jak z bicza strzelił. Hy - uśmiechnął się Scyzor. Widzieliście jak ten murzyn dał obcemu po mordzie. Aż ja ochoty' nabrałem. Nagle w'szyscy się poderwaliśmy i podlecieliśmy do kosmity; Flekowaliśmy go dobre pół godziny; Dziad aż się zasapał ale niechciał być gorszy od młodszych. Zdjął później kapelusz i wycierał nim spocone czoło.
No dobra- zapylał sapiąc. Ale co dalej. Może zapakować wszystkie niewypały jakie znaleźliśmy przy zbieraniu złomu na poligonie, zapakować do tego talerza i podrzucić im do góry jak na tym filmie? Pchi- Co to jest parę skrzynek moździerzowych granatów. Prychnął Profesor Butelka. Zresztą kto tym poleci. Nie widziałem tam ani śprzęgła ni gazu że o kierownicy nie wspomnę. Poleci ten obcy- zarządził Dziad. Po wizycie u nas szybko będzie wiał do domu. W środku mu podłżymy bombę. Przykryjemy słomą żeby nie zauważył. Podrapał się po uchu. Wlejemy mu w gardło z wiadro apaćka. Nie będziemy żałowali dla dobra ludzkości. He- zwątpił Endriu. Amerykańska technika nie dała rady aty chcesz....Dziad spojrzał na niego wyniośle. Nie miałem na myśli amerykańskiej techniki. A jaką -zapytałem. Myślałem o technice radzieckiej. S pojrzeliśmy na niego pytająco Tylko Scyzor zrozuniał o co Dziadowi chodzi. Powoli mu się przypominały wydarzenia z przed wielu lat. Osunął się w otchłań wspomnień.
Była połowa lat 90tych. Na dworze królowała gęsta mgła i ciemny październikowy wieczór. W barze Klementynka nurki śmietnikowe i bezrobotni przepijali całodzienny utarg. Scyzor z Dziadem siedzieli przy stoliczku ze starym Sroką zwanym Generałem. Sprzedali właśnie korzystnie uzbierany dziś złom i postanowili to oblać. Puk!- wypełniony setko wy kieliszek zanurzył się w kuflu z piwem. Napij się- dDziad przysunął kufel do Generała. Generał był stałym bywalcem baru Klementynka. Przezwisko nosił z racji opowiadania stale o swoich wojennych wyczynach. Był bardzo łubiany przez bywalcó knajpy bo jego opowieści były barwne i niesamowite. Bo widzisz- zaczął generał Jak służyłem w RAFie to walczyłem z Romlem na Pustyni Libijskiej. Lecę se panie swoim Spitfierem a tu rozumiesz kolumna samochodowa pełna szwabów. Moje kaemy zagrały; Niemiaszki wiały gdzie popadnie. Raz przeleciałem. Mało. Drugi raz. Chciałem trzeci ale amunicja się skończyła. I co?zapvtał zaciekawiony Scyzor. Jak to co- Generał pociągnął wzmocnionego piwa. Obniżyłem lot. Otworzyłem owiewkę. Zdjąłem pasek od spodni i szwabów po łbach, po łbach!
Generał machnął ręką. Dopiero byście widzieli jak wiali. Ooooo!- pokiwali głowami z podziwem. I pociągnęli piwa. Dziad zerknął na sąsiedni stolik. Siedziało tam czterech ponurych facetów w skórzanych kurtkach. Kaukazkie rysy wskazywały że pochodzą ze wschodu. Czeczeńska mafia. Chodziły słuchy że ściągają haracz od handlujących ruskich na bazarze. Potrafili wszystko załatwić. Sam Dziad kupił kiedyś od nich nowiuśkiego kałasznikowa. Ale tych nie znał. Wyglądali na spiętych i stale patrzyli na zegarki. Lecę sobie kiedyś samolotem z przyczepą - opowiadał dalej Generał. Ze zrzutami dla francuskiego ruchu oporu. Wino, prezerwatywy, takie sprawy. Dziad ze Scyzorem słuchali jednym uchem. Przeczucie im mówiło że będzie rozróba. Spojrzeli na siebie porozumiewawczo. A tu wtedy przedemną- ciągnął opowieść Generał. Wyskakuje Messerchmit. To ja po chamulcach. Przyczepa mnie zarzuciła i wpadłem w korkociąg...Drzwi knajpy otworzyły się. Weszło kilku gości. Wyglądali na Arabów. Jeden miał wąską czarną brodę i zmysłowe usta. Popatrz ile tego zagranicznego tałałajstwa teraz u nas się kręci. Nasza knajpa robi się jak międzynarodowe lotnisko. Czekający obok mafiozi zauważyli Arabów. Wstali od stołu i podąrzyli do stojących przy drzwiach wyznawców Machometa. Po chwili razem wyszli na dwór. A wiecie jak łodzią podwodną staranowałem samolot- zaczął drugą opowieść Generał Otóż jak byłem w marynarce to.... Dziad poczuł parcie na pęcherz. Zawsze tak miał po ósmym piwie. Ubikację jak zawsze ozdabiała tabliczka z napisem Awaria kanalizacji więć ze Scyzorem od razu skierowali się na dwór. Ścianę knajpy ozdabiały fantastyczne liszaje wskazujące że do tej czynności była wykożystywana od lat. Gwizdali sobie z cicha. 10 milionów dolaró to jak za darmo- głos mówił po rosyjsku. Znali ten język Nie raz targowali się z ruskimi na bazarze.
Umawialiśmy się na pięć- usłyszeli zirytowane głosy. Zaciekawieni wyjrzeli zza narożnika. Obok furgonetki na ruskich numerach stało czterech Czeczeńców i arabowie. Żeby to przeżucie z drugiego końca Syberii ponieśliśmy poważne koszty.
Nie jesteśmy organizacją charytatywną. Brodaty Arab wyraźnie się wkurzył. Wy na Kaukazie też jesteście muzłumanami. Dżichad obowiązuje również was. Zawsze wszystko robicie dla pieniędzy. Czeczeniec zaciągnął się papierosem. Oczywiście że kasa się dla nas liczy. Nie pracujemy dla samego stresu. Dyskusja przebiegała coraz gwałtowniej. Nagle jeden z Arabów sięgnął po broń. Czeczeńcy sięgnęli po swoją. Wieczorną ciszę przecięły serie pistoletów maszynowych. Po chwili martwe białka oczu podziwiały gęstą październikową mgłę Scyzor z Dziadem to w sumie nic nie mieli przeciwko mafijnym porachunkom. Ale psucie reputacji ich knajpy wywoływało w nich lokalną patriotyczną złość. Postanowili sobie to jakoś wynagrodzić. Zajżeli do wnętrza furgonetki. Ich oczom ukazał się jakiś metalowy cylindryczny przedmiot leżący wewnątrz samochodu. Zdaje się że mieli bojler- bąknął Dziad. Bierzemy. Na złomie dostaniemy ładny Grosz. Scyzor z Dziadem odepchnęli trupa mafioza i przeładowali łup na swój złomiarski wózek. Bojler był potwornie ciężki jak by był pełen ale dali radę Po chwili gnali uliczką sapiąc z wysiłku bo opony wózka siadły pod ciężarem. Zobacz Scyzor ilu litrowy. Zainteresował się dDziad. Scyzor zpalił zapalniczkę i studiował zapisaną cyrylicą tabliczkę znamionową. Aż sapnął.
Po chwili milczenia rzekł. Pamiętasz jak ci opowiadałem jak byłem na Uralu? Tam widziałem coś takiego. Bo widzisz popiłem na tych ćwiczeniach wtedy z jednym ruskim generałem i po pijaku mi pokazał tego cały magazyn Czego?- zapytał Dziad. To bomba- oświadczył krótko Scyzor. 30 megatonowa głowica wodorowa.!!! Ręce Dziada zacisnęły się na dyszlu wózka a szyja pokryła się lekką gęsią skórką. Ażeby to}- mruknął cicho. No cóż. Bierzemy. Nigdy nie wiadomo czy się nie przyda.
Nasze silne nęcę przestawiały na bok kuritenerek. Różnokolorowe pająki o dwunastu nogach rozbiegły się w popłochu. Mutacje popromienne- pomyślałem Długoletnie naświetlanie zmieniło im DNA. Łopaty zazgrzytały o zbitą wysuszoną glebę.
Na głębokości około metra pojawił się zawinięty w kilka foliowych worków pakunek. Ale ciężkie to draństwo sapał Yogi turlając po trawie bombę. Wspólnymi siłami postawiliśmy ją do pionu. Misiek, potrafisz to uruchmić? Zapytał mnie Dziad.Głowica napawała mnie lękiem i szacunkiem. Bo byłeś na politechnicę. To i pewnie liznąłeś coś fizyki. Powoli odkręziłem kopułę głowicy. Dam ci dobrą radę rzucił przejęty Retusz Tylko nie kichnij. Bo jak się kichnie zawsze wybucha. Wewnątrz głowicy było mnóstwo kabli i coś jakby panel sterujący. Przyciski byłe pokryte ruskimi literami i cyframi. Zamyśliłem się i zacząłem stukać wr klawiaturkę To jest zegar czasowy. Powiedziałem. Mamy teraz pół godziny do eksplozji. Zaturlalismy bombę do pojazdu. Endriu z Vikingiem skombinowrali gdzieś trochę słomy i wrewnątrz pojazdu zrobiło się przytulnie jak wr stodole po omłotach. Yogi krytycznie spojżał na wnętrze pojazdu Wirowały tam wr powietrzu kurz i plewy. Nie rób takiej zgorszonej miny -powiedział Dziad Pomyślą że wraca z wryprawy badawozej i wiezie eksponaty. Dziad położył dodatkowo na podłodze zdechłego kota. A teraz że z dobrej gośniny nikt nie wychodzi trzeźwy to choćmy zrobić mu drinka. Pobiegliśmy do garażu. Szykowaliśmy kosmicie strzemiennego. W jego skład wschodziło kilka litrów apaćka. bańka płynu chamulcowego i kwaterka płynu do chłodnic Dziad po namyśle dodał do tego wszystkiego jeszcze litr zurzytego oleju silnikowego. Gotowe- oświadczył wąchając uwrarzoną przez siebie miksturę. Niech sobie teraz golnie na zdrowie- zachichotał złośliwie.Potem zdjął wiszący na gwoździu lejek służący do tankowania z kamistra. Na jego twarzy malowrał się nienaturalnie szeroki uśmiech. Książe Prrrch obserwował postępujący wr swym organiżmie proces regeneracji. Jeszcze chwilka i będzie jak nowy. Wnętrze brzucha otwarte nożem i potraktowanej akaś gorącą cieczą już się zasklepiało. Tylko wybite wr czaszkę papiaki za choler? nie chciały puścić. Do czułek słuchowych doszła fala akustyczna. Ujrzał swoich prześladowoów. Ich twarze choć uśmiechnięte nie wrróżyły nic dobrego. Jeden z nich trzymał wr ręku jakieś dziwne naczynie. Wypijmy za współpracę i zawieszenie broni- Dziad uśmiechnął się nieszczerze.Co złego to nie my. Strzemiennego i lecisz sobie do domciu. Zbliżył się z wiadrem do obcego. Pij zielony- zachęcał. Książe Prrrch wyczuł trujące substancje alkoholowe w naczyniu i zacisął wszystkie trzy zwieracze. Obraził się za zielonego- powiedział Retusz. Zaraz posądzi nas o rasizm. Pies im mordę lizał. Przesadzają z tą poprawnością polityczną. No kosmitek. Amciu.- zachęcał Dziad.
Obcy patrzył na nas ale najwyraźniej nie miał ochoty pić. No dalej. Teletubiś- zachęcaliśmy go Pijesz i pa. pa. Nie chce paszczy otworzyć - stwierdził Scyzor. Kopnij między nogi- zachęcał Dziada. On nic tam nie ma - odpowiedział zawiedziony Dziad. Może to tranwestyta- domyślił się Scyzor. Połaskotać go wiertarką- zaproponował Viking. Wiertarka!!! To jedyne słowo jakiego kosmita nauczył siew ludzkim języku. Jego górny otwór otworzył się by wydać dźwięk protestu. W ykrzystując sytuację wbiliśmy mu lejek w gardło a Dziad w niego wlał całą zawartość wiadra. Płyn szybko wlewał się do przewodu pokarmowego kosmity; A żeby to- mruknął Dziad z wyraźnym szacunkiem. Pije jak smok. Związki alkoholu zaczęły1 rozmiękczać ufoka. Otaczający go ziemianie wydali mu się nagle przyjaźni i sympatyczni. Nawet przestał rozumieć dlaczego kazał zgładzić ten gatunek. A ta zabawa z wiertarką to pewnie jakaś lokalna forma powitania. Gdy był wleczony do pojazdu coraz bardziej lubił te białkowe formy życia. Posadziliśmy go naczymś podobnym do fotela. Do wybychu zostało piętnaście minut. Zatrzasnęliśmy klapę pojazdu. Zamek kliknął od razu. Widać solidna robota. Popatrzeliśmy z obawą czy wystartuje ale wehikuł ruszył automatycznie. Powoli zataczając kręgi nad osiedlem a potem nagle wystrzelił w kierunku widocznego na ciemniejącym już niebie statku matki Staliśmy z zadartymi głowami. Nawet szczur się gapił ogryzając stary' pantofel. Fazik zasłaniał na wszelki wypadek oczy okularami spawalniczymi. Ngły błysk uczynił z nocy dzień Rozeszły' się koncentryczne kręgi po niebie. Zo baczcie jakie fajerwerki zafundowaliśmy miastu na Dzień Niepodległośi Rzekł Dziad Gapiliśmy się w niebo jak urzeczeni. MiśMiodojad

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatni zajazd na Retuszkowo. Część III

Jezuuuuuu, ale nas sprali-powiedział prezes Glizdowicz do kapitana Samogwałta. Może powiedzmy to w ten sposób że zajęliśmy zaszczytne drugi...