sobota, 14 kwietnia 2018

Czarna sobota

Dzieeń do bry panie kierowniku, witaj królowo. Nie macie 50 groszy? Bo do apaćka nam brakuje? Ano bo było tak. Dziś jest sobota co przed wolną niedzielą. Poszli my całym Kuntenierkim do Biedry na zakupy. Sinka zmartwił się wielce bo przed sklepem była tabliczka ,,Psów wprowadzać nie wolno. Przy wejściu grożnie na nas spoglądało dwóch rosłych ochroniarzy. Z boku szlochały ubrane na czarno na znak żałoby biedronkowe galerianki zmartwione z powodu utraty niedzielnego zarobku. Czekaliśmy na otwarcie. W oddali kłębił się tłum klientów. Żarcie- ktoś krzyknął. Żarcie- odpowiedział tłum. Biegiem przelecieli przez most na Wiśle. Po chwili z mostu zostały tylko powykręcane dżwigary i drzazgi chwiejące się nad wodą.Niektórzy bardzej rozpędzeni nie mogli wychamować. Jakiś Kodziarski Latający holender po raz setny okrążał naszą Biedrę z okrzykiem Demokracja! Konstytucja! Przerażeni ochroniarze widząc napierający tłum odwrócili głowy udając że nic nie widzą. Pchani ludzką falą wdarliśmy się do środka. Dziad Taplarski pchany napierał na moje plecy jednocześnie oganiając się kosturem od co bardziej natarczywych bab.Złapał go za kapotę jakiś leming w rurkach. Dłoń Dziada wystrzeliła niespodziewanie i rozsypał się grad wybitych zębów. Ech, Dziadu- pomyślałem. Nam to już raczej maść na reumatyzm nie zęby wybijać. Trzeba kuć żelazo póki gorące- wysapał Dziad. Raz krowie śmierć.Stanąłem koło regału z miodami. Wyrwawszy korek z rozkoszą wlałem zawartość do gardła. Oj....zaraz będzie zadyma- szepnął mi na ucho Autolikos.Yogi pociągnął mnie za rękę- Patrz. W przejściu stał kontener z przecenionymi szczotkami do kibla. Tłum ryknął z podnieceniem. Fazik poprawił na głowie rogaty chełm. Spojrzeliśmy lękliwie na czerwone drzwi. Wyjście ewakuacyjne. Regały zdrżały pod naporem ciał. Scyzor ze Sinką uskoczyli w ostatniej chwili. Profesorowi Butelce rozdarło kapotę. Konstrukcja runęła z łoskotem. Na chałdę pudeł z towarem rzuciła się dzika banda spragnionych zakupów lemingów. Wydzierali sobie z rąk plastikowe wiadra ścierki z mikrofibrą, szczotki do kibla, i otwieracze do konserw. W powietrzu gwizdały opakowania pizzy i musztardy. Gryżli, pluli, szarpali. Wynosimy się- ryknął pobladły Yogi. Tak, tak- potwierdził poważnie nastrachany Retusz.. Jakaś gruba baba wymalowana jak pakistańska ciężarówka szarpała się z niepozornym gościem w okularach o wyglądzie urzędnika który chciał jej wyrwać pojemnik z kostkami do kibla. Ta by nie stracić łupu połykała je w pośpiechu.Facet to widząc zapłakał. Stres miał tak skoncentrowany w oczach że aż kapało. Jacyś ogoleni na łyso goście wyrywali sobie sokowirówkę. Trzeci to widząc wydał z siebie okrzyk bojowy runął na obydwu. Jego ziomale wywijając rozmaitymi przedmiotami ruszyli z nim. Noga od krzesła zadżwięczała o łeb. Pościele i chinskie3 zupki wirowały w powietrzu.. Celnie ciśnięta butelka usunęła komuś kilka zębów. Fazik widząc bitkę poczuł naturę wikinga i oderwawszy nogę od regału rzucił się w kotłowaninę.Wypuszczał z siebie jakieś wyzwiska w języku runicznym.Dziad Taplarski widząc ten postępek zaklął z wsciekłością.Roztrzaskiwały się słoiki, kubki, w powietrzu pruły rozdarte torby z chipsami. Ludzie zamienili się w hordę neandertalców walczących z inną bandą dzikusów. Wargi się cofnęły odsłaniając zęby.Klienci spleceni w uścisku miotali się obalając wszystko dookoła. Chodu!!!!-ryknął nieco przytomniejszy Scyzor. Przebiegliśmy obok leżących na podłodze stosów proszku do prania i porozrzucanych kostek mydeł. W oddali majaczyło Wyjście awaryjne. Zmiatamy.- ucieszył się Endriu. Przebiegliśmy kilkadziesiąt metrów po zakrwawionej podłodze. W przejściu leżało ciało nieprzytomnego ochroniarza. Przez całą jego długość znać było ślady niezliczonych stóp. Przeskoczyliśmy nad nim i znależliśmy się na zewnątrz. Scyzor i Vikuś trzymali w rękach siekiery z czerwonymi metkami. Pewnie promocja. By odreagować stres przeprowadzil test na sklepowym parkingu. Scyzor zrobił z Mercedesa kabrioleta, aViking kilkoma cięciami zamienił motocykl w deskorolkę. Powlekli my się do Kuńtenerka bez zakupów. Apaćki kupimy na melinie u koślawy Zochy

3 komentarze:

Ostatni zajazd na Retuszkowo. Część III

Jezuuuuuu, ale nas sprali-powiedział prezes Glizdowicz do kapitana Samogwałta. Może powiedzmy to w ten sposób że zajęliśmy zaszczytne drugi...