Wrócił tu. Brukowany kocimi łbami
wjazd na których czerwieniał rdzą kawałek przedwojennych szyn
kolejowych jakiejś zapomnianej dawno fabrycznej linii. Na przeciwko
skrzypiały na wietrze wiszące na oberwanych zawiasach emaliowane
ale pokryte już liszajami rdzy żelazne wrota dawno nieczynnej huty
szkła. Wszystkie okna dawnego zakładu były potwornie brudne a w
niektórych brakowało szyb. Profesor Glass pokonując ból pulsujący
w całym organiżmie bezwiednie zrobił kilka kroków na przód i
stanął przed straszącym entropią portalem bramy. Rzutem oka
popatrzył na spękane mury zakładu. Ponad dwadzieścia lat
totalnego zaniedbania zrobiło swoje. Poczuł żal i głęboki
sprzeciw. Zdał sobie przy tym sprawę ze swej kompletnej
bezsilności. Huty umierają i ja umieram-pomyślał. Zakład choć
bardzo zniszczony miał w sobie jakiś demoniczny zniewalający urok.
Zgrzytnął zawias bramy i niczym duch z dawno minionych czasów
wypluł na zewnątrz jakąś przygarbioną postać.W jej ręku zwisał
jakiś brudny worek w którym zgrzytały stare butelki. Człowiek ten
na wypłowiałą kufajkę miał założony foliowy płaszcz
przeciwdeszczowy, taki jaki w razie niepogody można sobie kupić w
każdym kiosku za pięć złotych. Człowiek spojrzał na Glassa i
westchnął. To Pan. Jednak Pan wrócił. Delikatna mżawka bębniła
Glassowi o kołnierz kurtki. Tak-odpowiedział ledwie słyszalnie.
Musiałem. Bezdomny jak widać mimo kiepskiej pogody też przetrząsał
ruiny. Dlaczego on tu stale krąży?-zastanawiał się Glass. Ile
tośmy się nie widzieli-zagadnął Glass. Będzie z pół roku
mruknął tamten.Znalazł pan coś?-zagadnął starego Glass. Bywało
lepiej, bywało gorzej. Ale właściwie mi nigdy ostatnio nie bywało
ani lepiej ani gorzej-wyjaśnił enigmatycznie kloszard. Po chwili
przysiadł na wilgotnym kamieniu i ze swojego starego, chyba
szkolnego plecaka wyjął poobijany termos. Nalał sobie z niego w
zakrętkę nieco kawy. Napój był gęsty i czarny niczym smar do
pras hydraulicznych. Stary spoglądał na niego i grzał dłonie o
kubek kawy. Po chwili milczenia wyjął z worka kilka butelek. Glass
mimo że były pokryte warstwą wilgoci i błota od razu dostrzegł
finezyjne kształty grubego, lśniącego niczym złoto szkła
stworzonego ręką dziewiętnastowiecznych dmuchaczy. Może Pan je
sobie wziąść-powiedział bezdomny. Jle za to-zdołał wydusić
Glass patrząc na te cuda. Nic-odpowiedział tamten. Jest dziś
niedziela. A ja w niedzielę nie pracuję za pieniądze. Proszę
potraktować to jako prezent. Widząc zdumioną minę Glassa wzruszył
ramionami. To nic wielkiego proszę pana. Jak pokopać trochę koło
starej brakarni to można sporo tego znaleść. Bezdomny wytrzepał
zakrętkę termosu z fusów i pieczołowicie zakręcił pojemnik.
Poczęstował bym pana kawą ale ludzie z reguły brzydzą się
takimi jak ja. Więc nawet nie śmiałem proponować. Glass go ledwo
słuchał. Znowu zaczął odczuwać ten potworny ból. Jak gdyby
tysiące igieł przebijały każdą komórkę jego ciała. Lekarze
nie potrafili zdiagnozować tej choroby. Roboczo nazwali ją
krzemicą. Komórki po prostu pewnego dnia zaczęły absorbować ten
pierwiastek. Glass powoli po prostu kamieniał. Nawet kości robiły
mu się kruche jak szkło. Czasem budził się w pościeli pokrytej
krwią. Skórę bowiem przez noc przebijały wyrastające ze środka
ostre kryształki szkła. Ścisnął z bólu szczęki i przy okazji
pękł mu jeden z zębów. Zamieniając się w tnące język odłamki
szkła. Jasność, ciemność, jasność, ciemność. Cholera.
Kolejny atak. Ból pulsował. Nie wiedział kiedy znalazł się na
gliniastej ziemi. Potworne ukłucie zaatakowało przeponę. Poczuł
nagle że podtrzymują go ręce bezdomnego. Przy wargach poczuł
dotknięcie jakiejs plastikowej butelki. Pij! Pij, na Boga
człowieku!-dudniło mu w uszach. W gardle poczuł ohydny piekący
smak denaturatu dobranego chyba z jakąś zwietrzałą wodą
truskawkową. Zbuntowany żołądek zwinął się w supeł ale
przełyk twardo pompował ochydną ciecz. Jeszcze troszkę wypij. No.
Starczy. Glass otworzył oczy. Zobaczył nad sobą zatroskaną twarz
kloszarda. A więc jednak-powiedział tamten jakby do siebie. W na
pół jeszcze zamroczonym umyśle Glassa rozjarzyło się jakieś na
początku niejasne pytanie. Pan wie- zapytał wyduszając z płuc
duszący go smród denaturatu. Lodowaty deszcz który teraz rozpadał
się na dobre zaczął go powoli cucić. Stary westchnął głęboko
i przysiadł z powrotem na kamieniu. Prosiłem pana wtedy by jej pan
nie brał. Ale pan tak się zapalił i uparł jak ją znalazł. Nie
słuchał mnie pan. Glass oddychał głęboko. Ból ciągle trwał
ale był już do wytrzymania. Denaturat o dziwo złagodził objawy
choroby. Stary zapalił samoróbnego papierosa. Cuchnący dym podłej
gatunkowo machorki otoczył go niczym jakąś delficką Pytię. Jego
twarz rozlewała się w dymie za każdym pociągnięciem. Ma ją pan
przy sobie?-zapytał Pewnie tak. Nie lubi pan się z nią rozstawać,
prawda?-ni stwierdził ni zapytał. Rzucił niedopałek na ziemię i
mimo wilgoci starannie zgasił go podeszwą topornego robociarskiego
buciora. Będę musiał panu chyba coś wyjaśnić. Czy może mi pan
ją pokazać?-poprosił. Glass sięgnął do plecaka i wyjął JĄ.
Stary ujął dziwną butelkę w rękę i skinął głową. Nie była
to fabryczna seryjna produkcja. Ale dmuchany na szklarskiej piszczeli
wytwór jakiegoś mistrza. Wylot szyjki był zasklepiony już w
czasie dmuchania jakimś szklanym soplem. Na pierwszy rzut oka
wyglądało to na fuszerkę. Bo do takiej butelki nie dało się nic
nalać. Wewnątrz jednak coś było. Zawartość pulsowała
opalizująco. Przelewała się tam jakaś mgła która na pewno nie
była cieczą. Z boku miała nieznaną Glassowi ręczną szklarską
pieczęć. Zrywającego się do lotu szklanego Feniksa powstającego
z odłamków szkła. Wie pan co to jest-zapytał nagle stary. No
butelka-zdziwił się tym pytaniem Glass. Tylko z błędem
produkcyjnym. Zatkany wylot. Wygląda na to że dmuchacz pod koniec
zepsuł robotę. Ale i tak jest piękna. Stary słysząc to zrobił
najpierw wielkie oczy, a potem roześmiał się potężnym głosem
Pokręcił głową. Nie drogi panie. Michałowski nigdy nie zepsuł
żadnej szklarskiej roboty. Nie on. Deszcz powoli przestawał padać.
Przez bure chmury tu i ówdzie przebijało słońce. Stary ostrożnie
przechylił butelkę. Zostały wyprodukowane tylko trzy tego rodzaju
butelki. Każda przez innego mistrza szklarskiego. Widzi pan te trzy
wgłębienia przy denku? Glass skinął głową. Znał każdy
szczegół tego przedmiotu. Ale choć tyle czasu się głowił nie
miał pojęcia co oznaczają te trzy kropki. To butelka numer trzy.
-wyjaśnił stary. Dwie pierwsze ciągle gdzieś tu są.Przypalił
kolejnego papierosa. I przechylił butelkę. Opalizująca mgła w
środku zawirowała tworząc przedziwny fraktal. Bo to drogi panie
nie jest żadna butelka. A co?- zdziwił się Glass. To Chwytacz
Dusz. Glass spojrzał na starego szukając objawów szaleństwa bąż
upicia. Nie znalazł w jego twarzy ani jednego ani drugiego. Bezdomny
jak by odgadnął jego myśli i potrząsnął głową. Nie proszę
pana Z moją głową wszystko w pożądku. Obecnie w pożądku bo nie
ukrywam że leczyłem się dawno temu psychiatrycznie. Wie pan. Ta
huta to było całe moje życie. Jak każdy cieszyłem się z upadku
komuny. Miałem nadzieję że będzie teraz można spełniać
swobodnie swoje marzenia i zarabiać na godziwe życie ciężką
uczciwą pracą. Niestety. Jak się okazało po okrągłym stole
komuna zachowała swoje wpływy. Stała się nawet bardziej chciwa i
drapieżna. Wie pan jak wtedy było. Przyjechał jakiś cwaniak z
poparciem rządu. Najpierw obietnice, cuda na kiju. Potem
prywatyzacja i w parę miesięcy likwidacja. Huta z tradycjami która
przetrwał a zabory, sanację, Hitlera i Stalina nie dała rady
Solidarnośći a raczej agenturze w niej umocowanej. Stary z
wykrzywioną goryczą twarzą sięgnął po swój pojemnik z resztą
denaturatowego drinka i pociągnął mały łyczek. Milczał chwilę.
Wie pan. Moje życie nie zawsze wyglądało tak jak teraz. W tym
zakładzie byłem inżynierem produkcji. Zrobiłem nawet doktorat z
zakresu fizyki kryształów. Po zamknięciu huty i bezrobociu
zacząłem pić. Dostałem też trochę na głowę. Żona mnie
opuściła.....W psychiatryku poukładali mi jakoś te klepki w
głowie ale taki mały alkoholizm sobie zostawiłem. Tak na wszelki
wypadek. By nie oszaleć. Teraz pan wie jak kiedyś szanowana niegdyś
postać zmieniła się w pogardzanego Jutka Butelkorza? Bo teraz tak
na mnie mówią... Glass westchnął smutno. Ile w ostatnich dekadach
słyszał takich historii. A o co chodzi z tą butelką? Dlaczego
nazwał ją pan Chwytaczem dusz? Stary bez słowa chwycił za butelkę
i wycelował szyjką w niebo w kierunku słabowicie przebijającego
słońca. Proszę spojrzeć do środka. Przez denko. Glass spojrzał
w butelkę jak w lunetę. Przez kłębiącą się w środku nibymgłę
dostrzegł spód ryglującego szyjkę szklanego czopu. Nieregularne
wykwity bąblistego szkła jarzyły się w świetle. Po chwili z niby
przypadkowych kształtów nieregularnego szkła dostrzegł jakąś
sylwetkę. Przypominała mu kształtem znaną z książek postać
jakiegoś starożytnego egipskiego bóstwa. Anubis?-wyszeptał
zdziwiony Glass. Stary skinął głową. Tak. To Anubis. Egipski bóg
śmierci. I najważniejsze bóstwo Cechu Szklanego Feniksa. Trzyma
pan w ręku dzieło jednego z największych szklarskich mistrzów w
historii. A nawet coś więcej. Nosi pan przy sobie jego grób....oraz
duszę. Kogo-zapytał pobladły Glass. Michałowskiego-odparł stary.
Wie pan-ciągnął swoją opowieść były hutnik. W każdym zawodzie
są wyrobnicy, rzemielśnicy i artyśći. Michałowski nawet nie był
artystą w sztuce szklarskiej. Był geniuszem, a nawet magiem. To był
wykształcony światowy człowiek. Może pan nie wie ale przed wojną
istniało ogromne zinteresowanie okultyzmem. Znane są do dziś takie
nazwiska jak Ossendowski czy Bławatskaja. Hopla na tym punkcie miał
również Heinrich Himler. Założył jak wiadomo okultystyczny zakon
Thule, a swoich esesmanów rozsyłał po całym świecie aby szukali
tajemniczych artefaktów i starych ksiąg. Znana jest do dziś
przecież historia ich ekspedycji do Tybetu. Michałowski też
podróżował. Interesował się historią szklarstwa. Skupił się
na Egipcie gdzie jak wiadomo narodziła się sztuka wytopu szkła.
Nauczył się z tego powodu nawet odczytywać staroegipskie
hieroglify. Wertował antyczne papirusy w Muzeum Brytyjskim w
Londynie. Penetrował stare grobowce w dolinie królów w
Egipcie.Pszukiwał inskrypcji na ścianach i starożytnych papirusów.
Chyba coś znalazł. Wrócił do kraju jakby odmieniony. Pracował w
tej hucie a jego dzieła....były po prostu nie z tej ziemi. Dlaczego
o nim nie słyszałem-zdziwił się Glass. Czy zostały po nim jakieś
przedmioty które stworzył? Stary w zamyśleniu wypuścił kłąb
dymu. Wszystko zabrało SS gdy zniknął ze swymi towarzyszami.
Podobno przeoczyli jakąś figurkę ze szkła jego dzieła. Ale jej
od wojny też nikt już nie widział. Podobno zrabowali ją Rosjanie
gdy tu weszli i jest teraz ona gdzieś ukryta w podziemnym skarbcu w
petersburskim Ernitażu. Ogólnie był małomówną i tajemniczą
pstacią. Stary milczał chwilę jak by szukająć w myślach.
Michałowski wraz z dwoma innymi mistrzami szklarskimi założył
stowarzyszenie które nazwał Cechem Szklanego Feniksa. Mieli swój
rytuał i tajemnice. Gdy weszli tu hitlerowcy od razu Michałowskim
zainteresowało się SS. I to z polecenia samego Himlera. Tej świni
bardzo zależało by Michałowskiego i jego towarzyszy skaptować na
swoją stronę. Niemcy na początku traktowali ich z wielką estymą
i szacunkiem. Ale Michałowski odmawiał, odmawiał. Więc esesmani
niecierpliwili się i robili się coraz bardziej natarczywi. Pętla
powoli ale nieuchronnie się zaciskała. W koncu przyszedł ten
dzień. SS otoczyło hutę. Michałowski i jego mistrzowie
postanowili skorzystać z ostatniej drogi ucieczki jaka im została.
Wybrali Szklany Sen. Szklany Sen? Co to zapytał Glass. Stary
podniósł głowę. W kącikach oczu miał łzy. Tak. Szklany sen.
Rozpalili szklarski piec. Przeprowadzili starożytny rytuał. I każdy
z nich wydmuchnął swoją butelkę. Ostatnim dmuchnięciem umieścili
w nich swoje dusze. Zniknęli. SS przeorało cały zakład.
Aresztowali sporo ludzi usiłując wydusić z nich jakieś
informacje. Niektórych wywieżli do Oświęcimia skąd już nie
wrócili. Ale nie zwrócili uwagi na te trzy leżące pod paleniskiem
butelki. Nikt ich nie zauważył. Oprócz kilkunastoletniego chłopca.
Ucznia który termninował u Michałowskiego. On wziął je ukrył, a
gdy się uspokoiło zakopał w trzech miejscach fabrycznego terenu.
Jedną odnalazł pan. Pozostałe dwie ciągle gdzieś tam są. Skąd
pan to wszystko wie-zapytał oszołomiony tą niesamowitą historią
Glass. Stary wpatrywał się dłuższy czas w butelkę i nagle
spojrzał Glassowi prosto w oczy. Ten chłopiec był moim ojcem. Gdy
byłem jeszcze na studiach zachorował. Zżerał go jakiś rak, i
wkrótce potem zmarł. Przed śmiercią wszystko mi opowiedział.
Zapadła chwila milczenia. On chce wrócić-bąknął bezdomny.
Kto?-zapytał Glass. Michałowski. Nosił pan dość długo tą
butelkę przy sobie. Ogrzewał ją pan swoimi emocjami i energią
życiową. Proces jego powrotu już się rozpoczął. To dlatego pan
choruje. W magii i w przyrodzie obowiązuje ta sama zasada zachowania
energii. By on mógł wrócić, ktoś musi umrzeć. Padło na pana.
Tylko w bajkach dla dzieci dżin z butelki spełnia trzy życzenia.
Dzin z tej butelki może podarować tylko śmierć......Czy ktoś
może mi pomóc-zapytał głucho Glass. Stary wstał i zarzucił swój
worek na ramie. Ja nie. Ale chyba jest ktoś....Kto? Wyrocznia.
Normalnie mówią na nią głupia Jadżka. Była kiedyś tu
sprzątaczką. Teraz czasami przychodzi tu wieczorami. Siada na tym
swoim odrapanym krześle ze skleiki zaraz koło wejścia do
zakładowej ubikacji.....Wtedy wróży. Tylko ona może panu pomóc.
Przychodzi ze zmrokiem niech pan czeka. Musi pan do niej iść sam.
Stary pożegnał się i zrobił kilka kroków. Odwrócił się niech
się jej pan nie wystraszy. Ona czasem bywa.....dość dziwna
Koniec częsci pierwszej Miś Miodojad
Koniec częsci pierwszej Miś Miodojad
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz