niedziela, 13 stycznia 2019

Chwytacz dusz

   Wrócił tu. Brukowany kocimi łbami wjazd na których czerwieniał rdzą kawałek przedwojennych szyn kolejowych jakiejś zapomnianej dawno fabrycznej linii. Na przeciwko skrzypiały na wietrze wiszące na oberwanych zawiasach emaliowane ale pokryte już liszajami rdzy żelazne wrota dawno nieczynnej huty szkła. Wszystkie okna dawnego zakładu były potwornie brudne a w niektórych brakowało szyb. Profesor Glass pokonując ból pulsujący w całym organiżmie bezwiednie zrobił kilka kroków na przód i stanął przed straszącym entropią portalem bramy. Rzutem oka popatrzył na spękane mury zakładu. Ponad dwadzieścia lat totalnego zaniedbania zrobiło swoje. Poczuł żal i głęboki sprzeciw. Zdał sobie przy tym sprawę ze swej kompletnej bezsilności. Huty umierają i ja umieram-pomyślał. Zakład choć bardzo zniszczony miał w sobie jakiś demoniczny zniewalający urok. Zgrzytnął zawias bramy i niczym duch z dawno minionych czasów wypluł na zewnątrz jakąś przygarbioną postać.W jej ręku zwisał jakiś brudny worek w którym zgrzytały stare butelki. Człowiek ten na wypłowiałą kufajkę miał założony foliowy płaszcz przeciwdeszczowy, taki jaki w razie niepogody można sobie kupić w każdym kiosku za pięć złotych. Człowiek spojrzał na Glassa i westchnął. To Pan. Jednak Pan wrócił. Delikatna mżawka bębniła Glassowi o kołnierz kurtki. Tak-odpowiedział ledwie słyszalnie. Musiałem. Bezdomny jak widać mimo kiepskiej pogody też przetrząsał ruiny. Dlaczego on tu stale krąży?-zastanawiał się Glass. Ile tośmy się nie widzieli-zagadnął Glass. Będzie z pół roku mruknął tamten.Znalazł pan coś?-zagadnął starego Glass. Bywało lepiej, bywało gorzej. Ale właściwie mi nigdy ostatnio nie bywało ani lepiej ani gorzej-wyjaśnił enigmatycznie kloszard. Po chwili przysiadł na wilgotnym kamieniu i ze swojego starego, chyba szkolnego plecaka wyjął poobijany termos. Nalał sobie z niego w zakrętkę nieco kawy. Napój był gęsty i czarny niczym smar do pras hydraulicznych. Stary spoglądał na niego i grzał dłonie o kubek kawy. Po chwili milczenia wyjął z worka kilka butelek. Glass mimo że były pokryte warstwą wilgoci i błota od razu dostrzegł finezyjne kształty grubego, lśniącego niczym złoto szkła stworzonego ręką dziewiętnastowiecznych dmuchaczy. Może Pan je sobie wziąść-powiedział bezdomny. Jle za to-zdołał wydusić Glass patrząc na te cuda. Nic-odpowiedział tamten. Jest dziś niedziela. A ja w niedzielę nie pracuję za pieniądze. Proszę potraktować to jako prezent. Widząc zdumioną minę Glassa wzruszył ramionami. To nic wielkiego proszę pana. Jak pokopać trochę koło starej brakarni to można sporo tego znaleść. Bezdomny wytrzepał zakrętkę termosu z fusów i pieczołowicie zakręcił pojemnik. Poczęstował bym pana kawą ale ludzie z reguły brzydzą się takimi jak ja. Więc nawet nie śmiałem proponować. Glass go ledwo słuchał. Znowu zaczął odczuwać ten potworny ból. Jak gdyby tysiące igieł przebijały każdą komórkę jego ciała. Lekarze nie potrafili zdiagnozować tej choroby. Roboczo nazwali ją krzemicą. Komórki po prostu pewnego dnia zaczęły absorbować ten pierwiastek. Glass powoli po prostu kamieniał. Nawet kości robiły mu się kruche jak szkło. Czasem budził się w pościeli pokrytej krwią. Skórę bowiem przez noc przebijały wyrastające ze środka ostre kryształki szkła. Ścisnął z bólu szczęki i przy okazji pękł mu jeden z zębów. Zamieniając się w tnące język odłamki szkła. Jasność, ciemność, jasność, ciemność. Cholera. Kolejny atak. Ból pulsował. Nie wiedział kiedy znalazł się na gliniastej ziemi. Potworne ukłucie zaatakowało przeponę. Poczuł nagle że podtrzymują go ręce bezdomnego. Przy wargach poczuł dotknięcie jakiejs plastikowej butelki. Pij! Pij, na Boga człowieku!-dudniło mu w uszach. W gardle poczuł ohydny piekący smak denaturatu dobranego chyba z jakąś zwietrzałą wodą truskawkową. Zbuntowany żołądek zwinął się w supeł ale przełyk twardo pompował ochydną ciecz. Jeszcze troszkę wypij. No. Starczy. Glass otworzył oczy. Zobaczył nad sobą zatroskaną twarz kloszarda. A więc jednak-powiedział tamten jakby do siebie. W na pół jeszcze zamroczonym umyśle Glassa rozjarzyło się jakieś na początku niejasne pytanie. Pan wie- zapytał wyduszając z płuc duszący go smród denaturatu. Lodowaty deszcz który teraz rozpadał się na dobre zaczął go powoli cucić. Stary westchnął głęboko i przysiadł z powrotem na kamieniu. Prosiłem pana wtedy by jej pan nie brał. Ale pan tak się zapalił i uparł jak ją znalazł. Nie słuchał mnie pan. Glass oddychał głęboko. Ból ciągle trwał ale był już do wytrzymania. Denaturat o dziwo złagodził objawy choroby. Stary zapalił samoróbnego papierosa. Cuchnący dym podłej gatunkowo machorki otoczył go niczym jakąś delficką Pytię. Jego twarz rozlewała się w dymie za każdym pociągnięciem. Ma ją pan przy sobie?-zapytał Pewnie tak. Nie lubi pan się z nią rozstawać, prawda?-ni stwierdził ni zapytał. Rzucił niedopałek na ziemię i mimo wilgoci starannie zgasił go podeszwą topornego robociarskiego buciora. Będę musiał panu chyba coś wyjaśnić. Czy może mi pan ją pokazać?-poprosił. Glass sięgnął do plecaka i wyjął JĄ. Stary ujął dziwną butelkę w rękę i skinął głową. Nie była to fabryczna seryjna produkcja. Ale dmuchany na szklarskiej piszczeli wytwór jakiegoś mistrza. Wylot szyjki był zasklepiony już w czasie dmuchania jakimś szklanym soplem. Na pierwszy rzut oka wyglądało to na fuszerkę. Bo do takiej butelki nie dało się nic nalać. Wewnątrz jednak coś było. Zawartość pulsowała opalizująco. Przelewała się tam jakaś mgła która na pewno nie była cieczą. Z boku miała nieznaną Glassowi ręczną szklarską pieczęć. Zrywającego się do lotu szklanego Feniksa powstającego z odłamków szkła. Wie pan co to jest-zapytał nagle stary. No butelka-zdziwił się tym pytaniem Glass. Tylko z błędem produkcyjnym. Zatkany wylot. Wygląda na to że dmuchacz pod koniec zepsuł robotę. Ale i tak jest piękna. Stary słysząc to zrobił najpierw wielkie oczy, a potem roześmiał się potężnym głosem Pokręcił głową. Nie drogi panie. Michałowski nigdy nie zepsuł żadnej szklarskiej roboty. Nie on. Deszcz powoli przestawał padać. Przez bure chmury tu i ówdzie przebijało słońce. Stary ostrożnie przechylił butelkę. Zostały wyprodukowane tylko trzy tego rodzaju butelki. Każda przez innego mistrza szklarskiego. Widzi pan te trzy wgłębienia przy denku? Glass skinął głową. Znał każdy szczegół tego przedmiotu. Ale choć tyle czasu się głowił nie miał pojęcia co oznaczają te trzy kropki. To butelka numer trzy. -wyjaśnił stary. Dwie pierwsze ciągle gdzieś tu są.Przypalił kolejnego papierosa. I przechylił butelkę. Opalizująca mgła w środku zawirowała tworząc przedziwny fraktal. Bo to drogi panie nie jest żadna butelka. A co?- zdziwił się Glass. To Chwytacz Dusz. Glass spojrzał na starego szukając objawów szaleństwa bąż upicia. Nie znalazł w jego twarzy ani jednego ani drugiego. Bezdomny jak by odgadnął jego myśli i potrząsnął głową. Nie proszę pana Z moją głową wszystko w pożądku. Obecnie w pożądku bo nie ukrywam że leczyłem się dawno temu psychiatrycznie. Wie pan. Ta huta to było całe moje życie. Jak każdy cieszyłem się z upadku komuny. Miałem nadzieję że będzie teraz można spełniać swobodnie swoje marzenia i zarabiać na godziwe życie ciężką uczciwą pracą. Niestety. Jak się okazało po okrągłym stole komuna zachowała swoje wpływy. Stała się nawet bardziej chciwa i drapieżna. Wie pan jak wtedy było. Przyjechał jakiś cwaniak z poparciem rządu. Najpierw obietnice, cuda na kiju. Potem prywatyzacja i w parę miesięcy likwidacja. Huta z tradycjami która przetrwał a zabory, sanację, Hitlera i Stalina nie dała rady Solidarnośći a raczej agenturze w niej umocowanej. Stary z wykrzywioną goryczą twarzą sięgnął po swój pojemnik z resztą denaturatowego drinka i pociągnął mały łyczek. Milczał chwilę. Wie pan. Moje życie nie zawsze wyglądało tak jak teraz. W tym zakładzie byłem inżynierem produkcji. Zrobiłem nawet doktorat z zakresu fizyki kryształów. Po zamknięciu huty i bezrobociu zacząłem pić. Dostałem też trochę na głowę. Żona mnie opuściła.....W psychiatryku poukładali mi jakoś te klepki w głowie ale taki mały alkoholizm sobie zostawiłem. Tak na wszelki wypadek. By nie oszaleć. Teraz pan wie jak kiedyś szanowana niegdyś postać zmieniła się w pogardzanego Jutka Butelkorza? Bo teraz tak na mnie mówią... Glass westchnął smutno. Ile w ostatnich dekadach słyszał takich historii. A o co chodzi z tą butelką? Dlaczego nazwał ją pan Chwytaczem dusz? Stary bez słowa chwycił za butelkę i wycelował szyjką w niebo w kierunku słabowicie przebijającego słońca. Proszę spojrzeć do środka. Przez denko. Glass spojrzał w butelkę jak w lunetę. Przez kłębiącą się w środku nibymgłę dostrzegł spód ryglującego szyjkę szklanego czopu. Nieregularne wykwity bąblistego szkła jarzyły się w świetle. Po chwili z niby przypadkowych kształtów nieregularnego szkła dostrzegł jakąś sylwetkę. Przypominała mu kształtem znaną z książek postać jakiegoś starożytnego egipskiego bóstwa. Anubis?-wyszeptał zdziwiony Glass. Stary skinął głową. Tak. To Anubis. Egipski bóg śmierci. I najważniejsze bóstwo Cechu Szklanego Feniksa. Trzyma pan w ręku dzieło jednego z największych szklarskich mistrzów w historii. A nawet coś więcej. Nosi pan przy sobie jego grób....oraz duszę. Kogo-zapytał pobladły Glass. Michałowskiego-odparł stary. Wie pan-ciągnął swoją opowieść były hutnik. W każdym zawodzie są wyrobnicy, rzemielśnicy i artyśći. Michałowski nawet nie był artystą w sztuce szklarskiej. Był geniuszem, a nawet magiem. To był wykształcony światowy człowiek. Może pan nie wie ale przed wojną istniało ogromne zinteresowanie okultyzmem. Znane są do dziś takie nazwiska jak Ossendowski czy Bławatskaja. Hopla na tym punkcie miał również Heinrich Himler. Założył jak wiadomo okultystyczny zakon Thule, a swoich esesmanów rozsyłał po całym świecie aby szukali tajemniczych artefaktów i starych ksiąg. Znana jest do dziś przecież historia ich ekspedycji do Tybetu. Michałowski też podróżował. Interesował się historią szklarstwa. Skupił się na Egipcie gdzie jak wiadomo narodziła się sztuka wytopu szkła. Nauczył się z tego powodu nawet odczytywać staroegipskie hieroglify. Wertował antyczne papirusy w Muzeum Brytyjskim w Londynie. Penetrował stare grobowce w dolinie królów w Egipcie.Pszukiwał inskrypcji na ścianach i starożytnych papirusów. Chyba coś znalazł. Wrócił do kraju jakby odmieniony. Pracował w tej hucie a jego dzieła....były po prostu nie z tej ziemi. Dlaczego o nim nie słyszałem-zdziwił się Glass. Czy zostały po nim jakieś przedmioty które stworzył? Stary w zamyśleniu wypuścił kłąb dymu. Wszystko zabrało SS gdy zniknął ze swymi towarzyszami. Podobno przeoczyli jakąś figurkę ze szkła jego dzieła. Ale jej od wojny też nikt już nie widział. Podobno zrabowali ją Rosjanie gdy tu weszli i jest teraz ona gdzieś ukryta w podziemnym skarbcu w petersburskim Ernitażu. Ogólnie był małomówną i tajemniczą pstacią. Stary milczał chwilę jak by szukająć w myślach. Michałowski wraz z dwoma innymi mistrzami szklarskimi założył stowarzyszenie które nazwał Cechem Szklanego Feniksa. Mieli swój rytuał i tajemnice. Gdy weszli tu hitlerowcy od razu Michałowskim zainteresowało się SS. I to z polecenia samego Himlera. Tej świni bardzo zależało by Michałowskiego i jego towarzyszy skaptować na swoją stronę. Niemcy na początku traktowali ich z wielką estymą i szacunkiem. Ale Michałowski odmawiał, odmawiał. Więc esesmani niecierpliwili się i robili się coraz bardziej natarczywi. Pętla powoli ale nieuchronnie się zaciskała. W koncu przyszedł ten dzień. SS otoczyło hutę. Michałowski i jego mistrzowie postanowili skorzystać z ostatniej drogi ucieczki jaka im została. Wybrali Szklany Sen. Szklany Sen? Co to zapytał Glass. Stary podniósł głowę. W kącikach oczu miał łzy. Tak. Szklany sen. Rozpalili szklarski piec. Przeprowadzili starożytny rytuał. I każdy z nich wydmuchnął swoją butelkę. Ostatnim dmuchnięciem umieścili w nich swoje dusze. Zniknęli. SS przeorało cały zakład. Aresztowali sporo ludzi usiłując wydusić z nich jakieś informacje. Niektórych wywieżli do Oświęcimia skąd już nie wrócili. Ale nie zwrócili uwagi na te trzy leżące pod paleniskiem butelki. Nikt ich nie zauważył. Oprócz kilkunastoletniego chłopca. Ucznia który termninował u Michałowskiego. On wziął je ukrył, a gdy się uspokoiło zakopał w trzech miejscach fabrycznego terenu. Jedną odnalazł pan. Pozostałe dwie ciągle gdzieś tam są. Skąd pan to wszystko wie-zapytał oszołomiony tą niesamowitą historią Glass. Stary wpatrywał się dłuższy czas w butelkę i nagle spojrzał Glassowi prosto w oczy. Ten chłopiec był moim ojcem. Gdy byłem jeszcze na studiach zachorował. Zżerał go jakiś rak, i wkrótce potem zmarł. Przed śmiercią wszystko mi opowiedział. Zapadła chwila milczenia. On chce wrócić-bąknął bezdomny. Kto?-zapytał Glass. Michałowski. Nosił pan dość długo tą butelkę przy sobie. Ogrzewał ją pan swoimi emocjami i energią życiową. Proces jego powrotu już się rozpoczął. To dlatego pan choruje. W magii i w przyrodzie obowiązuje ta sama zasada zachowania energii. By on mógł wrócić, ktoś musi umrzeć. Padło na pana. Tylko w bajkach dla dzieci dżin z butelki spełnia trzy życzenia. Dzin z tej butelki może podarować tylko śmierć......Czy ktoś może mi pomóc-zapytał głucho Glass. Stary wstał i zarzucił swój worek na ramie. Ja nie. Ale chyba jest ktoś....Kto? Wyrocznia. Normalnie mówią na nią głupia Jadżka. Była kiedyś tu sprzątaczką. Teraz czasami przychodzi tu wieczorami. Siada na tym swoim odrapanym krześle ze skleiki zaraz koło wejścia do zakładowej ubikacji.....Wtedy wróży. Tylko ona może panu pomóc. Przychodzi ze zmrokiem niech pan czeka. Musi pan do niej iść sam. Stary pożegnał się i zrobił kilka kroków. Odwrócił się niech się jej pan nie wystraszy. Ona czasem bywa.....dość dziwna

Koniec częsci pierwszej Miś Miodojad

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatni zajazd na Retuszkowo. Część III

Jezuuuuuu, ale nas sprali-powiedział prezes Glizdowicz do kapitana Samogwałta. Może powiedzmy to w ten sposób że zajęliśmy zaszczytne drugi...